“Ciężko, ciężko…” – recenzja płyty Luxtorpedy pt.: “Omega”

W opisie nowej płyty formacji Luxtorpeda możemy przeczytać:

 

“Omega to nie koniec,to nowy początek, zapinam mocno pasy, odpinam rozsądek” – te słowa jednego z utworów doskonale podsumowują nowy album zespołu. 11 premierowych kompozycji będących reakcją zespołu na otaczającą ich rzeczywistość. Być może stąd tak dawno nie widziana bardziej czadowa i surowa muzyczna odsłona Luxtorpedy. Zawartość muzyczna krążka powinna usatysfakcjonować fanów Roberta Friedricha z czasów Acid Drinkers oraz wielbicieli Luxowej odsłony jego twórczości. Oczywiście kompozycje okraszone zostały doskonałymi tekstami Hansa i próbującemu mu dorównać Licy. 34 minuty bezkompromisowej muzycznej jazdy”

 

Po samej zapowiedzi możemy się już spodziewać muzycznej fali uderzeniowej. A jako, że członkowie określili ten zestaw 11 kawałków mianem “zbioru pieśni bojowych”, klaruje nam się obraz płyty z hardcorowym zacięciem. Czy trzeba być jednak Alfą i Omegą, aby dobrze zrozumieć “Omegę”?

 

Przede wszystkim, twórczość na “Omedze” trzeba podzielić na dwie warstwy: muzyczną i tekstową.

 

Muzycznie jest… ciężko. Ale również jest szybko, mocno, dynamicznie. A za tym wszystkim stoi historia jednej gitary. Konkretnie: od starej gitary BC Rich, którą Litza (Robert Friedrich, przyp.red.) odzyskał po latach.[1] Musiała ona w nim obudzić wiele sentymentów, bo niemalże natychmiastowo Luxtorpeda w warstwie brzmieniowej cofnęła się do lat 90, przywołując nawet brzmienia takich zespołów jak Slayer, Metallica za thrashowych czasów czy Anthrax.

 

Numery są krótkie ale mocne, dobitne i słychać w nich przede wszystkim  duszę i serce Litzy. Próżno tu szukać pięknych, gitarowych ozdobników, na chmurowych efektach gitar, może poza finalnym numerem. W dźwiękach ma być ‘brud i gwoździe”. Poza tym, najdłuższy numer na tym albumie ma niecałe 5 minut ale większość utworów oscyluje wokół 3 minut, idziemy więc w krótkodystansowy sprint, który ma spowodować bardziej skok pulsu u słuchacza niż go zamęczyć galopem. Oddech niesie tu jedynie ostatni numer, zatytułowany “Ja”, chociaż tylko do wejścia refrenów.

 

Ale nie tylko w warstwie gitarowej mamy wyraźną ostrość, bowiem brawa należą się również Krzyżykowi (Tomasz Krzyżaniak, przyp.red.) za wspaniałe skalibrowane blastowej perkusji pod warczące gitary. Mam wrażenie, że ta surowość ma tylko podbijać ciężkość poruszanych tematów a sam słuchacz ma ją czuć na swojej klacie. Surowość brzmienia dodaje mu moim zdaniem szlachetności. Jeszcze przy zapowiedziach nagrania szybkiej i mocniejszej płyty zastanawiałam się, czy warstwa muzyczna nie przesłoni tej tekstowej. Moim zdaniem, wszystko ma swój balans a koncerty na żywo, zweryfikują mój osąd.

 

W tym wszystkim, niezmienny pozostaje wokal Hansa (Przemysław Fencel, przyp. red.) o który, przyznaję, trochę się bałam. Bo o ile połączenie nut punkowych czy  thrashowych z rapowym wokalem nie jest niczym nowym, tak nie do końca byłam pewna, czy w to połączenie wpasuje się wokal Hansa. Zwłaszcza, że jego wokalny przyjaciel, Litza, również poszedł w mocniejszy, charczący wokal. Nie wiem jednak jak to się stało ale niespecjalnie zmieniony wokal Hansa, nadal pasuje do ostrej wersji Luxtorpedy. Chociaż przyznam, że w sumie i Hans zaszalał ze swoim rapowanym wokalem na “Omedze” ponieważ na potrzeby tego wydawnictwa zaprzyjaźnił się z…megafonem.

 

Jeśli zaś chodzi o warstwę tekstową, panowie nie zeszli z poziomu swojej szczerości, trafności doboru słów i ciekawych zabiegów językowych. To była właśnie cechą twórczości Luxtorpedy, która mnie osobiście kupiła od pierwszej płyty. Luxtorpeda wyłamuje się z bolączki współczesnego tekstopisarstwa, którym jest używanie górnolotnych słów, z których nie powstaje żadna, wartościowa treść. Tutaj, treści mamy aż nadto. W tekstach na szczęście dalej czuć bunt. Bo czasem, im człowiek starszy, tym mniej się buntuje aż w końcu przestaje  w ogóle. W przypadku załogi Luxtorpedy, z wiekiem panowie buntują się mądrzej i kierują ten bunt w zupełnie inne cele.

 

Z Luxtorpedą świat ma trochę problem na polu ich tekstów. Przykładowo, na “Omedze” znalazł się utwór “Rauchen”, który na pierwszy rzut ucha niesie przesłanie o dobrodziejstwie palenia papierosów. Tymczasem, Litza, skwitował ten numer tak: “To nie jest utwór o nałogach. Nałóg posłużył tu jako narzędzie zwrócenia uwagi na moralizm. Świat staje się coraz bardziej przymusowo bezpieczny. Wszystko musi być ekologiczne, pewne rzeczy trzeba zamykać, likwidować. Wszystko musi być bio, więc pewnych rzeczy nie wolno robić. Zaczyna się to kierować się w stronę fanatyzmu. Mówimy więc: Palmy, póki możemy, bo nasza własna wstrzemięźliwość i strach przed zagrożeniami może być równie śmiertelny. Stres jest niezdrowy dla naszego życia.”[2]

Czy mogę się z tą wypowiedzią zgodzić? Na wielu polach nie. Jednak z tego kawałka mogę wyciągnąć jego sens, że moralizowanie na siłę, nie jest dobrym zjawiskiem. Niezależnie, czy chodzi o używki, zachowania czy inne czynniki, poddane ocenie ludzkiej.

Podobnie jest w kawałku “Hydra” – w tym przypadku nawiązania do komunizmu są tylko przykładem ideologii a równie dobrze w ten tekst, można włożyć inną nazwę politycznych nurtów; sens nadal będzie ten sam. W warstwie tekstowej znajdziemy naprawdę wiele uniwersalnych prawd, które schowane są pod płaszczem backgroundowych historii, podanych w większości w zjadliwej postaci – tekstów z prostych słów ale z ważnym przesłaniem, ukrytym trochę między wierszami. Przykładowo, kawałek “Podkute kto pyta”, oscyluje wokół końskich tematów, jednak z głębszych warstw płynie przesłanie, aby nie tłumaczyć swoich racji na siłę (‘nie kopać się z koniem”). Na początku, słuchaczowi trudno będzie wywnioskować to czy toi po tytule, czy po pierwszych frazach.

 

“Omega” jest zatem płytą którą trzeba przesłuchać kilka razy aby dobrze zrozumieć jej wydźwięk. Mi, przykładowo, bardzo długo zajęło poszukiwanie sensu  w utworze “Antonówka”. Z jednej strony, niewiedza frustrowała ale z drugiej – droga w poszukiwaniu sensu tego co się słyszy, była bardzo dobra. Nad “Omegą” trzeba się trochę pochylić, skupić się na niej i usłyszeć to, co jest między wierszami. Czy słuchaczom w pędzących czasach, “Omega” wciśnie hamulec i każe się zastanowić? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba być chyba wspomnianą wcześniej “Alfą i Omegą.”

 

[1] Źródło: https://muzyka.interia.pl/wywiady/news-luxtorpeda-o-plycie-omega-trudne-czasy-tworza-mocnych-ludzi-,nId,6002404

[2] https://www.terazmuzyka.pl/luxtorpeda-o-wyjasnia-znaczenie-rauchen-wszystko-musi-byc-bio-pewnych-rzeczy-nie-wolno/

Recenzja : Oliwia Cichocka

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!