Recenzja płyty „Too many Too much” zespołu Dead Star Talk

Duński zespół rockowy ze swoją Debiutancką płytą „Too Many Too Much! Chociaż panowie z formacji grali razem już w latach 2003-2007 w zespole Velvett8Ball to dopiero w 2019 zeszli się na stworzenie większego projektu.  Dead Star Talk tworzą: Christian Buhl (wokal, gitara akustyczna), Erik Jensen (bas), Günes Kocak (gitara prowadząca i elektryczna, wokale) oraz Claus Nielsen (perkusja).

Brzmienie zespołu jest bardzo charakterne. Są momenty gdy gitary elektryczne są zaangażowane partiami solowymi niczym popularny w latach 90-tych Oasis.  Szczególnie można to usłyszeć w singlach „Soul on the Wire”, „Too many too much” oraz w „Golden Boxes”. Rockowemu kwartetowi  nie brakuje pomysłów na soft rockowe granie z pazurem. Także posmak muzyki  nieco grunge podobnej można usłyszeć  w utworze „Love Leash”. To taka synteza muzyki buntu i nowej fali brit popu czy muzyki alternatywnej w stylu zespołu Blur.

Następnie wokalista Christian Buhl w „Giant Child” krzyczy zapadającą w ucho wstawką „Yeah, Yeah, Yeah”. W tym miejscu przyrównał bym brzmienie do kapeli Pearl Jam, tzw.  Klimatu płyty Ligtning Bolt . Duży plus za to, że utwory są dobrze zmasterowane. Nie można się do niczego przyczepić, ponieważ za produkcję płyty odpowiada Flemming Rasmussen. Rozpoznawalny producent, który nagrywał 3 płyty Metalliki.

Dead Star Talk to nie tylko żywiołowa energia, ale i wrażliwość osadzona w balladach na gitarze akustycznej lub gdy po prostu wolniejsze tempo utworu swawolnie przemierza przestrzenie wokalne frontmana.  Kolejne „It’s you Euphoria” oraz „Golden Boxes” typowo przypominają tego typu  romantyczne piosenki dla naszych dziewczyn. A jak ktoś jej nie ma to zawsze po zagraniu takiej nostalgicznej ballady może aspirować do wrażliwca, który skradł serce pięknej niewiasty.

Może być zdjęciem przedstawiającym 4 osoby, gitara i tekst „DEAD STAR TALK MANY MUCH TOO TOO”

„My amore” potwierdza, że temat ukochanej i miłości, porusza 90% zespołów  na świecie. I dobrze, jeżeli jest coś szczere i doświadczone. Najwięcej emocji słychać w głosie cierpienia lub szczęścia. Myślę, ze każdy jest w stanie wyłapać dla siebie te wyjątkowe historie zawarte w  tych piosenkach.

Ostatnie Don’t wait (While You’re Still Young) zamyka  całą płytę optymistycznym akcentem w stylu Here comes the sun Beatlesów. Widzę w tym utworze dużo słońca, letnie dni, przejażdżkę samochodem ze swoją drugą połówką. Idealny dzień, wspólną grę na gitarach  gdzieś na wielkim placu miejskim. Chwile, które pozostają w pamięci.

 

Album na pewno potrafi przenieść w inną rzeczywistość. Do świata muzyki, gdzie tematem są  uczucia i przeżycia. Czasem możemy dotknąć głębi złości czy buntu. To 10 finezyjnych utworów, które w różnych przenikających się stylach tworzą unikalne jakości. Przecierając szlak zespołów bez zapychaczy muzycznych. Gdzie publika na pewno będzie rozmarzona kawałkami zespołu Dead Star Talk. Zapraszam z tego miejsca na ich koncert 29 kwietnia w klubie Hydrozgadka w Warszawie!

Recenzja: Piotr Siedlecki

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!