Imagine Dragons – Mercury – Act 2. Ciąg dalszy opowieści…

Imagine Dragons to ciekawa historia muzycznej ewolucji, jaskrawie obrazująca jak z rockowej kapeli w kilka lat stać się zespołem latającym w większości stacji radiowych z popowym materiałem. Nie każdemu jednak ta muzyczna ewolucja przypadła do gustu, bo pop to dalej w muzycznym światku pewien stygmat. Wolę jednak, żeby kapela jawnie grała pop, niż nazywała się rockową kapelą i grała rock wygładzony i wyszlifowany do poziomu popu. I za tą szczerość cenię właśnie Imagine Dragons.

 

1 lipca 2022 roku ukazał się krążek “Mercury – Act 2” czyli kontynuację pierwszego albumu “Mercury – Act 1” z 2021 roku. Z resztą, już pierwszy album sugerował tytułem, że będzie jego kontynuacja, można zatem powiedzieć, że apetyt na szósty album fani zyskali już z momentem wydania pierwszej części sagi “Mercury”. Wydawnictwo to jest już oczywiście dostępne w pełnej wersji, łączącej akt 1 i 2.

 

Producentem obu wydawnictw jest Rick Rubin, człowiek, który współpracował z takimi gwiazdami jak Aerosmith, Metallica, AC/DC, Lady Gagą czy nawet Eminemem. Taka współpraca z góry obiecywała wysoką jakość. Dan Reynolds przyznał dodatkowo, że Rick, jako producent był niezwykle dociekliwy w kwestii tekstów i ich emocjonalnego backgroundu. Skoro producent albumu tak mocno interesuje się tym co nagrywa, zwiastuje to bardzo wysoką jakość tego, co znajdziemy na tym krążku.

 

Projekt “Mercury” to zbiór gorzkich przemyśleń na temat życia, okraszonych solidną pop-rockowa muzyką. Bo czyż nie tak wygląda codzienne życie? Przebojowe z zewnątrz i cierpkie w środku.

 

I tak mamy na przykład kawałek “I Don’t Like Myself” traktuje o tym, że brak pewności siebie bywa wyniszczający, mamy problem natłoku emocji w utworze “Crush”, piękną metaforę toksycznych ludzi, którzy potrafią wykorzystać innych w numerze “Sharks” czy premierowy utwór “Bones” o którym Dan Reynolds mówi tak: ”

Bones jest odzwierciedleniem mojej ciągłej obsesji na punkcie ostateczności i kruchości życia. Zawsze szukam dowodów, które przekonają mnie, że jest coś więcej… że życie jest w pewnym sensie naprawdę wieczne. Nie znajdując tego, staram się przynajmniej pomarzyć o tym, jak pokonanie śmierci byłoby w piosence”. Ale dla równowagi mamy również i pozytywne aspekty jak numer “I’m Happy” o szczęściu, które przychodzi pomimo wszystko czy “Continual” o możliwości liczenia na drugą osobę. Słychać, że Reynolds wkłada w lirykę swoją całą duszę i multum personalnych przeżyć. Tym bardziej, że posiada bardzo mocny wokal, który niekiedy bardzo ciekawie kontrastuje z całą wrażliwością, jaką bije z tekstów. Ale w tych wszystkich smutnych prawdach objawionych zawsze czai się iskierka nadziei, która na koniec podnosi słuchacza na duchu i daje mu nadzieję. Imagine Dragons nie straszą słuchacza katastrofizmem, raczej podkreślają, że mimo wszystkich przeciwności losu, wszystkie aspekty życia potrafią być piękne prędzej czy później.

 

Muzycznie jest nowocześnie. To chyba najtrafniejsze słowo jakie przyszło mi na myśl po wysłuchaniu tego materiału. Muzyka balansująca na granicy rocka i popu wjeżdża na swoje nowoczesne tory, czerpiąc z bazowych gatunków po trochu. To, co mocno nadaje charakter brzmieniu Imagine Dragons to ciekawa, beatowa perkusja i na tym albumie również to słychać, jak na przykład w wyżej wspomnianym kawałku “Sharks” czy “Bones” w których to perkusja gra przysłowiowe “główne skrzypce”. W “Blur” pojawia się w końcu klasyczna, rockowa gitara! Tu mam mały niedosyt względem “Mercury – Act 2” bo brakuje mi tu ciekawszych zabaw z brzmieniem gitar czy ogólnie kompozycjami gitarowymi. Skoro numery opierają się na tak genialnej perkusji, jak pięknie można byłoby ją podbić ciekawą gitarą! Chociaż muszę pochwalić akustyczne momenty tego albumu, jak chociażby numery “Crushed” czy “Waves”. Jedno trzeba przyznać: w warstwie muzycznej nie jest nudno. A nie tak oczywistym jest pisanie kawałków z zachowaniem jednocześnie swojego przyjętego stylu i różnorodności.

 

“Mercury – Act 2” to godna kontynuacja pierwszej części, pełna numerów skrojonych na radiowe hity. To bardzo dobry, bardzo dojrzały materiał a jednocześnie dosyć prosty w swojej formie. Czasem nawet aż za bardzo jeśli już miałabym się do czegoś przyczepić. Ale nadal utrzymuję, że to kawał dobrej muzy, którą dowodzi hipnotyzujący wokal Dana Reynoldsa. Absolutnie zatem warto sięgnąć po całą sagę “Mercury”, 32 kawałki tworzą cudowną opowieść życiowych prawd, godnej niejednego filozofa.

 

 

Lista utworów:

 

Bones

Symphony

Sharks

I Don’t Like Myself

Blur

Higher Ground

Crushed

Take It Easy

Waves

I’m Happy

Ferris Wheel

Peace Of Mind

Sirens

Tied

Younger

I Wish

Continual

They Don’t Know You Like I Do

Recenzja : Oliwia Cichocka

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!