Arrows to tytuł najnowszej płyty zespołu RED FANG, która ukazała się czerwcu 2021 roku. Równo rok po premierze, tytułowe strzały doleciały także do Polski, do Warszawy i wbiły się w deski sceny klubu Progresja. Amerykański kwartet pojawił się na scenie w towarzystwie grup ze stolicy – Dopelord i The Stubs.
Wieczór otworzył solidnie DOPELORD. Obok Belzebong i Major Kong grupa stanowi czołówkę polskiego stoner/doom metalu zasłuchanego w St. Vitus, The Obsessed czy Electric Wizard – i dobitnie udowodnili swoją pozycję, dając nastrojowy set wypełniony riffami pisanymi siarką i rytmami znaczonymi smołą. Okazjonalne zmiany tempa w kierunku Motorhead i Venom urozmaicały dramaturgię występu i nie obraziłbym się gdyby zdarzały się częściej – walec jest zawsze dobry, ale szczególnie, kiedy raz na jakiś czas podkręci obroty…
…tak jak zrobili to The STUBS, którzy z kolei pędzili na najwyższych oktanach. Garażowy rock&roll, wręcz niskobudżetowy, jak to określają sami zainteresowani. Przepis na ten wulkan energii jest następujący: garść MC5, porcja The Black Keys i solidne inspiracje bluesem i grungem. Ten drugi nawet w bezpośrednim skojarzeniu wizualnym: na scenie pojawili się przecież perkusista z zawadiackim wąsikiem noszący czapkę z daszkiem do tyłu, basista z luzacko opuszczoną gitarą i leworęczny gitarzysta/wokalista szalejący po scenie jak kieszonkowe tornado – toż to nasza rodzima Nirvana!!
No i gwiazda wieczoru, czyli RED FANG!
Zaprezentowali się należycie: Aaron Beam wyglądający jak pracownik urzędu pracy wcisnięty w koszulkę Johnny’eo Bravo, John Sherman skutecznie ukryty za zestawem perkusyjnym, David Sullivan walczący o ostatnie nitki siwych włosów, Maurice Bryan Giles z brodą i włosami godnymi yeti. Głośne brzmienie właściwie przygniotło. W muzyce kwartetu ze stanu Oregon wreszcie łączą się tendencje biegnące dotychczas harmonijnie, ale równolegle – psychodeliczny posmak Monster Magnet, południowe zblazowanie Corrosion Of Conformity oraz melodyjność Black Stone Cherry.
W ostatniej chwili dotarła do mnie informacja o zmianie kolejności występów polskich rozgrzewek, a także miejsca z Letniej Sceny na wnętrze Progresji – obie zmiany okazały się korzystne! Dopelord zaczął wieczór w stylu sabbathowym, zarówno w brzmieniu jaki i image’u, zaś The Stubs urozmaicili radością rock&rolla, a Red Fang pobrali obie najlepsze cechy supportów i uzupełnili swoim stylem. Zmiana miejsca na klub także posłużyła na plus – pomimo gorącego czerwcowego popołudnia publika szczodrze zebrana w ciemnym zamkniętym klubie otrzymała potwierdzenie, że stoner rock jest muzyką idealną właśnie na takie miejsca.
Dziękuję klubowi Progresja za właściwą reakcję na okoliczności: otwarcie dodatkowych drzwi w ten upalny i duszny dzień było pomysłem za 100 punktów, wznoszę kciuk dla takich sytuacji! Serio!!
Przy okazji zauważyłem nowy trend po klubowych koncertach rockowych. Jest to obsługa stoiska z gadżetami zespołu przez samych muzyków. Coś, co dotychczas było raczej domeną sceny punkowej, teraz wkracza także na inne odmiany rocka. Muzycy bez skrępowania zapraszają na spotkanie przy merchandise – jak zrobili to Dopelord czy The Stubs zauważając przy okazji, że poprzednia grupa ma w nazwie wpisaną markę samochodu.
Dzięki takim zaproszeniom widownia otrzymuje szansę bliższego spotkania artystów, a pamiątki kupowane z ich rąk nabierają dodatkowego znaczenia. No i zacieśnione zostają więzi łączące wspólnotę scenową, a przecież o to właśnie chodzi! Kolejny kciuk w górę!
Dawid ‘Qstosz’ Odija