AnVision wydaje „Love and hate”. Premiera, której nie powstrzyma koronawirus
Zespół AnVision już od 13 lat pokazuje niebanalne podejście do metalu i rocka. Marek ‘Marqus’ Ostrowski, wokalista zespołu, zgodził się porozmawiać z nami tuż przed premierą najnowszego albumu tarnowskiej ekipy pod tytułem „Love & hate”. Choć w internecie znajdziecie ich pod hasłem progresywnego metalu , to w ich muzyce ściera się wiele nurtów. Podobnie jak w tytule płyty, to ciągła walka jasnej z ciemną stroną mocy. Wywiad miał być w formie video, ale niestety jak śpiewał Roman Kostrzewski „rzeczy kpią, w rzeczach zawsze drzemie kpina” i tym razem technologia zadrwiła z nas. Na szczęście nagranie dźwiękowe rozmowy pozostało.
BG – Błażej Grygiel
MO – Marek ‘Marqus’ Ostrowski
BG: Zacznijmy od najnowszej płyty, opowiedz mi o niej
MO: Album „Love & hate” ukaże się 25 kwietnia. Taki mamy cykl wydawniczy, co 4 lata. Poprzednia w 2016 i jeszcze starsza w 2012. Póki co ukazał się już nowy singiel z piosenką „Lovely day to die” i hula sobie po radyjkach.
BG: Mówiłeś o waszym cyklu wydawniczym. To znaczy, że macie pomysły na to, co za cztery lata?
MO: Chcielibyśmy przyspieszyć ten cykl, ale tak wychodzi, choć oczywiście przypadkiem. Przypuszczam, że kolejna płyta ukaże się co najmniej za 4 lata, może wcześniej. Zobaczymy, czy wszystkie wirusy odejdą i czy dadzą nam normalnie pracować. 25 kwietnia planowaliśmy dużą imprezę dla dziennikarzy i fanów w Tarnowie, niestety musimy ją przesunąć. Nie mamy możliwości grania prób, a impreza miała być połączona z koncertem. Prawdopodobnie około września, może troszeczkę wcześniej uda się taką imprezę zrobić. Tak, czy owak, płyta ukaże się w terminie. Serdecznie zapraszam do słuchania, jesteśmy z niej bardzo zadowoleni.
BG: Przejrzałem Wasze nagrania i teledyski, sami lubicie określać się mianem „metal progresywny”, co to znaczy w Waszym wykonaniu?
MO: Taka łatka do nas przylgnęła wcześniej, choć my nie chcemy się tak do końca określać. To bardzo szerokie pojęcie, ale wielu fanów tak naszą muzykę opisuje. Mieliśmy na poprzednich płytach w rozmiarze XXL, które przypisane są do muzyki progresywnej. Nie graliśmy w prostych podziałach rytmicznych i harmoniach, w prostych aranżacjach. To wszystko składa się na rock progresywny. Ja do końca jednak nie uważam, żeby to była czysta progresja. Jest tu dużo rockowego i metalowego łojenia. To nie jest tak, że my się tak określiliśmy, tak nas opisano na rynku.
BG: Moją uwagę przykuła okładka nowej płyty: serce zszyte z dwóch części. Jaką historię na niej opowiadacie?
MO: To opowieść o dwóch skrajnych emocjach w życiu każdego człowieka. Tytuł na nie wskazuje: „Love & hate”, miłość i nienawiść. Natomiast jeśli chodzi stricte o zawartość – to płyta wyraża właśnie te skrajności, z życia wzięte. Te uczucia towarzyszą nam przez całe życie, każdego dnia, chcieliśmy je przekazać w tekstach i muzyce.
Skąd serce zszyte? Serce jest miejscem, gdzie mieszkają uczucia. Jedna jego część jest ciemna i spalona, symbolizuje nienawiść. Druga, czerwona, symbolizuje miłość. Autorem okładki jest ten sam człowiek, który robił je do poprzednich 2 płyt – Piotrek Szafraniec. Podobają nam się jego pomysły, tworzy zresztą okładki nie tylko dla nas. Podobają się nam i dobrze odzwierciedlają muzykę na płycie.
BG: Jest płyta, jest teledysk, czas na koncerty. Mówiłeś o jesieni, jeśli sytuacja się uspokoi. Czy planujecie koncerty tylko w Polsce czy także za granicą? Piję do tego, co wydarzyło się trzy lata temu, gdy pojechaliście w trasę z Tarją Turunen.
MO: Planujemy, być może uda nam się powtórzyć to samo i również z Tarją zagrać kilka koncertów, na Węgrzech, Słowacji, w Czechach i Polsce. Tym bardziej, że mamy bardzo fajny kontakt z zespołem Tarji i z menagmentem. To świetna przygoda, fantastycznie przygotowane koncerty. Gramy oczywiście jako support. Trzy lata temu pojechaliśmy z pewnymi obawami: jak nas potraktują, natomiast podejście do nas od strony muzyków i organizatorów było super. Byliśmy traktowani bardziej jak gość niż support. W sumie zagraliśmy 8 koncertów. Bardzo wyczerpująca trasa, byliśmy i w Atenach oraz Salonikach w Grecji, i w Izmirze i Istambule w Turcji. Doświadczenie niesamowite. Tym razem być może wybierzemy się troszkę bliżej ale z tymi samymi ludźmi więc jeśli się uda będzie super.
BG: Teraz mamy wyjątkowy czas. Większość artystów stara się korzystać z technologii cyfrowej by dotrzeć do publiczności, bo zwyczajnych grać się po prostu nie da. Rozważacie cyfrowy koncert?
MO: Nie, to nie jest nasza bajka. Nie chcemy robić niczego na siłę. Granie koncertów to dla nas przede wszystkim kontakt z żywym człowiekiem, z żywą publicznością. Koncerty online byłyby bez takich emocji, zimne, martwe, nie po naszej myśli. Dla nas koncert to żywioł i kontakt. Poza tym cała otoczka jest ważna. Koncert trwa około 1,5 godziny, najdłuższy zagraliśmy 2,5-godzinną imprezę. Ale te spotkania z fanami, a mamy takich, którzy jeżdżą na nasze koncerty tysiące kilometrów. Natomiast zagranie w internecie? Nie dorośliśmy jeszcze chyba do tego.
BG: Jak oceniasz polską scenę? Gatunek, w który jak sam mówisz, troszkę was wtłoczono, to pewna nisza w Polsce. Jak oceniasz organizację koncertów, kontakty między kapelami i publiczność w kraju?
MO: Znamy się z wieloma kapelami, także z wieloma organizatorami. Faktycznie to, że jest to niszowa muzyka to wszyscy się znają albo z widzenia, albo przez łącza internetowe. Przy okazji różnych festiwali i koncertów na wiele zespołów atmosfera jest jak w rodzinie. Chcielibyśmy by przychodziło więcej ludzi ale widzimy, że z roku na rok publiczności i słuchaczy przybywa. Mam nadzieję, że będzie się to tylko powiększać.
BG: W Waszym zespole są muzycy z różnych pokoleń, w różnym wieku. Jak wykuwał się ten skład?
MO: Zespół powstał w 2007 roku, wtedy jeszcze mnie w nim nie było. Założyli go Grzesiek z Marcinem, gitarzysta z perkusistą. Założyli go z myślą pogrania hobbystycznego. Wcześniej wszyscy uczestniczyli w innych projektach, mniej lub bardziej poważnych. To hobbystyczne granie zaczęło się rozwijać, zaczęły się koncerty i nagrania. Wokalista odszedł, doszedłem ja i zaczęliśmy poważnie pracować nad płytą, wcześniej skład wydał Epkę.
W momencie gdy wydaliśmy tę płytę mieliśmy innego basistę i klawiszowca. Do materiału na drugą płytę zatrudniliśmy nowego basistę, który przyszedł do nas z castingu. Karol to najmłodszy członek naszego zespołu, a miejsce na klawiszach zajął Bartek Różański. Świetny, wykształcony człowiek stąd. Drugą płytę zaczęliśmy nagrywać w składzie, który nie zmienił się do dzisiaj. Fajnie nam się gra razem.
BG: Rozmawialiśmy o trasie z Tarją, a z którym z polskich zespołów chcielibyście pojechać w trasę?
MO: Jest mnóstwo zespołów. Jesienią, jeśli sytuacja pozwoli, zagramy jeden koncert z Votum i zespołem Black River, zdaje się w Dąbrowie Górniczej. Właśnie Votum to jest jeden z czołowych zespołów tego gatunku, świetna kapela, fajnie by było pograć z nimi więcej. Takich zespołów jest więcej, ale tak naprawdę się nad tym nie zastanawiałem. Z wieloma polskimi zespołami w tym klimacie już graliśmy, wyszło świetnie, to fajni ludzie. Jest wielu, z którymi jeszcze raz chcemy zagrać.
BG: Zwykle jest tak, że w momencie wydawania płyty już są plany na to, co dalej. Czy macie już rozpisane, co będziecie realizować?
MO: Do końca nie mamy zadecydowanych planów, natomiast mamy przygotowany materiał audio i video z koncertu z okazji 10-lecia AnVision na Festiwalu Rocka Progresywnego w Toruniu. Mieliśmy tam zaproszonych wielu przyjaciół, był to koncert z wielką pompą. Mamy materiał i musimy się zmobilizować do wydania go w postaci płyty koncertowej. Być może po wydaniu najnowszej płyty zabierzemy się za to. Koncert był nagrany w 2016 roku więc nie ma tam najnowszych kawałków. Jednak nagranie płyty koncertowej jest jednym z moich marzeń.
Jestem fanem starego hard rocka, który obfitował w płyty koncertowe, to jest dla mnie esencja takiej muzyki. Jest to oczywiście duże przedsięwzięcie, koncert musi być świetnie nagłośniony, zrealizowany, nagrany. Ale być może uda się uszyć z tego, co w 2016 roku zostało nagrane. Koncert odbył się na zamku krzyżackim, więc klimat i anturaż dookoła to bardzo fajna sprawa. Na razie z tego koncertu mamy jedno video z coverem Dream Theatre, dostępny na YouTube.
Na pewno będziemy tworzyć nowe utwory, mamy sporo pomysłów. Ten cykl wydawniczy, o którym wspominałem na początku łączy się z tym, że mamy własne studio nagrań. Mamy w nim także próby. Z jednej strony to bardzo wygodne, z drugiej strony nie mamy ciśnienia czasowego i ram, przez co proces się wydłuża. Płytę „Love & hate” nagrywaliśmy ponad rok. Jesteśmy zadowoleni z tego, natomiast miejmy nadzieję, że praca nad nowym będzie krótsza. Znam jednak zespoły, którym zajmuje to dłużej.