Biffy Clyro zaprezentowali nowy album „The Myth of the Happily Ever After”. Ten album przedsięwzięcie, które powstało w reakcji na album „A Celebration of Endings” oraz emocjonalny zamęt ubiegłego roku.
To swoiste ying do yang „A Celebration”, druga strona tej samej monety, porównanie „przed” i „po”. Optymizm z początku 2020 roku szybko runął z hukiem, a nowa płyta to skutek dziwnego i okrutnego czasu w naszym życiu.
To reakcja na „A Celebration of Endings” – mówi wokalista i gitarzysta, Simon Neil. – Ten album to wielka podróż, kolizja emocji i myśli, które towarzyszyły nam przez ostatnie 18 miesięcy. W „A Celebration” słychać było siłę, a na tej płycie pokłaniamy się nad kruchością bycia człowiekiem w absolutnie pokręconych czasach. Nawet tytuły znajdują się na przeciwnych biegunach. Zastanawiamy się, czy tworzymy narrację happy endu, by zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa, w świecie w którym nikt przecież nie wie, co czeka nas na koniec dnia.
Uziemieni przez lockdown Biffy Clyro nagrali „The Myth” w zupełnie inny sposób niż „A Celebration”. Los Angeles zamienili na salę prób na farmie blisko swych domów, którą bracia James i Ben Johnstonowie przekształcili w pełnowymiarowe studio.
Zespół pierwotnie planował tylko ukończyć nagrania z „A Celebration”, ale w trakcie prac zaczął powstawać zupełnie inny materiał, który pod koniec 2020 roku zaczął przybierać kształt „The Myth”. Zazwyczaj 90% piosenek Biffy powstaje w Szkocji, a potem muzycy przenoszą się na sesję do Londynu bądź Los Angeles, tym razem wszystko powstało w ojczyźnie artystów.
Atmosferę przed „The Myth” podgrzały single „Unknown Male 01” i „A Hunger In Your Haunt”. Teraz fani otrzymali kolejną zapowiedź w postaci „Errors In The History of God”, w którym słyszymy stadionowy dramatyzm, z którego słynie Biffy Clyro, oraz teksty o skomplikowanych uczuciach na temat otaczającego nas świata.
Na „Myth” nie brakuje ani eksperymentów, ani oldschoolowego brzmienia kapeli. „Existed” to elegancka opowieść o zwątpieniu i numer, który dodaje coś nowego do katalogu tak zwanych slowburnerów zespołu. Z kolei „DumDum”, skonstruowane w oparciu o delikatne syntezatorowe dźwięki, to znaczące odejście od typowego brzmienia tria, natomist „Slurpy Slurpy Sleep Sleep” to równie zuchwały finał albumu, co „Cop Syrup” z „A Celebration”. Fani z pewnością doszukają się też licznych odniesień i niespodzianek jednocześnie łączących jak i przeciwstawiających dwie płyty.
Tematem przewodnim albumu jest siła osobistych przekonań, które zyskały niemal religijny wymiar za sprawą mediów społecznościowych i serwisów informacyjnych. By jednak móc iść dalej, trzeba myśleć o wspólnym dobrze i mieć otwarty umysł.
Biffy Clyro ogłosili już trasę na 2022 roku. Zespół do Polski przyjedzie w 18 lutego i zagra w warszawskiej Stodole. W planach są też wielkie festiwale, jak chociażby Download.