Powstała w 1988 roku, ponad dziesięć płyt w dyskografii – to brzmi jak przepis na legendę. I zainteresowanie godne legendy wzbudził koncert ANTI-FLAG w warszawskiej Proximie.
19 lipca wystąpili z lokalnym wsparciem PLEASURE TRAP.
No to zaczniemy od zagadki – czy można w Polsce połączyć melodyjny punk Buzzcocks, nową falę The Boomtown Rats, ska The Specials, mod revival The Jam i soul Motown Records w mieszankę godną The Clash? Otóż da się i nazywa się to PLEASURE TRAP!
Pojawili się na scenie w 2016 roku, od razu wzbudzając niemałe zainteresowanie, bo wcześniej nikt tak w Polsce nie grał – z taką wiarygodnością podążając tropem angielskich trendów muzycznych oraz stadionowej subkultury official casuals.
Ale wszystko ma swój koniec i rok 2022 wyznacza koniec przygody Pleasure Trap, obejmującej dwie płyty, jedną EP-kę, kilka singli oraz sentyment widzów i słuchaczy.
W tym sentymencie panowie Kuba, Eryk i Maciek utwierdzili na ostatnich koncertach: 17 lipca na festiwalu w Jarocinie i 19 lipca rozgrzewając w Warszawie przez ANTI-FLAG. No i udowodnili, że są solidną składową polskiej sceny – niemalże dosłownie. Trio zaproponowało charakterystyczny dla siebie mix radosnych podskoków i refleksyjnych melodii plus punkowy przekaz, wszystko poparte bardzo dobrym brzmieniem, dzięki któremu każdy instrument był słyszalny samodzielnie i wszystkie razem. To było godne pożegnanie. Tym smutniejsze, że widać i słychać wysoką formę koncertową, dobre zgranie muzyków i pozytywne relacje między nimi. Mając nadzieję, że koniec jednego to początek drugiego, czekamy na kolejne aktywności z obozu Pleasure Trap!
Tymczasem koniec ich występu prowadził do początku występu gwiazdy wieczoru, czyli amerykańskich weteranów z ANTI-FLAG!
Okazało się, że polska gościnność chyba jednak nie była zbyt duża 😉 bo już na początku rzuciło się w uszy, że Pleasure Trap pobrali najlepsze brzmienie, za to Amerykanom nie starczyło na perkusję, która brzmiała trochę kartonowo. Nie wiadomo – czy właśnie dlatego, czy pomimo tego, ale w tych okolicznościach czterech muzyków i jeden zagadkowy wspomagacz szalało na scenie jakby im spodnie płonęły i skutecznie porwali publikę, która od pierwszego utworu dziko kotłowała się pod sceną i śpiewała teksty. Teksty zresztą bardzo mocno zaangażowane socjo-politycznie, tak jak i wzory dostępne na stoisku merchandise’u, trochę kontrastujące z melodyjną, wręcz beztroską, punkową imprezą godną ścieżki dźwiękowej do gier z serii ‘Tony Hawk Pro Skater‘. Usłyszałem tutaj podobieństwa do Against Me!, Green Day, Rise Against czy Ignite, czyli ciekawy patent przesyłania bardzo ważnych treści prosto z ulicznych protestów pod “osłoną” przebojowo-przystępnej muzyki. Ukoronowaniem muzycznego kierunku był medley punkowych klasyków: “Should I Stay or Should I Go” The Clash, “God Save the Queen” Sex Pistols i “Blitzkrieg Bop” Ramones.
To był koncert dla fanów zespołu, których nie zabrakło i którzy zagwarantowali doborową atmosferę!
Dawid ‘Qstosz‘ Odija