Wojciech Napora (Cochise): Czujemy ogromny głód grania na żywo

15 października br. miała miejsce premiera siódmej studyjnej płyty zespołu Cochise – „The World Upside Down”. Tym samym Paweł Małaszyński, Wojciech Napora, Radek Jasiński oraz Adam „Argon” Galewski nieprzerwanie udowadniają, że w polskim rocku jest miejsce na muzykę zaangażowaną i pełną kompromisów, którą wspiera szczera radość z grania. „Bardzo doceniamy i szanujemy fakt, że istniejemy” – mówi Wojciech Napora, gitarzysta Cochise.

„Lubię o naszym zespole myśleć jako o wypadkowej bardzo szerokiej grupy zespołów, które nas inspirowały” – Wojciech Napora w rozmowie z Iwoną Smyrak, opowiedział o kulisach powstawania płyty, konfrontacji z Iggy Popem, Danzigiem czy Depeche Mode, a także o tym, co charakteryzuje ich jako zespół.

Iwona Smyrak: Będąc na koncercie w Dąbrowie Górniczej, nie dało się nie zauważyć fanów w koszulkach Cochise. Jest to dla Was nieco charakterystyczne, nawet naszą rozmowę zawdzięczać można jednemu z nich. (śmiech)

Wojciech Napora: To naprawdę wspaniałe uczucie. Ta świadomość, że jest grupa ludzi, którym tak bardzo podoba się nasza muzyka. Z nimi granie zyskuje dodatkowy wymiar. Tworzyć muzykę zamierzaliśmy i zamierzamy niezależnie od tego, czy komuś się ona podoba czy nie, ale to obecność fanów w naszym życiu muzycznym sprawia, że czujemy się wyjątkowo.

Koncert, o którym mowa był jednym z pierwszych, jakie zagraliście po dłuższej przerwie.

Tak, to był pierwszy koncert od prawie roku. O ile się nie mylę, w październiku 2020 roku, tuż przed całkowitym lockdownem, udało nam się jeszcze zagrać u siebie, w Białymstoku, a potem była bardzo długa, dziesięciomiesięczna przerwa.

Wasze niektóre koncerty zostały odwołane, ale w ubiegły weekend graliście m.in. na Śląsku. Czy według Ciebie, muzyka jest w stanie przywyknąć do pandemii czy jest to nie do pogodzenia?

Pandemia na pewno utrudnia funkcjonowanie takim zespołom jak my. Ci, nazwijmy to, więksi artyści, którzy przyciągają rzeszę fanów, radzą sobie z tym lepiej. W naszym przypadku jest o tyle gorzej, że musieliśmy niektóre koncerty odwołać ze względu na małe zainteresowanie. Zdarzyło się to po raz pierwszy, właśnie w pandemii, w ciągu naszego już dosyć długiego okresu koncertowania. Mamy nadzieję, że jest to wyłącznie efekt pandemii, a ona zacznie na dobre ustępować. Jak będzie w rzeczywistości, pozostaje wielką niewiadomą, bo jeszcze rok temu myśleliśmy, że jest w zasadzie już po wszystkim. Odwoływanie koncertów to zawsze ogromny żal, bo obok komponowania i nagrywania, koncertowanie jest jedną z najfajniejszych i kluczowych rzeczy w egzystencji zespołu. Zdarzyło się także, że musieliśmy odwołać nasze koncerty z powodu choroby – tej najpopularniejszej obecnie – jednego z nas. Wiemy w jakiej rzeczywistości żyjemy i zdajemy sobie sprawę z tego, że każdy chce powrotu do normalności, bez tego strachu o zdrowie własne i innych.

Zwłaszcza, że w październiku wydaliście „The World Upside Down” i jak każdy zespół, chcielibyście promować nową muzykę na pełnych obrotach. A jak wiemy, materiał najlepiej „sprzedaje się” na koncertach.

Zgadza się. Czujemy ogromny głód grania na żywo, zwłaszcza nowego materiału, bo tak jak wspomniałaś, taką „wisienką na torcie” jest zmierzenie się z nowymi utworami i „sprawdzenie” reakcji publiczności. Do tej pory było tak, że zanim nagraliśmy płytę, mogliśmy wiele z kawałków, które trafią na przyszłe wydawnictwo, mówiąc kolokwialnie – „przetestować”. W przypadku ostatniej płyty, tak się nie stało. Jeden z nowych utworów udało nam się zagrać premierowo dopiero w Dąbrowie Górniczej, tuż przed premierą płyty, gdy cały materiał mieliśmy już zamknięty.

Niezgoda na pewien stan rzeczy zdaje się przejawiać w samym tytule płyty, a idąc dalej, w tekstach. Okładka również nie napawa optymizmem.

Jeżeli chodzi o sam tytuł – „The World Upside Down”, mieliśmy pomysł może nie na nazwanie tak płyty, ale utworu, już jakiś czas temu. Wydaje mi się, że było to w okolicy „Swans And Lions”. Wówczas chodziło o zupełnie inny utwór niż ten, który znalazł się na najnowszej płycie, ale z jakichś względów Paweł uznał, że ani ten utwór mu nie leży, ani tytuł na płytę. Przyszedł jednak moment, kiedy zaczął wręcz nachalnie do nas wracać i niestety pasować do obecnych okoliczności. Gdy zaprezentowaliśmy go naszemu znajomemu Szymonowi, odpowiedzialnemu za część graficzną płyty, pokazał nam kilka swoich propozycji. One niekoniecznie nam się podobały, aż w końcu wysłał coś, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Jedyne, do czego zarówno my, jak i on, mieliśmy wątpliwości, to fakt, że ilustracja jest zbyt dosłowna. Pomyśleliśmy jednak, że świetnie pasuje do tytułu i zostaje!

Powiedziałaś, że okładka nie napawa optymizmem. Mamy jednak nadzieję, że to właśnie muzyka ma terapeutyczny, pozytywny wymiar. Ta płyta kończy się bardzo optymistycznie. Chcemy tym samym nieść nadzieję na powrót do prawdziwej normalności.

Płytę otwiera tytułowy utwór, który charakteryzują liczne, ciekawe zwroty akcji. Skąd pomysł na taką propozycję?

Akurat ten utwór wyszedł ode mnie. Mamy w zespole dwie metody komponowania – albo pomysł wychodzi ode mnie i przedstawiam go najpierw Pawłowi, a on wymyśla melodię wokalną i pisze tekst, a drugi sposób jest taki, że to Paweł wymyśla linię melodyczną, wysyła mi ją i opowiada, jak to widzi, a ja siadam z gitarą i układam cały szkielet utworu. W jednym i drugim przypadku kończy się tak, że spotykamy się wszyscy na próbie i ogrywamy pomysł (utwór) już wspólnie. Jeżeli chodzi o utwór „The World Upside Down” wyszło to dość przypadkowo. Najpierw powstał riff do zwrotki i refrenu, potem pomyślałem, że przydałoby się zmienić nieco klimat, czyli wprowadzić coś innego. Lepiąc różne pomysły, udało mi się dobrnąć do końca i dostrzegłem, że całkiem sensownie ten chaos układa się w całość. Na samym końcu pomyślałem, że fajnie byłoby wymyślić jakieś spokojne otwarcie płyty („cisza przed burzą”), więc stworzyłem intro akustyczne, które stało się delikatnym wprowadzeniem do tego, co dzieje się później. Dziełem przypadku jest to, jak ten utwór wygląda. Nie miałem w zamyśle stworzenia takiego, nazwijmy to, potwora (śmiech).

Czytacie recenzje swoich płyt?

Tak, oczywiście. Jak tylko dotrze do nas jakaś recenzja, dzielimy się nią z fanami. Bardzo cenimy sobie zdanie innych.

Zacytuję fragment jednej z nich: „ […] poszukują nowej drogi i … niestety trochę błądzą […]”.

Ani pierwszego, ani drugiego zdania nie traktuję jako negatywne. Każdy ma prawo oceniać naszą muzykę, a tym samym twierdzić, że błądzimy. Myślę, że trochę tak jest, bo od samego początku naszego grania, pojawiały się pytania o to, czy szukamy swojego brzmienia. Zastanawialiśmy się nad tym i stwierdziliśmy, że szukamy go, ale nie znajdziemy. Nie wyobrażam sobie grania w Cochise czy w jakimkolwiek innym zespole, kiedy powiedziałbym, że już wszystko wymyśliłem i nie mam czego szukać. Każda płyta niesie coś innego. Dodatkowo jest wzbogacona doświadczeniem płynącym z poprzednich albumów. Staramy się być otwarci na tyle, na ile możliwe jest poszukiwanie w gitarze, basie, perkusji i wokalu ciekawych brzmień. W elektronikę za bardzo iść nie chcemy, chociaż wiem, że to teraz bardzo modne, ale lubimy zahaczać o różne gatunki – nigdy nie mówimy nie.

W swojej twórczości nawiązujecie do indiańskiej historii – raz pojawia się ona na okładce, innym razem bezpośrednio w tekstach. Czy na najnowszym wydawnictwie została zachowana ciągłość?

Nie chciałbym skłamać, ale wydaje mi się, że tym razem indiański wątek nie pojawił się wprost. W przypadku tej płyty, kluczowe znaczenie miała rzeczywistość, która nas dopadła w 2020 roku i myślę, że to dla Pawła było główną inspiracją jeśli chodzi o teksty. Na wcześniejszych płytach dość często zahaczaliśmy o wątki indiańskie i historię Indian, czy to w tekstach, czy na okładkach. Myślę, że pozostaniemy im wierni, bo zobowiązuje nas do tego nazwa, ale i to, że cały czas się z tym identyfikujemy. Nie zawsze pojawia się to wprost, bo nie chcemy podchodzić do tego tematu zbyt nachalnie.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez COCHISE (@cochise_official)

Gdy płyta ujrzała światło dzienne, zaczęły powielać się opinie słuchaczy, że Paweł momentami brzmi jak Ozzy Osbourne, który zresztą, 3 grudnia, obchodził urodziny. Jak Paweł i reszta zespołu reaguje na takie porównania?

Zarówno ja, Paweł, jak i znany ci Radek chyba dość podobnie reagujemy na to – śmiechem. (śmiech) Z drugiej strony, daj Boże tylko takich porównań i skojarzeń. Dla nas jest to absolutnie wspaniała sprawa. I oczywiście, niech nam Ozzy żyje sto lat.

Czy inspiruje Was jego muzyka lub innych artystów?

Na pewno! Ozzy’ego słuchamy chętnie do dziś. Pewnego dnia – dawno, dawno temu, na jednym z festiwali, co prawda nie na jednej scenie, ale graliśmy w plenerze pod łódzką Atlas Areną, gdzie później w środku grał Black Sabbath. Ich muzyka była i jest dla nas wielką inspiracją, zresztą tak jak muzyka wielu innych zespołów. Natomiast ile tych inspiracji słychać, najlepiej niech zweryfikuje ktoś z zewnątrz. Na pewno nie porównałbym naszej muzyki do Black Sabbath, bo byłoby to zbyt zuchwałe (śmiech). Z drugiej strony, myślę, że brzmimy zupełnie inaczej. Lubię o naszym zespole myśleć jako o wypadkowej bardzo szerokiej grupy zespołów, które nas inspirowały. Absolutnie nie porównujemy się do nikogo ani nie stawiamy się z nimi w jednym rzędzie, ale nasiąkliśmy tym przez lata i nadal nasiąkamy, bo ciągle ich słuchamy. Nawet gdy czytałem recenzje, między innymi te, w których głos Pawła porównywano do różnych znakomitych wokalistów, to aż sam byłem bardzo zdziwiony, że tyle tam Iggy’ego Popa, Danziga, Ozzy’ego czy Eddiego Veddera.

I tym razem na płycie pojawił się cover. Na warsztat wzięliście „Gimme Danger” The Stooges. Skąd taki wybór?

Wybór coveru to najczęściej dzieło przypadku. Jeżeli chodzi o nasz pierwszy cover – „Lick the blood off my hands” zespołu Danzig, to kiedyś kolega z Białegostoku, przygotował składankę „Tribute to Danzig” i zaproponował nam udział w niej, na co zgodziliśmy się ochoczo. Paweł trafił na płytę z odrzutami z różnych sesji i znalazł tam właśnie „Lick the blood off my hands”, który przypadł nam do gustu, bo był bardzo w naszym stylu. Potem stwierdziliśmy, że fajnie byłoby się pochylić nad którymś z utworów The Doors. Paweł powiedział, że jego marzeniem jest nagranie „Five to One”. Później ja, słuchając dużo Nicka Cave’a, stwierdziłem, że „The Weeping Song” do nas pasuje, zwłaszcza melodia refrenu jest tak smutno-zajebista, że warto się nad tym pochylić. Chłopakom też się to spodobało, ograliśmy to na koncercie i umieściliśmy na płycie. W trakcie przygotowywania „The World Upside Down”, Paweł obejrzał dokument „Gimme Danger” i zaproponował nam piosenkę The Stooges, bo też jest w naszym klimacie. Nie mogliśmy niestety przetestować jej na żywo przed wydaniem płyty, ale teraz jest to obowiązkowy punkt koncertu Cochise. Pomysł na następny cover jest mój, ale jeszcze nie będę zdradzał, co to takiego. Zobaczymy, czy trafi na płytę, czy będzie tylko w repertuarze koncertowym. Pamiętam, że kiedyś zmagaliśmy się z kawałkiem „Behind the Wheel” Depeche Mode, ale coś poszło nie tak (śmiech). Z kolei Paweł wziął ostatnio udział w sesji nagraniowej zespołu Spirit In The Forest (zespołu, który specjalizuje się w coverach Depeche Mode). Zaśpiewał tam zwrotkę i refren utworu „A Question of Time”. Być może jeszcze kiedyś wrócimy do repertuaru DM z Cochise.

Czy z racji tego, że jesteś polonistą, próbowałeś napisać jakiś tekst dla Cochise?

Nie, ani nie próbowałem, ani mnie to nie pociąga. Parę razy udało mi się podpowiedzieć kilka słów Pawłowi, gdy miał jakiś problem z tekstem. Myślę, że śpiewanie cudzych „liryków” sprawiałoby Pawłowi problem. On bardzo identyfikuje się z tym, co chce w nich przekazać.

Czy w takim razie Paweł prosi Was o ocenę jego tekstów?

Tak. Nigdy nie powiedziałem, że któryś z tekstów mi się nie podoba. Jest to bardzo specyficzny styl pisania. Nie staram się analizować ich wers po wersie, słowo po słowie. Zamiast tego czytam całość, a w mojej głowie tworzy się pewien obraz. Najczęściej trafiam w przesłanie, które Paweł miał na myśli. Mrok, miłość, depresja, ale też nadzieja. Te elementy dobrze pasują do Cochise.

Czarne serca” czy „Z nieba w niebo” to utwory, do których teksty napisane są w języku polskim. Czy coraz śmielej będziecie do tego podchodzić?

Czas pokaże, ale nie sądzę, byśmy grali więcej utworów z polskimi tekstami. W przypadku Cochise było z tym różnie, więc zobaczymy jak będzie w przyszłości. Na początku naszej drogi było dużo polskich tekstów. Na naszym demo „9” z 2005 roku, pojawiły się tylko dwa utwory po angielsku. Później, na pierwszej płycie były z kolei chyba dwa po polsku i trzeci instrumentalny, gdzie pojawiła się wstawka również po polsku. Potem przez jakiś czas faktycznie nie pojawiały się piosenki z polskim tekstem, ale na przedostatniej płycie „Exit: a Good Day to Die” jest kilka takich utworów. Na obecnej również. Nigdy nie robimy tego z wyrachowaniem. To, w jakim języku – angielskim czy polskim – będzie tekst zależy od Pawła i wychodzi to naturalnie. Zdarzało nam się, że robiliśmy jakiś utwór, do którego był tekst po polsku i nam w ogóle to nie siedziało, ale wystarczyło, że Paweł zamienił go na angielski i nabierało to zupełnie innego wymiaru.

Już wcześniej trochę wyprzedziłeś moje pytanie, bo powiedziałeś, że „Gimme Danger” musi pojawić się na koncercie. Co oprócz tego musicie koniecznie zagrać z nowej płyty?

Na pewno „Czarne serca”, bo bardzo fajnie nam się go gra i jest po polsku, co jest w naszym secie dość rzadkim przypadkiem, „All The Things” jako utwór „bujający”, w naszym przekonaniu bardzo koncertowy, „Black Flag” i jeszcze kilka kawałków, które chcemy przetestować. Zobaczymy, które zostaną z nami na dłużej.

The World Upside Down” to dla Ciebie aż czy już siódma płyta?

Powiem tak – jest aż, ale mam nadzieję, że dopiero. (śmiech) Jak zaczynaliśmy grać, w życiu bym nie pomyślał, że uda nam się nagrać jakąś płytę. To, że nagraliśmy demo, wydawało nam się szczytem chłopięcych marzeń. Mam nadzieję, że jeszcze parę płyt przed nami. Nie postawiliśmy sobie celu – 5,15 czy 20 płyt. Zawsze myślimy natomiast o kolejnym albumie, o graniu koncertów. Bardzo doceniamy i szanujemy fakt, że istniejemy.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!