Kasia Lisowska: Udało się zatrzymać energię, którą przekazałam w utworach

29 kwietnia 2021 roku premierę miała „Linia życia” Kasi Lisowskiej, skupiająca efekty niespełna dwuletniej pracy nad jej autorskimi tekstami i aranżacjami. Choć twierdzi, że to późny debiut, nie ma na myśli wieku – „Cieszę się, że debiutuję właśnie teraz, kiedy czuję się spełnionym człowiekiem i wiem, że dojrzałam do tej chwili” – mówi wokalistka.

 

Materiał zgromadzony na „Linii życia” powstawał w niespiesznym tempie, we wsparciu nieocenionych muzyków, którym Kasia Lisowska nie szczędzi słów wdzięczności. Wiele lat doświadczeń zarówno życiowych jak i zawodowych, pozwoliły na stworzenie albumu dojrzałego i przemyślanego – w nim artystka widzi swoje wnikliwe odbicie, nie skrywając przed słuchaczami kruchości, która zresztą idzie w parze z siłą. „To esencja tego, kim dziś dla siebie jestem” – podkreśla artystka. Kasia Lisowska w rozmowie z Iwoną Smyrak opowiedziała między innymi o asertywności przychodzącej z wiekiem, pracy na uczelni i działalności artystycznej, które się uzupełniają oraz o wrażliwości, która nie musi być słabością.

 

Rozmawiamy chwilę po Twoich urodzinach – wydaje mi się, że wymarzony prezent już dostałaś, bo również wczoraj, 29 kwietnia, miała miejsce premiera Twojej debiutanckiej płyty „Linia życia”. Twierdzisz, że to późny debiut. Dlaczego?

 

Nie mam już dwudziestu lat, tylko dużo więcej, ale nie o wiek chodzi. Cieszę się, że debiutuję właśnie teraz, kiedy czuję się spełnionym człowiekiem i wiem, że dojrzałam do tej chwili. Dobrze jest spełniać swoje marzenie ze świadomością, że robię to w zgodzie ze sobą.

 

Czy dziś, słuchając swoich piosenek i przeglądając się w nich, dostrzegasz czas, upływający pod znakiem dojrzewania, o którym wspomniałaś?

 

Materiał, który znajduje się na płycie, skupia piosenki, które powstawały na przestrzeni ostatnich niespełna dwóch lat. W szufladzie mam ich mnóstwo, więc decyzja, które z nich znajdą się na płycie, była bardzo trudna, bo sama zarówno komponuję muzykę jak i piszę teksty. Tak jak słusznie wspomniałaś w pytaniu, piszę absolutnie o sobie, o swoich emocjach, przeżyciach – nie wyobrażam sobie robić inaczej. Bagaż doświadczeń i to, ile jesteśmy w stanie udźwignąć przez całe życie, jest dla mnie czymś niesamowitym. Cieszę się, że mogłam to przekuć w piosenki. Jeśli ktoś, kto zupełnie mnie nie zna, sięgnie po tę płytę, to usłyszy o silnej, ale jednocześnie bardzo kruchej i wrażliwej kobiecie.

Silna, spokojna, potrafiąca tęsknić – czy nieustannie charakteryzują Cię te słowa?

Myślę, że tak. Wiem o tym, że mam silny charakter, który na co dzień bardzo pomaga mi w pracy. Mam też w sobie sporo empatii i cieszę się, gdy dobro do mnie wraca. Czasem jest tak, że chcemy kogoś wesprzeć, dodać mu siły, ale sami sobie nie potrafimy pomóc. Kruchość i wrażliwość, o których śpiewam, to antagonizmy, które mimo wszystko świetnie się uzupełniają. Jestem tu i teraz, mogę się spełniać – przede wszystkim móc decydować, jaki materiał znajdzie się na mojej płycie. Spotykam się z komentarzami od osób, które mnie znają, że jestem na niej prawdziwa, więc udało mi się osiągnąć zamierzony cel. Ludzie mogą usłyszeć mnie taką, jaka jestem, a nie wykalkulowany produkt.

Poruszasz temat wrażliwości, która często uważana jest za słabość, której należy się wypierać. Czy spotkałaś się z takim pojmowaniem tej cechy? 

Dla mnie dzielenie się dobrem jest na porządku dziennym. Zawsze się to sprawdza i nie zamierzam tego zmieniać. Czy wrażliwość mi przeszkadza? Czasem tak. Ludzie boją się wrażliwych istot – możliwe, że ich nie rozumieją. Świat pędzi, ja sama bardzo dużo pracuję, ale nie zapominam o tym, że bliscy są dla mnie najważniejsi. Wrażliwość nie musi kojarzyć się z czymś słabym, to także pojmowanie świata. Ktoś może nie dostrzec, że właśnie zakwitają drzewa lub spotyka nas  jakakolwiek inna, mała rzecz. Myślę, że ta płyta jest też o tym, że można pogodzić się z tym, co było kiedyś, ale nie zapominając, że żyjemy tu i teraz, a linia życia ciągle jest, trwa. Trzeba ją wykorzystać tak, by na jej końcu nie powiedzieć sobie: „mogłam coś zmienić” czy „za mało się uśmiechałam, za mało byłam”. Każdy patrzy na świat przez pryzmat własnych doświadczeń, więc nie można winić kogoś za to, że ocenił, skomentował świat inaczej – ma do tego prawo. Wychodzę z założenia, że jeśli ja potrafię być sobą, to może ta druga osoba też się przełamie, przyjmując dobrą energię i uśmiech. Ostatecznie jednak nie mamy na to wpływu. Możemy starać się małymi gestami zmieniać świat, ale każdy musi zacząć od siebie. Nic na siłę.

Nawet jeśli miałoby to trwać etapami, małymi kroczkami – absolutnie nie rzucać się na głęboką wodę.

Dokładnie tak, stąd mój późny debiut. Przez te wszystkie lata dojrzewam, uczę się, staram się obserwować i widzieć więcej. Nie tylko dobre doświadczenia nas uczą, ale również te trudniejsze. Cieszę się, że mogę dziś powiedzieć, że moje muzyczne dziecko jest absolutnie piękne, zdrowe i naprawdę moje.

Zdaje się, że jest to uczucie nieporównywalne do jakiegokolwiek innego, prawda?

Kiedy dotarły do mnie wysłane przez wydawnictwo świeże, prosto z tłoczni – pudła z płytami –  otwierałam je drżącą ręką, zupełnie jakbym robiła operację na otwartym sercu. Rozpłakałam się jak dziecko. Jestem bardzo wdzięczna, bo naprawdę mnóstwo osób przyczyniło się do tego. To nie jest tylko mój sukces, ale również wspaniałych muzyków, przyjaciół, którzy zagrali na tej płycie. Na co dzień pracujemy ze sobą w różnych projektach, a większość utworów była nagrywana na tak zwaną setkę. Wszyscy spotkali się w studio, a potem ja, dograłam wokal. Gdy przyszłam na ich próbę, a później na nagranie, zobaczyłam dorosłych mężczyzn, na co dzień mocno stąpających po ziemii, którzy powiedzieli mi, że czują jakąś magię i jedność. Usłyszeć od nich takie słowa to dla mnie największa nagroda. Bardzo chciałabym w tym miejscu bardzo podziękować mojemu producentowi muzycznemu –  Łukaszowi Luce Kowalskiemu, który wierzył w ten projekt do końca. Ścigaliśmy się z czasem, bo założyliśmy sobie, że premiera odbędzie się 29 kwietnia, w moje urodziny. Finalnie, gdy bierzesz do ręki płytę, wiedząc, jaka jest jej historia od momentu postawienia pierwszej nuty, czyli procesu twórczego, to cały świat przelatuje przed oczami. (śmiech)  

Czy pierwsza nuta, o której wspomniałaś, nakreśliła kierunek, jakim podąży płyta czy nie był to jeszcze ten moment?

Gatunek muzyki, jakim się poruszam, określiłabym jako acoustic pop, czyli coś, co nie goni za komercją i pierwszymi miejscami na listach przebojów. Zawsze byłam wierna pięknej melodii ubranej w fajny aranż, który nie będzie przekombinowany. Łukasz sprawdził się w tym znakomicie, świetnie mnie rozumie i ma znakomite pomysły i ogrom doświadczenia w aranżacji i produkcji muzycznej. Pamiętam prace przy utworze „Jeszcze raz”, gdy zadzwonił do mnie ze studia i powiedział, że nie może pracować, bo siedzi i ze wzruszenia płacze … Ja też nie byłam w stanie wydusić słowa, bo uświadomiłam sobie, że udało się zatrzymać energię, którą przekazałam w tych utworach. Wiedziałam, że ludzie będą czuć mnie przez skórę.

Muszę zatrzymać się przy reakcji muzyków, bo podczas odsłuchu albumu nie sposób pozbyć się wrażenia, że całe instrumentarium doskonale zna każdą cząstkę Ciebie, którą się dzielisz i wie, z jaką duszą się styka. Rzadkim zjawiskiem jest obcowanie z muzyką, która jest tak spójna i uduchowiona.

Wzruszam się i jestem w szoku, że to powiedziałaś. Muszę napomknąć, że osoby, które wzięły udział w nagraniach to na co dzień moi przyjaciele, więc oni doskonale wiedzą, z kim mają do czynienia. Towarzyszą mi przez pół mojego życia – nasze drogi bardzo się przenikają i nie wyobrażam sobie, żeby na tej płycie zagrał ktoś inny. Myślę, że właśnie to jest kluczem do tego, że Ty, jako obca mi osoba, która sięgnęła po tę płytę, trafiłaś w samo sedno i rozczuliłaś mnie. Pragnę jeszcze raz podziękować wspaniałym muzykom, którzy nie tylko oddali swój talent, ale też ogromne serducho: Maciek Boguta, Tomek Rząd, Sebastian Sipa, Marek Buchowicz, Łukasz Szafrański i Łukasz Luka Kowalski- ogromne dziękuję.

Jak w takim razie połączyły się Wasze drogi?

Znamy się jeszcze ze studiów lub innych artystycznych wspólnych przedsięwzięć. Razem gramy też w zespole Andrzeja Piasecznego – jesteśmy jego muzykami, towarzyszymy mu na koncertach. Ludzie, którzy płyną tą samą rzeką i idą tą samą drogą, po prostu się przyciągają.

Ty – ostoja spokoju. Kompozycje powstające w niespiesznym tempie. Jak się w tym odnaleźć, gdy codziennością w środowisku artystycznym rządzi pogoń za szybkim sukcesem?

Zanim znalazłam się tu, gdzie jestem, pracowałam w wielu miejscach, więc poznałam ten świat od środka. Nigdy nie miałam potrzeby bycia z przodu. Oczywiście, w trakcie drogi artystycznej przeżyłam wiele wzlotów i upadków – dużo mnie to nauczyło. Spokój spokojem, ale czasem spotykamy ludzi, którzy nie do końca są życzliwi. Mam wrażenie, że im bardziej chciałabym gonić za przysłowiowym króliczkiem, to nie wiem, czy nie szkoda byłoby mi na to życia. Czasem zastanawiam się, czy artyści, którzy są w gronie „top of the top”, są tak naprawdę szczęśliwi, bo jak wiemy, sukces ma wiele twarzy. Nachodzi mnie refleksja, że niezależnie od tego, czy jestem Kasią Lisowską, która na co dzień uczy śpiewu w Kielcach czy stoję na scenie i śpiewam solo bądź z innym artystą – ma to dla mnie taką samą, ogromną wartość. Każdy z nas ma lepsze i gorsze momenty, ale to one nas budują. Występowałam w różnych programach rozrywkowych i to, co widzimy na ekranie, nie do końca odzwierciedla to, co dzieje się na planie – wiele marzeń wówczas trzeba sobie odpuścić i zderzyć się z rzeczywistością. Postanowiłam zrobić coś na własnych warunkach, tak jak czuję. Jest to esencja tego, kim dziś dla siebie jestem.

Z jednej strony trenerka wokalu, z drugiej – artystka, która właśnie wydała swoją debiutancką płytę. Współgrają ze sobą te dwa ogniwa czy je rozdzielasz?

Nie rozdzielam. Uważam, że wszystko w życiu jest po coś i jeśli mogę podzielić się swoim talentem, spostrzeżeniem czy doświadczeniem z pracy artystycznej  z młodym człowiekiem, to dlaczego nie? Najlepszą rzeczą jest móc usłyszeć od swojego mentora konstruktywną krytykę bądź super pochwałę. Zawsze powtarzam swoim uczniom, że technika to jedno, ale ważne, by nie zabierała ci twojej osobowości. Prawda w muzyce musi śpiewać twoim naturalnym głosem. Wielokrotnie przeżyłam w swoim życiu sytuacje, kiedy ktoś kazał mi śpiewać piosenki, które kompletnie mi nie leżały. Wychodząc na scenę, wiedziałam, że choćbym nie wiem jak bardzo nastawiła się pozytywnie, będę ze sobą bardzo walczyć, by dotrwać do końca piosenki w niewygodnych butach, ubraniu, które zupełnie do mnie nie pasuje. Jednak nie żałuję, bo te przeżycia też czegoś uczą. Dziś bardzo często przytaczam te historie studentom po to, by wiedzieli, że zawsze mają prawo do bycia artystą w zgodzie ze sobą i uczę ich zdrowej asertywności, która w tym zawodzie przydaje się.

Uświadamianie studentów, by nie dali w sobie zgasić pierwiastka, który w przyszłości przecież będzie ich definiował, jeśli zdecydują się kontynuować artystyczną drogę, to bardzo ważny temat. Mam wrażenie, że ludzie często zapominają, z czym wiąże się ich uczestnictwo w programach talent show. Asertywność jest w tym przypadku niezwykle ważna.

Często dzieje się tak, że fantastyczne głosy odpadają po drodze, gdy liczy się – nie mam w naturze tutaj nikogo obrazić –  trudna opowieść, sensacja. Artyści są wrażliwi, więc ktoś, kto zbyt dużo o sobie powie, może później tego żałować. Ludzie to komentują – wielu młodych ludzi stykając się z falą nienawiści, zamyka się na długi czas, budując w sobie sferę, która robi z nich wystraszonych i niedostępnych. Kiedy zderzasz się z tym po raz pierwszy, trudno jest nie czytać komentarzy, bo chcesz wiedzieć, jak ludzie cię oceniają. Szczególnie trudno czyta się te, które całkowicie mijają się z prawdą. Asertywność przychodzi z wiekiem.

Powróćmy do utworu „Silna”. Teledysk wieńczy poruszająca scena, w której pojawiają się Twoi bliscy.

Kiedy w domu powstawała ta piosenka, po raz pierwszy zdarzyło się tak, że tekst i melodia zrodziły się równocześnie. Szybko chwyciłam za dyktafon i słowa wypłynęły ze mnie z taką siłą, że aż sama się przeraziłam. (śmiech) Cały proces trwał kilkanaście minut i wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek ten utwór ujrzy światło dzienne i będzie mógł pojawić się z obrazem, to chcę, aby wystąpili w nim moi bliscy. Drzewa, o których śpiewam, to ludzie, którzy są obok mnie. W teledysku nie zmieściłam ich wszystkich, bo jest to zaledwie ich część. Szczerze, sama się wzruszam, gdy to oglądam, bo dokładnie to chciałam przekazać. Jesteśmy silni nie tylko dzięki sobie, ale także dzięki ludziom, którzy są przy nas. Czas przemija, ludzie odchodzą, a my zdajemy sobie sprawę, że każda z tych osób wniosła coś do naszego życia. I to jest piękne.

Czy na płycie „Linia życia” udało się zawrzeć całą Kasię Lisowską?

Zawsze pozostaje niedosyt, ale wydaje mi się, że udało się. Tą płytą zamknęłam pewien etap w swoim życiu, od którego zresztą absolutnie się nie odcinam. Być może jest to początek czegoś nowego? Mam nadzieję, że nie opuści mnie wena i będę mogła kontynuować swoją artystyczną drogę.

Rozmawiała Iwona Smyrak

Linia życia - Kasia Lisowska | Muzyka, mp3 Sklep EMPIK.COM

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!