Od długiego czasu moja muzyczna strefa komfortu kreśli swe granice wokół grania brualnego i technicznego. Dziś jednak miałam okazję opuścić jej ramy i pochylić się nad recenzją brzmień z drugiej strony spektrum; łagodnych, miarowych i o zgoła innym ładunku emocjonalnym. W dzisiejszą muzczną podróż zabrał mnie krakowski BlackLight, zespół kategoryzowany jako twórcy rocka progresywnego. Ale czy te dwa słowa są w stanie opisać ich najnowszy album?
„River of Time” to drugi longplay w karierze grupy, wydany w dwa lata od debiutnackiego „Follow the Future”. Dłuższy format i dojrzalsze kompozycje tworzą pełnokrwistego następcę. Jest rockowo i jest progresywnie, ale niedopowiedzeniem byłoby zamknąć album tylko w tych dwóch słowach. W porównaniu do poprzednika, „River of Time” zyskał wiele przestrzeni. Zagospodarowanej kreatywnymi muzycznymi rozwiązaniami. Znalazło się miejsce zarówno dla utworów startujących z galopu gitar jak „Sinner” oraz dla solówek o bluesowym rodowodzie, choćby w „Compass of Soul”. Przyjemnym zaskoczeniem był dla mnie „Circle of Life” wnoszący na płytę szczyptę orientu. A
smaczkiem, który kupił mnie z miejsca – dodanie głosu jako kolejnego instrumentu. Wokalizy pożenione ze skalą molową idealnie podtrzymują dominującą na płycie aurę melancholii.
Album płynie równomiernie swoim wyważonym tempem a ja płynęłam razem z nim. Nie wyróżnię w tym miejscu najlepszego i najgorszego utworu, ponieważ takich po prostu nie ma – materiał trzyma poziom w każdej minucie, nie wykruszając się ze swej spójności i nie nudząc. Momentami pachnie jak Tool, Opeth a nawet Agalloch, ale bez wątpienia nie porzuca swojej autonomii. Cieszy mnie, że mogłam usiąść do „River of Time” z perpsektywy osoby na co dzień nie sięgającej po podobne wydawnictwa – cały jej ładunek emocjonlany tym bardziej mógł wybrzmieć mojej wrażliwości.
Track Lista :
1. Call Your Name
2. You Are Not Alone
3. Compass Of Soul
4. Into My World
5. Following The Sadness
6. Cirkle Of Life
7. Beyond My Thinking
8. Inside Me
9. When Dreams Come True
10. Sinner
11. Im Dying
Recenzja : Dominika Kudła