28 sierpnia na scenie Promu Kultury, na Saskiej Kępie wystąpiła Marta Zalewska, wraz ze swoim zespołem. Artystka, multiintrumentalistka, kompozytorka, songwriterka zafascynowana jest muzyką lat 60-tych i 70-tych. Wokalistka często to powtarza ze sceny, ale w dniu koncertu nie musiała. Wystarczyło posłuchać muzyki zespołu , popatrzeć na instrumenty muzyków, a po koncercie porozmawiać z członkami zespołu, żeby zrozumieć co im w duszy gra. CI zdolni, kreatywni, twórcy, są autentyczni w tym co robią, od pierwszego wejścia na scenę, aż po końcowe bisy.
Zespół Marty Zalewskiej w składzie: Marta Zalewska – wokal, gitara basowa, gitara akustyczna, Krzysztof Zagajewski – gitara elektryczna, Paweł Zalewski – gitara elektryczna, wokal, Krzysztof Pacan Moog/ Bas, oraz Przemek Pacan – perkusja, gra już razem od blisko 4-5 lat. I to jak gra!
Przyglądając się, a wręcz wchodząc w nurt przepływu energii, autorskich piosenek napisanych przez Martę Zalewską widzę, że pisać o nich to wyzwanie. Dlatego zdecydowanie bardziej doświadczyłem i czułem w trakcie koncertu ten wachlarz poruszających emocji. Od wzruszenia, przejęcia, aż po ekscytacje i błogą przyjemność ze słuchania utworów. Było bardzo energetycznie, rock ’n ‘rollowo i z przesłaniem. Zespół zaczął swój koncert od utworów: „Mały Wielki Dom” oraz „Dryg”, które na Jesieni znajdą się na nowej, już drugiej długogrającej płycie Marty Zalewskiej. Te utwory nie dosyć, że były zbudowane ze wspaniałych harmonii wokalu, współbrzmiącego z gitarami, to zamiennie solówki grali fenomenalni gitarzyści elektryczni: Krzysztof Zagajewski oraz Paweł Zalewski.
Potem był utwór „Pochodnia” czyli tzw. Fire. Był ogień zaręczam, ale taki z muzycznych serc. Następnie niespodzianka, która rozgrzała do czerwoności wszystkich. Cały Kwintet zagrał utwór „Satisfaction” – Rolling Stonesów. Publika, która szczelnie wypełniła salę, widziałem wszyscy z niej uśmiechali się, tupali lub nawet podśpiewywali słowa piosenki.
Następny utwór autorski, jeden z moich ulubionych. Nazywa się „Byłam o krok”. Wokalistka, śpiewa go tak ekspresyjnie, opowiadając historię o relacji, gdzie jeden z wersów mówi: „Byłam o krok już blisko tak, lecz ktoś mur wstawił między nas”. Ta energia i czytelny tekst, niesie piosenkę w rozbrajającym rockowym tempie.
Kolejny utwór pt. „W co mam wierzyć” zespołu Breakout z Mirą Kubasińską, Marta Zalewska z zespołem wykonała jego cover w pięknym klimacie. Pamiętam ta piosenka często powtarzała się w polskich filmach, w scenach podniosłej atmosfery. Patrząc na boki widziałem u widzów, nie tylko starszego pokolenia, wzruszenie i łezkę możliwego sentymentu związanego z tą piosenką legendą, ale także głębokie przeżycie.
W tym nostalgicznym, kameralnym klimacie zespół pozostawił publiczności, kolejny utwór, a nie byle jaki bo naszego wieszcza narodowego Adama Mickiewicza. Oczywiście z aranżacją muzyczną w stylu Marty Zalewskiej. „Wiecie mimo, że Mickiewicz żył ponad 200 lat temu, to ludzie mam poczucie mieli podobne problemy” – mówiła wokalistka przed zagraniem utworu „Snuć Miłość”
W Następnym utworze „Blackbird” Beatlesów, by było idealnie kameralnie, wystarczyła pojedyncza gitara Krzysztofa Zagajewskiego oraz ten subtelnie przemawiający w przestrzenie głos Marty Zalewskiej
W utworze Czesława Niemena „Nim Przyjdzie Wiosna” ponownie w uroczą opowieść zabrała mnie Marta Zalewska swoim intrygującym głosem, a dopełnieniem była jej akustyczna gitara Gibson. Gitarzysta, Paweł Zalewski tylko na chwilę zszedł ze sceny. Natomiast reszta chłopaków, w tym Krzysztof Zagajewski grając metalową tulejką, tzw. slidem dodał coverowi, muskającej jak na wietrze lekkości i śpiewności.
W Kolejny utwór Pt. „Marmur” zespół wokalistki wszedł energetycznym krokiem. Była to kompozycja, która najmniej z wszystkich utworów zapadła mi w pamięć, nie mniej słuchało się tego wyśmienicie. Marta Zalewska to klasa sama w sobie co by nie zagrała.
Następnie na koncercie w warszawskim Promie Kultury zabrzmiał kolejny kawałek Beatlesów, którego tytułu niestety nie spamiętałem. Tak czy inaczej było to piękne rock ‘n ‘rollowe entuzjastyczne, brzmienie przeniesione myślę 1:1 z lat 60-tych.
Pod koniec setu koncertowego układanego przez piękną wokalistkę, którą bardzo podziwiam, wybrzmiał jeden z pierwszych napisanych przez nią swoich autorskich utworów „Spokojnie”. Mam do niego duży szacunek przez warstwę tekstową, która mam wrażenie jest tu ważniejsza niż melodia. Jest w tym taki poetycki sznyt, a jednocześnie czuć w moim odczuciu u artystki pokój i wdzięczność za życie, a potwierdza to tekst refrenu: „Spokojnie, otwieram okno na świat, pokornie uczę się kolejnych lat, z wdzięcznością budzę się rano co dnia, z miłością darzę wszystko co mam”
Ostatni utwór wieczoru „Jestem” który będzie także singlem z drugiej płyty. Stał się moim kolejnym faworytem z twórczości Marty Zalewskiej. Najpierw kilka taktów akustycznego intra, przerodziło się w eksplozję energii mocniejszego grania. Brzmienie gitary, Paweł Zalewski ubarwił efektem wah- wah i tremolem, które efektownie podsycało całość wykończoną wokalem Marty Zalewskiej.
Na bis szefowa zespołu wykonała akustycznie jeszcze jeden utwór, który skłaniał znacznie do refleksji a po jego zakończeniu wybrzmiał jeszcze przez kilka sekund dosadnie w tej niosącej się ciszy.
Muzykę Marty Zalewskiej nie można porównać z nikim innym, ponieważ swoim wizerunkiem, estetyką dźwięku i swoją wrażliwością, tworzy swój unikalny styl nie do podrobienia. Jest ona wyjątkowym, wielowymiarowym muzykiem, który wstrząsnął mną w kontekście działań aktywności twórczej oraz całej wizji na zespół. A zespół jest zawodowy. Pod względem profesjonalnych umiejętności instrumentalnych, aranżacji oraz pod kątem wspólnego zgrania.
Jeżeli ktoś z słuchaczy chciałby wybrać się na koncert Marty Zalewskiej to jest wprost zdecydowanie niezapomniane, wstrząsające emocjonalnie wydarzenie. Pozostawiające autentyczne wrażenie, że zespół daje z siebie wszystko i wychodzi na scenę w konkretnym celu, aby ich muzyka niosła ludzi i zmieniała ich nastrój aż do głębokiego poziomu wnętrza.
Relacja: Piotr Siedlecki
Foto: Zbigniew Waliniowski