Gargantuiczna scena Muse górowała nad terenem lotniska Letnany, a promienie słoneczne i wysoka temperatura sprawiała, że wkradł się luźny, festiwalowy klimat. Całości dopełniała różnorodna wiekowo publika – koncerty (tudzież jak je nazywamy w KwP “show”) takich kapel jak Muse to zdecydowanie okazja do pojawienia się i nabycia koncertowego doświadczenia.
Wspomnę po raz drugi na KwP – na tej otwartej przestrzeni, bez barier, od których mógłby się odbić, dźwięk był krystalicznie czysty. Wiadomo, w przypadku wietrznej pogody mogłoby być znacznie gorzej, ale w koncertowaniu też trzeba mieć szczęście. W przypadku wyboru koncertu w Polsce na Narodowym, a w Pradze na Letnany – zawsze wybiorę lotnisko.
Dwa słowa o oprawie: była fenomenalna, Panowie z Muse przekroczyli kolejną granicę, jeśli chodzi o wizualia i niespodzianki dla fanów. Scena z wybiegiem, tancerze, roboty, astronauci, lasery… Prawdziwa ‘luxuria’! Ale jakimś cudem nie kłóci się to z wypracowaną przez zespół stylistką i tematyką nowej płyty, czyli “Simulation Theory”. Można się spierać czy album zasługuje by znaleźć się w dyskografii kapeli, ale bezsprzecznie są na nim dobre momenty (a w szczególności alternatywne wersje w wydaniu deluxe). Cóż, jednak zrobić, jeśli po prostu to wszystko do siebie pasuje – estetyka lat 80, przeszarżowane aranżacje, kolory i cały ten jazz.
O koncertowej setliście też dodam kilka słów: były hity – “Hysteria” z outro w postaci “Back in Black” AC/DC, “Uprising”, “Take a Bow”, a wystrzałową wersje “Supermassive Black Hole” poprzedziło kilka kultowych dźwięków z filmu ‘Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia”. “Dig Down” pojawiło się w gospelowo-akustycznej wersji, a jako że praski koncert był pierwszym na europejskiej trasie, należało wyczekiwać smaczków, w stosunku do zestawu utworów zaprezentowanych w US. Takim dodatkiem był kawałek “Undisclosed Desires”.
Na zakończenie monstrualne, wgniatające w czeską ziemię, “Knights of Cydonia”, przed którym na harmonijce wstęp z (tak, tak!) ‘Człowieka z Harmonijką”, odegrał Chris Wolstenholme.
Między muzykami panowała niezwykła chemia, Matt Bellamy raz po raz chwytał za gitarę, by na sam koniec, cisnąć nią w wzmacniacz. Nie muszę chyba mówić, że jednocześnie zauroczył wszystkie fanki w promieniu kilku kilometrów? Na zakończenie – do takich koncertowych trzeba mieć zdrowie. Ale w przypadku odpuszczenia, kto inny by dla Was to zrelacjonował?
Relacja z Koncertu przygotowana przez Koncerty w Polsce .
Ps. Jutro zapraszamy na Koncert do Krakowa do Tauron Arena Kraków start: 18:00
https://www.facebook.com/events/1940973602871313/