Beata Biały: Zdałam sobie sprawę, jak wielu ludziom Kora całkowicie odmieniła życie – rozmowa z autorką książki “Słońca bez końca. Biografia Kory”.

Niesłychanie świadoma każdego, nawet niedającego się ujarzmić uczucia. Nikt tak jak ona nie potrafił wykrzyczeć sprężonych wewnątrz emocji – do bólu świadomych, czasem z bólu wykrzyczanych. Była ich przewodniczką, najznakomitszą piastunką. Jednak kiedy chaotyczny świat Kory staje przed nami otworem, wszystko przestaje być owiane tajemnicą. Słowa w tekstach Maanamu gęstnieją, stają się duszne, nieznośnie uzasadnione i zbyt późno zrozumiane. Kora to dramatyczne doświadczenia w domu dziecka, molestowanie i walka o własną tożsamość. Kora to utrata ukochanej mamy i wieczna tęsknota, a w efekcie zabieganie o miłość, doświadczanie wszelkich jej odcieni. Więc kiedy Kora płomiennie powtarza „kocham”, wierzymy, że jak nikt inny zna wagę tego wyznania, dzięki niej ma inny wymiar – szlachetny i wymagający. Kiedy mówi o tęsknocie to o takiej, która jest potrzebna, do utraty tchu.

31 maja nakładem Domu Wydawniczego Rebis, ukazała się książka „Słońca bez końca. Biografia Kory”. Beata Biały – dziennikarka, psycholożka, autorka m.in. książki „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie”, sporządziła portret Kory, jaka do tej pory tkwiła przede wszystkim we wspomnieniach ujawniających się w książce rozmówców. Wśród nich znaleźli się między innymi Monika Jaruzelska, Ryszard Terlecki czy Mariusz Szczygieł. “Nie chciałam napisać książki o artystce Korze, ale o Korze jako człowieku” – mówi Beata Biały w rozmowie z Iwoną Smyrak.

Iwona Smyrak: Kiedy pojawił się pomysł na napisanie książki o Korze?

Beata Biały: Kończyłam właśnie pisać książkę o Agnieszce Osieckiej i zastanawiałam się, co dalej, gdy zadzwoniła do mnie Magdalena Chorębała, wydawczyni Domu Wydawniczego Rebis, z propozycją napisania książki o Korze. Przyjęłam ten pomysł z zachwytem, bo lubię kobiety pogmatwane – które dokonują nieoczywistych wyborów, błądzą w życiu, mają odwagę żyć po swojemu. Kora wydawała mi się idealna. Z pewnością wielu polskim kobietom pozmieniała w głowach, wytyczyła nowe szlaki. Zmieniła też polską muzykę, bo od czasów Maanamu nastąpił przełom – zaczęto grać muzykę ostrą, rockandrollową. Pamiętam Korę z młodości, jak wtargnęła do naszych umysłów i serc. I choć to nie ja, a moja koleżanka była nią zafascynowana – ubierała się jak Kora, miała taką samą fryzurę i słuchała tylko Maanamu, to jednak doceniałam w niej to zjawisko, jakim była. Życiorys Kory okazał się więc takim, w którym chciałabym trochę „pogrzebać”. Nie chciałam napisać książki o artystce Korze, ale o Korze jako człowieku. Możliwe, że odezwało się we mnie moje psychologiczne zacięcie, ale lubię trochę poszperać w duszy. Kora była wielką artystką, ale o tym wszyscy doskonale wiemy. Ja natomiast chciałam doszukać się czegoś więcej i mam nadzieję, że to się udało.

Zacięcie psychologiczne – utrudnienie czy ułatwienie pracy nad książką?

Na pewno pomaga. Jest we mnie większa otwartość na ludzi, ich sprawy i problemy. Potrafię ich słuchać, otwierać na rozmowę, jestem ich ciekawa. My często słuchamy, ale nie słyszymy. Nie bez powodu na moim facebookowym profilu mam napisane, że zajmuję się słuchaniem opowieści ludzi. Uwielbiam to robić, jednocześnie ich nie oceniając.

Czy rozmówców dobierała Pani sama?

Zanim rozpocznę pracę nad książką, muszę wprowadzić się w klimat. Ciągle czytałam i słuchałam Kory, powoli kreśląc listę rozmówców. Zaczęłam od przyjaciół, ale często było tak, jak w przypadku książki o Osieckiej, że lista była krótsza, ale ludzie mówili mi, że koniecznie muszę porozmawiać z tą czy inną osobą. W ten sposób utworzył się łańcuszek, którym podążałam i rzeczywiście, każda kolejna osoba dawała mi nowe spojrzenie na Korę, opowiedziała nowe historie. Chciałam, aby każda z tych osób przedstawiła Korę z trochę innej strony, na wzór rozsypanych puzzli, które chciałam poskładać, żeby móc pokazać w miarę całościowy obraz.

Czy trudno było kogoś namówić?

Wszystkie osoby, które wypowiadają się w książce, zgodziły się od razu, nawet cieszyły się z faktu, że w końcu powstanie książka o Korze, bo jej się to po prostu należy. Chciałam, aby znalazła się w niej także rozmowa z Kamilem Sipowiczem, ale kiedy zadzwoniłam do niego w chwili już intensywnych prac nad książką, zmartwił się trochę tym, że podpisał umowę lojalnościową w związku z powstawaniem innej publikacji o Korze. Ta rozmowa więc się nie odbyła, ale Kamil powiedział jednocześnie, że mogę korzystać ze wszystkich materiałów, w których wypowiada się o Korze. Spotkałam się także z ludźmi, którzy byli przy Korze w ostatnich dniach życia. Rozmowy z nimi znalazły się w ostatnim rozdziale książki. Zależało mi także na obecności Tomka Organka, który mimo że nie był przyjacielem Kory, był z nią mocno związany – razem zrobili teledysk, a nawet mieli większe plany. Zaśpiewał także na pogrzebie Kory na prośbę jej rodziny. Poskładałam Korę z wielu różnych kolorów i obrazków. Na ile mi się to udało, proszę ocenić.

Wspomniała Pani o różnorodności rozmówców. Czy mimo to udało się Pani wychwycić podczas rozmów wspólny element związany z Korą?

Na pewno zachwyt Korą. Ponadto, bardzo wielu rozmówców, mówiło, że wiele zawdzięcza Korze. Zdałam sobie sprawę, jak wielu ludziom Kora całkowicie odmieniła życie. Zmieniła życie zawodowe, w pewnym sensie stworzyła tych ludzi, tak jak w przypadku projektantów Paprocki&Brzozowski, którzy powiedzieli mi, że zawdzięczają jej nie tylko to, że Kora zaczęła nosić ich ubrania, więc weszli na szerszy rynek, ale też to, że osiągnęli solidność w wykonywaniu zawodu. Mam na myśli historię bluzki, która rozeszła się w szwach. Kora skomentowała to wówczas słowami, że tak być nie może i muszą zatrudnić przyzwoite szwaczki i że jeśli chcą być marką, to muszą zadbać o rzecz w najdrobniejszym szczególe. To dla nich, młodych wówczas projektantów, lekcja na całe życie. Inny przykład: Magdalena Klorek, opiekunka paliatywna, angażowana do chorych, umierających osób. Opiekowała się Korą w ostatnich dniach jej życia. Znały się właściwie krótko, może parę tygodni, a Kora zainspirowała ją, żeby otworzyła własny dom opieki. Swoim entuzjazmem w tej sprawie tak nadmuchała Magdzie w skrzydła, że ona się zawzięła i dziś ma ten dom. Opiekuje się ludźmi w przepięknym miejscu na wsi. Wokół domu jest ogród, sad, rzeczka, mostek, rosną tam pomidorki, czereśnia. Pensjonariusze czują się tam bardzo dobrze.

Czy są jakieś pytania, których nie udało się Pani zadać, bo na przykład przyszły w chwili, gdy książka już została napisana?

Chyba nie, bo gdy już z kimś rozmawiam to do ostatniej kropli. Przekroczyłam założoną objętość, więc wydawnictwo raczej by się nie zgodziło na uzupełnienie o coś książki. (śmiech) Aczkolwiek otrzymuję od ludzi telefony, że byli blisko z Korą i chcieliby o niej coś opowiedzieć, więc być może jeśli będę robiła kolejne wydanie, to możliwe, że ją o te rozmowy uzupełnię.

Rozdziały opatrzone są cytatami z utworów Maanamu i Kory…

Kora była przede wszystkim poetką. To było zresztą dla mnie odkrycie. Magdalena Środa bardzo trafnie stwierdziła, że jeśli teksty Kory obedrze się z muzyki, zostaje czysta poezja. Czasami przez muzykę, która była ostra, agresywna i bardzo mocna, gdzieś ulatywały, schodziły na dalszy plan słowa i sens piosenek. Podczas pracy nad książką odkryłam wielu młodych artystów, którzy śpiewają jej utwory, jak na przykład niezwykły Ralph Kaminski, który wydał płytę „KORA”. Jego interpretacje są tak przejmujące, a jednocześnie tak delikatne, że tam na pierwsze miejsce wysuwają się słowa. Gdy czytałam wszystkie teksty Kory w książce „Miłość zaczyna się od miłości”, pomyślałam sobie, że to powinnam uwypuklić, zwłaszcza, że Kora w swojej poezji zawierała swoje życie. Wydawało mi się to zupełnie naturalne, że Kora jako poetka również pojawi się w tej książce.

Czego wcześniej nie wiedzieliśmy o Korze, a pojawiło się w książce?

Powiem, czego ja się dowiedziałam. Dla mnie fundamentalną sprawą było, że Kora miała wizerunek ostrej kobiety, która walczy do ostatniego dnia, nie poddaje się, jest silna, walczy z pedofilią w Kościele, bo przecież Kora napisała piosenkę „Zabawa w chowanego”, zanim bracia Sekielscy nakręcili film, który wstrząsnął światem. Kora domowa jest jednak zupełnie inną osobą – ciepłą i czułą, dbającą o dom i o swoich gości. Monika Jaruzelska podzieliła się wspomnieniem o Korze, która zapytała ją: „kochanieńka, a może ci gołąbki ugotuję?”, a przecież wiemy, ile przy robieniu gołąbków jest pracy. Takie wspomnienia mieli zresztą wszyscy – Kory czułej, troskliwej, opiekuńczej. To było dla mnie największym zdumieniem, że w jednym ciele mieszczą się dwie osoby. Najlepiej odzwierciedlają to słowa Hanki Bakuły, która powiedziała, że wszyscy myśleli, że Kora była z żelaza, a ona była z tiulu.

Niezwykłe jest to, jak bliscy Kory zapamiętali dzień, w którym odeszła.

Ci ludzie znaleźli się w okolicznościach niezwykłych, bo po pierwsze byli przy Korze, na Roztoczu, gdzie zupełnie inaczej niż w wielkim mieście widać niebo i gwiazdy, a ponieważ Kora odchodziła i tego nie dało się nie zauważyć, to wrażliwość na wszystkie warunki była większa. Poza tym, z tego co mi opowiadali moi rozmówcy, w prasie pojawiały się informacje, że będzie to zaćmienie jedyne takie na sto lat i postanowili kupić lunetę, aby obserwować niebo, rozpalili też ognisko. Oni z tego zaćmienia zrobili uroczystość, celebrowali je. Niezwykłe było to, że przeczuwali, że ten kosmos właśnie wtedy zabierze Korę. Tak też się stało. Kora moim zdaniem była kosmitką. Filozof Tomek Michałowski ładnie powiedział, że Kora była dajmones, czyli kimś pomiędzy światem ludzi a światem bogów. To zresztą po rozmowie z Tomkiem, postanowiłam, że w książce oprócz portretów – psychologicznego i astrologicznego – znajdzie się także jej portret filozoficzny. Na portrecie psychologicznym zależało mi dlatego, że doświadczenia z dzieciństwa od biedy, przez śmierć matki aż po molestowanie, bardzo wpłynęły na osobowość Kory. Chciałam pokazać czytelnikom, jak to wygląda z psychologicznego punktu widzenia i jak nasze dzieciństwo może nas definiować na całe życie. U Kory, która musiała zawalczyć o siebie, stało się coś pięknego. Była człowiekiem, który musi coś światu dać, coś udowodnić i pokazać, że nie jest numerem osiem z domu dziecka, ale właśnie kimś i ma osobowość. Kora potrafiła trudne, dramatyczne wręcz dzieciństwo przełożyć na coś dobrego. Mój ulubiony psychiatra Viktor Frankl, który był więźniem Auschwitz, napisał właściwie autobiograficzną książkę „Człowiek w poszukiwaniu sensu”. Jest to opowieść o tym, że człowiek jest w stanie znaleźć dobro na samym dnie koszmaru – to też uczyniła Kora. Skoro Kora odeszła w sposób metafizyczny, to pomyślałam sobie, że pewnie gwiazdy i układ planet miały wpływ na jej życie i wybory. Monika Jaruzelska zaproponowała mi, żebym zadzwoniła do Piotra Piotrowskiego, który jest doktorem filozofii i zajmuje się zawodowo astrologią. Gdy Kora była chora, robił dla niej opisy astrologiczne. Mieliśmy rozmawiać na potrzeby książki, ale tak mnie wciągnął w ten kosmos, że poprosiłam go o stworzenie portretu astrologicznego, w którym zwróciłby uwagę na ważne decyzje i momenty w życiu Kory i ich konfrontację z układem planet.

Czasem znani ludzie obawiają się tego, co będzie się o nich mówić po śmierci. Czy Kora miałaby się czego obawiać?

Myślę, że Kora nie obawiałaby się niczego, bo była odważna. Podczas tworzenia książki miałam poczucie, że nie wszystko jest na sprzedaż oraz że muszę pisać o Korze z wielką ostrożnością, bo ona nie będzie mogła się już obronić. Kora była niezwykle szczera i nie budowała sobie za życia spiżowego pomnika. Mówiła otwarcie o swoich potknięciach, nieoczywistych wyborach i błędach. Nie udawała, że jest święta. Była utkana ze sprzeczności i gdybyśmy teraz spróbowały zdjąć z niej cechy, które mogłyby budzić kontrowersje, to zostałaby nijaka. A to przecież nie Kora, bo ona zawsze była jakaś.

Czy Pani miała szansę spotkać się z Korą i z nią porozmawiać?

Z Korą przeprowadziłam tylko jeden wywiad i pewnie tak jak większość znalazłam się pod urokiem jej osobowości. Była kobietą, która wiedziała, czego chce.

A dziś, o co zapytałaby Pani Korę?

Gdyby mogła cofnąć czas, uznając, że to było życie na brudno, a teraz będzie życie na czysto, to co by zmieniła, co zrobiłaby inaczej, jakie decyzje podjęłaby, jakich wyborów by dokonała. Myślę, że jest to także pytanie do każdego z nas – jak przeżyć to życie, żeby potem powiedzieć sobie: niczego nie żałuję.

Biorąc pod uwagę fakt, że dziś wielu artystów inspiruje się twórczością Kory – czy według Pani kiedykolwiek ten temat się wyczerpie?

Myślę, że ten temat nigdy się nie wyczerpie. Kora jest inspiracją bezgraniczną i bardzo wygodną, bo z niej można tylko czerpać. Jednocześnie Kora jest nie do podrobienia pod każdym względem, a artyści, którzy czerpią z jej twórczości, muszą zmierzyć się z tym, że sięgają po dzieła doskonałe. Jest to wyzwanie, bo odtworzyć tak samo – nie ma sensu, zaśpiewać inaczej – trzeba zrobić to lepiej. Kora bardzo zawyżyła poziom, i choć z tego co wiem, nie lubiła, gdy wykonuje się jej piosenki, to myślę, że z Ralpha byłaby dumna. Byłam ostatnio z opowieścią o Korze na festiwalu Otwarte Książki w Ciekotach. Jest tam Dworek Żeromskiego, którego dyrektorem jest Wojtek Purtak. Dworek wygląda tak, jakby Żeromski wyszedł z niego na chwilę i zaraz miał wrócić. Wydaje mi się, że nie tylko moim marzeniem jest, aby powstało muzeum Kory. Ona otaczała się cudownymi, niezwykłymi rzeczami i komponowała je w sposób nieszablonowy. Pamiętam, jak zapytałam Mateusza, syna Kory, jak to jest być dzieckiem hipisów, a on odpowiedział, że dopiero w wieku 40 lat kupił łóżko, bo mu żona kazała. Wcześniej przez całe życie spał na materacu. Myślę, że do muzeum Kory przybywałyby tłumy, a ponadto można byłoby poczuć Korę jeszcze bardziej.

Która piosenka Maanamu kojarzy się Pani z czasem spędzonym na pisaniu książki o Korze?

Po prostu bądź” – „nie oceniaj mnie, ani dobrze ani źle”. To przyświecało pracy nad książką, tym kieruję się w życiu. Opowiadać, towarzyszyć, ale nie oceniać. Dziś oceniamy okropnie, nie mając ani podstaw ani kompetencji, ani należytej wiedzy, bo jak można oceniać czyjeś wybory, nie będąc w miejscu, w którym ta osoba się znalazła. Trzeba dokładnie to samo czuć, włożyć te same buty, przejść tę samą drogę, żeby wiedzieć, czy podjęłabym tę decyzję czy nie.

One thought on “Beata Biały: Zdałam sobie sprawę, jak wielu ludziom Kora całkowicie odmieniła życie – rozmowa z autorką książki “Słońca bez końca. Biografia Kory”.

Pozostaw odpowiedź Grendel Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!