Rozmowa z Sharon den Adel z Within Temptation

Sharon den Adel to światowej sławy wokalistka, liderka zespołu Within Temptation. Jej piękny mezzosopran uwodzi przy dźwiękach symfonicznego metalu. Od ponad 25 lat obecna na metalowej scenie. W wywiadzie dla Strefy Music Art opowiedziała nam o swoich planach na najbliższe wydawnictwo, muzycznej przeszłości oraz tym, co jej w duszy gra! Zapraszamy do lektury!

 

Oliwia: Cześć Sharon! Jak się masz? Mamy okazję rozmawiać na krótko przed twoim przyjazdem do Polski. Cieszysz się z nadchodzących koncertów?

Sharon: Bardzo się cieszę ponieważ wiem, jak cudownie zawsze gra mi się koncerty tutaj w Polsce. Są takie kraje, w których muzyka wybitnie dociera bezpośrednio do serc fanów a ani oddają całą energię, którą dostaną ze sceny. Polska jest właśnie jednym z tych krajów. Nie mogę się już doczekać!

O: Jesteście obecnie z Within Temptation w trasie co z pewnością zajmuje większość waszego czasu a równocześnie, systematycznie od 2020 roku ukazują się wasze nowe single, zapowiadające przyszłe wydawnictwo. Czy macie już datę premiery nowego albumu czy nadal jest to słodka tajemnica?

S: Planujemy wydać album w przyszłym roku jednak nie mamy jeszcze oficjalnej daty. Mamy nadal parę numerów do dokończenia. Mamy nadzieję skończyć materiał jeszcze w tym roku, żeby móc oficjalnie wydać go w 2023 roku. W tym roku jesteśmy jeszcze w trasie przez jakiś czas więc pozostałe numery będziemy nagrywać w tak zwanym „międzyczasie” ale mogę już powiedzieć, że album ukaże w przyszłym roku.

O: Skoro już mówimy o nowym wydawnictwie: wasz najnowszy utwór zatytułowany jest  „Don’t Pray For Me”. Opisujesz, że kawałek ten sprzeciwia się narzucaniu komuś swoich wierzeń, opinii czy obaw i kieruje słuchacza ku zaakceptowaniu faktu, że każdy człowiek ma swoją własną drogę. Czy temat tego utworu w jakimś stopniu pokrywa się z twoimi własnymi doświadczeniami?

S: Cóż, myślę, że temat ten dotyczy bardzo wielu ludzi na świecie. Spójrz, wszyscy dorastamy w rodzinach czy ogólnie mówiąc w jakimś konkretnym społeczeństwie, w których występują rzeczy w które ludzie wierzą bardziej lub mniej. Więc to, co zostało Ci przekazane przez rodziców lub grupę ludzi z którymi jesteś blisko bardzo kształtuje to, kim staniesz się w przyszłości. Wiele dzieciaków doświadcza trudnych momentów, w których chcą się uwolnić od grupy z którą żyją, bo na przykład wierzą w inne rzeczy, niż ludzie dookoła nich, albo nie wierzą w nic, albo obierają po prostu własną ścieżkę. Ciężko się jednak postawić własnym rodzicom czy społeczeństwu w takiej sytuacji, bo w gruncie rzeczy wszyscy pragniemy akceptacji. W szczególności rodziców, bo to oni są jednymi z najważniejszych osób w życiu każdego człowieka w czasie dorastania. Dzieci zrobią przecież wszystko, aby tylko być kochane. Ciężko jest zatem czasami podjąć decyzję aby stanąć po swojej stornie i być tym, kim chce się być i być może być innym od oczekiwań naszych rodziców. Czasem chodzi o wiarę, czasem o orientację, czasem o pogląd na małżeństwo czy o pogląd na posiadanie dzieci – niezależnie od różnicy poglądów wszyscy chcemy być po prostu kochani i akceptowani. To, co chciałam przekazać tym utworem, to to, że każdy może wierzyć w to, co tylko chce. W jakąkolwiek religię, stwórcę czy nawet naukę. Musimy sami obierać ścieżki swoich wyborów i jesteśmy za nie odpowiedzialni. Jak mówią „Nie módl się za mnie, ja sam się za siebie modlę” co znaczy tyle, że ponoszę konsekwencje własnych wyborów. Nie chcę aby ludzie mówili innym co mają robić ani modlili się za nich do jakiejś wyższej instancji. Nie jestem przeciwniczką religii, uważam, że religia może być czym pięknym ale tylko wtedy kiedy służy dobrze Tobie i nie narzucasz jej innym.

O: W kontekście tego, o czym mi właśnie opowiedziałaś , muszę Cię zapytać jak było w twoim przypadku, kiedy zdecydować się obrać swoją własną ścieżkę i skierować swoje kroki w stronę muzyki? Jak zareagowała twoja rodzina?

S: Wiesz, moi rodzice nie byli właściwie zaskoczeni, bo śpiewam miej więcej odkąd zaczęłam chodzić! (śmiech). Nie pochodzę z muzycznej rodziny, moi rodzince nigdy nie grali na żadnych instrumentach ani nie śpiewali. Mój ojciec kiedyś chciał zostać perkusistą ale finalnie mu to nie wyszło. Ale oboje bardzo kochali muzykę więc doskonale rozumieli moją pasję do muzyki. Z resztą każdy w mojej rodzinie to rozumiał. Nie byli zatem zaskoczeni że skierowałam swoją karierę w stronę muzyki. W jakimś stopniu nie wierzyli w tą zawrotną karierę w graniu w zespołach, ani tym bardziej w to, że da się wyżyć z grania w zespole i tworzenia muzyki. Nawet ja sama trochę powątpiewałam w to, że będę kiedyś żyć z robienia muzyki. Właściwie to przez przypadek się okazało, że odnieśliśmy sukces w tym co robimy, bo przecież zaczynaliśmy od grania hobbystycznego. Potem weszliśmy do mainstreamu a jednocześnie graliśmy muzykę, która nam się bardzo podobała więc z tego się wybitnie cieszyliśmy. Tym bardziej, że nadal była to muzyka niszowa.

O: Czy pamiętasz moment w swoim życiu, w którym postanowiłaś postawić wszystko na jedną kartę i zrobić z muzyki swój plan na życie?

S: Pamiętam czasy hobbystycznego grania, kiedy mówiliśmy sobie, że nigdy nie uda nam się zostać profesjonalnymi muzykami więc każdy z nas kształcił się w pozamuzycznych dziedzinach. Potem wszyscy skończyliśmy szkoły, uzyskaliśmy tytuły naukowe – Robert (Westerholt przyp. Red) jest Human Resource Managerem, ja na ten przykład ukończyłam studia modowe zatem każdy z nas ma coś, w czym wykształcił się też poza muzyką.

O: Pogadajmy o kawałku „The Purge”. Opisujesz go, jako numer, który krąży wokół tematu autorefleksji i w którym poszukujesz odkupienia. Brzmi trochę jak publiczna spowiedź do całego świata. Czy tak jest?

S: Myślę, że jest w tym coś głębszego niż tylko moja prywatna spowiedź, do czego bardzo wiele osób może się odnieść. Czasem jest tak, że nie stajesz się w życiu tą osobą, którą chciałeś się stać. I może to przychodzi z wiekiem, kiedy przekraczasz magiczną linię czasu, kiedy przestajesz się już przejmować tym co inni o tobie myślą. Kiedyś takimi rzeczami przejmowałam się bardzo, zwłaszcza jako dziecko byłam bardzo wrażliwa więc bardzo często próbowałam zadowalać ludzi, nawet rodziców czy znajomych. I to nie było dobre. Więc w pewnym momencie stwierdziłam, że czas zająć się własnym życiem i własnymi wyborami zamiast starać się na siłę zadowolić innych. To była dla mnie duża zmiana. Jest takie duńskie powiedzenie: „nigdy nie będziesz szczęśliwy, jeśli nie będziesz szczęśliwy ze sobą i dopiero wtedy będziesz mógł dać szczęście innym”. I zaczęłam to ostatnio rozumieć coraz mocniej. Że potrzebujesz najpierw samemu być szczęśliwym, żeby naprawdę kochać ludzi wokół siebie.

O: Pogadajmy jeszcze o utworze „Shed My Skin” – trzecim z czterech dotychczas wypuszczonych. Ten numer to zespołowy duet Whithin Temptation i zespołu Annisokay. Czemy właśnie oni? Kto zapoczątkował tą współpracę?

S: Chęć współpracy wyszła od nas ponieważ w czasie pandemii bardzo mocno szukaliśmy inspiracji do tworzenia. Tak właśnie wpadliśmy na twórczość zespołu Annisokay. Pomyśleliśmy, że robią kawał niezłej muzy a w dodatku są z Niemiec a dla nas to całkiem niedaleko. Pisaliśmy właśnie numer i stwierdziliśmy, że przydałaby się nam do niego jakaś przyjazna, muzyczna dusza (śmiech). W tamtym czasie odkryliśmy właśnie twórczość Annisokay i byliśmy wówczas pod bardzo mocnym jej wpływem.  Stwierdziliśmy, że po prostu zapytamy czy mają chęć na współpracę, bo robią kawał dobrej roboty a my bardzo lubimy poznawać nowych ludzi przy współpracach. Chłopaki okazali się super miłymi gośćmi, bardzo utalentowanymi i niezwykle skromnymi. Powiedziałabym, że nawet zbyt skromnymi jak na poziom roboty jaki robią a my osobiście jesteśmy ich wielkimi fanami! Spotkaliśmy się, nagraliśmy numer i jesteśmy wszyscy bardzo zadowoleni z tego, jak wyszedł kawałek i cała współpraca. Co więcej, pozostajemy w kontakcie do dzisiaj. Było to zdecydowanie coś więcej niż praca biznesowa.

O: To wspaniale, że u dało się Wam złapać taki kontakt! Cofnijmy się na chwilę do przeszłości – w 1997 roku ukazał się pierwszy, debiutancki album Within Temptation zatytułowany „Enter”, w 2019 roku ukazał się z kolei wasz ostatni album „Resist”. Jak Ty sama zmieniłaś się jako wokalistka i liderka zespołu od waszego debiutu do teraz?

S: Zawsze bardzo interesowałam się różnymi gatunkami muzycznymi. Wiesz, to, że tworzę jeden gatunek muzyczny, nie wyklucza tego, że nie interesuję się innymi gatunkami. Bardzo zresztą lubię muzyczne crossovery i przenikanie się gatunków. Bardzo się tego trzymamy jako zespół w tym co robimy. To pozwoliło nam odkryć w muzyce zupełnie nowe rzeczy a co więcej – my sami mogliśmy się stać nowymi wersjami samych siebie. Każda nowa wersja ma być zawsze w domyśle lepsza od poprzedniej. I z biegiem lat zawsze stawialiśmy sobie wyzwanie aby brzmieć tak jak wskazują nasze czasy! Teraz skupiamy się, żeby brzmieć jak w roku 2022 zamiast na przykład w 2000! Porzucamy więc gotyckie loopy i lekki nurt numetalowy na rzecz tego, żeby nasze brzmienie było bardzo aktualne. To wszystko sprawia, że wciąż chcemy próbować odkrywać nowe rzeczy.

O: Tak jak wspomniałam, zadebiutowaliście w 1997 roku ale tak naprawdę to album „Mother Earth” wydany w 2000 roku przyniósł Wam prawdziwą sławę. Co takiego wydarzyło się w ciągu tych trzech lat, co popchnęło Waszą karierę tak bardzo do przodu?

S: Wydając pierwszy album nie mieliśmy w ogóle pieniędzy aby zrobić to wybitnie profesjonalnie. Wszystko co było na nim nagrane, było nagrywane w pośpiechu – moje wokale czy też inne instrumenty, ponieważ nie mieliśmy możliwości nagrywania nieskończonej ilości podejść. Nie mieliśmy czasu na to, żeby wydać absolutnie najlepsze wersje naszych piosenek bo w tym wypadku budżet grał naprawdę ogromną rolę. Mimo wszystko ta płyta z kolei odniosła spory sukces w Holandii czy w innych krajach Beneluksu a jej sukces w pewnym momencie przekroczył rodzime granice i pamiętam nawet, że została doceniona w Polsce! Byłam bardzo zaskoczona, że ludzie poza granicami Holandii nas znają! Ponieważ nasz sukces przybrał wymiary międzynarodowe, od tego momentu nasza kariera szybowała w górę i zaczęliśmy to odczuwać na własnej skórze. Nawet wytwórnie płytowe stwierdziły, że owszem „Enter” był albumem debiutanckim ale odniósł spory sukces bo sprzedał się w ponad 20 000 kopii a zważywszy na nasz niski budżet to było dla nas ogromnym zaskoczeniem. I pomyśleliśmy, że jest w tym krążku coś co podoba się naprawdę wielu ludziom. Wytwórnia postanowiła w nas zainwestować i dała nam pieniądze, abyśmy mogli nagrać „Mother Earth” razem z motywami orkiestry i innymi imponującymi efektami. Kiedy już mieliśmy budżet na nagranie drugiego albumu, staraliśmy się go zagospodarować najlepiej jak mogliśmy. Kolejnym krokiem w tworzeniu muzyki mając do dyspozycji konkretne pieniądze było załatwienie orkiestry i chóru, bo zawsze chcieliśmy mieć te wszystkie rzeczy. Dodały naszym numerom dużej szlachetności. To chyba był powód tego sukcesu.

O: W jednym ze swoich wywiadów powiedziałaś kiedyś, że na początku waszej kariery ludzie mieli problem, żeby sklasyfikować to, co gracie, bo nie mieściliście się w żadnym konkretnym gatunku. Czy ludzie nadal mają ten problem czy udało się waszą muzykę już jakoś zaklasyfikować?

S: Jako, że wciąż inspiruje nas wiele różnych nurtów to myślę, że w jakiś sposób nadal wymykamy się sztywnym ramom. Ale generalnie ludzie w większości przypisują nam miano zespołu grającego metal symfoniczny. Czasem zdarza się nawet, że nazywają nas po prostu zespołem rockowym ale to przytrafia nam się już rzadziej. To chyba przez to, że jesteśmy trochę za ciężcy na rocka ale oczywiście w zależności jakiej piosenki z naszego repertuaru posłuchasz. Myślę jednak, że przede wszystkim przylgnęła do nas słuszna łatka zespołu grającego metal symfoniczny.

O: Wiesz, osobiście myślę, że fajnie jest być nie zamkniętym w jednym gatunku…

S: Dokładnie! Zauważyłam to kiedyś podczas różnych festiwali, które graliśmy w ciągu roku. Dla mainstreamowych festiwali jesteśmy zbyt ciężcy, dla metalowych festiwali jesteśmy zbyt melodyjni – nadal gramy ciężko ale bardzo melodyjnie w porównaniu do innych zespołów. Ale ja zawsze uważałam te trudności z zaklasyfikowaniem nas gdziekolwiek jako komplement, bo to ważne, żeby w życiu trochę „odstawać” i nie być kopią innych. Ludzie nie chcą kolejnego zespołu, który gra jak inny band, który już istnieje. Musisz dodać coś od siebie do istniejącej już muzycznej sceny. Wtedy ludzie o Tobie mówią i to jest super! (śmiech).

O: Nadchodzi wasza kolejna trasa zatytułowana „Worlds Collide” podczas której będziecie dzielić scenę z zespołem Evanescence jesienią tego roku. Czy myślisz, że trasa odbędzie się zgodnie z planem, zważywszy, że w poprzednich latach jesienne trasy były raczej przekładane?

S: Cóż, nie da się przewidzieć kolejnej fali pandemii. Nie chcę wierzyć w to, że będziemy musieli przejść przez kolejny lockdown. Jednak nigdy nie wiadomo co przyniesie los. Nie wiadomo co zadecydują poszczególne kraje, bo ich decyzje mogą się diametralnie różnić. Gramy trasę po Europie więc mamy nadzieję, że ewentualne decyzje będą względnie spójne i że nie dojdzie do tego, że jeden kraj będzie otwarty na wjazd a inny nie. Dobrze by było, żeby zasady postępowania w przypadku ewentualnej kolejnej fali pandemii były względnie podobne.

O: A mówiąc o wyżej wspomnianym Evanescence – pamiętam czasy, kiedy z Amy Lee (wokalistka Evanescence; przyp. red.) byłyście bardzo często porównywane w mediach. Zdarzało się też, że razem z innymi wokalistkami byłyście zestawiane mocno ze sobą. Czy dla artysty porównywanie do innych twórców jest komplementem czy wręcz przeciwnie?

S: Osobiście niezbyt to lubię, takiego szukania podobieństw na siłę. Bo jeśli pojawi się jakiś damski wokal na metalowej scenie to zawsze pojawią się jakieś porównania do mnie, do Amy, do Tarji (Turunen przyp. red.) czy do jakiejkolwiek wokalistki w metalowym świecie. Jasne, wszystkie lubimy cięższą muzykę i ją tworzymy, wywodzimy się z podobnej sceny ale jednocześnie między nami jest bardzo dużo różnic! Wiesz, myślę, że jedyny powód dla którego tak często porównywali mnie do Amy i na odwrót to to, że nosiłyśmy na scenie obszerne, teatralne sukienki! (śmiech). Ale muzyka, którą tworzymy jest kompletnie inna! Ona poszła trochę bardziej w stronę numetalową, ja poszłam w stronę bardziej symfoniczną. Nawet nasz sposób śpiewania jest kompletnie inny! Nigdy zatem nie zrozumiałam na jakiej podstawie nas porównywano. Jesteśmy nawet trochę jak z dwóch różnych światów (śmiech). Ja pozostawiam wszelkie osądy słuchaczom aby mogli wybierać czego słucha im się lepiej. Można porównywać coś po to, aby móc zainteresować ludzi twórczością kogoś innego, ale raczej nie na zasadzie kto jest lepszy a kto gorszy. Wiesz, coś na zasadzie: „ Skoro lubisz ten band, może Ci się spodobać również ten, bo są tu pewne podobieństwa”. Ale wybieranie lepszych i gorszych tworzy tylko niezdrową konkurencję, której ja osobiście nie lubię. Tym bardziej, że młodzież, zwłaszcza młode dziewczęta mają teraz bardzo dużo wzorców pojawiających się wszędzie, i powinno się podkreślać naszą różnorodność zamiast tworzyć konkurencyjność.

O: Zgadzam się. Tym bardziej, że będąc kobietą w metalowym świecie czasem za bardzo przykłada się uwagę do płci zamiast talentu…

S: Pierwsza nasza trasa koncertowa, którą zagraliśmy w Stanach Zjednoczonych nosiła tytuł… „The Hottest Chicks In Metal”! Gdyby była to trasa z samymi wokalistami nie sądzę, żeby ktoś ją nazwał „The Hottest Dudes In Metal”.Raczej coś w stylu „The Most Brutal Tour” choć to nadal brzmiałoby głupio (śmiech). To było strasznie seksistowskie. Naprawdę! Rozumiem, że organizatorzy chcieli rozpromować trasę w chwytliwy sposób ale chyba tego nie przemyśleli. Ktoś kiedyś pomyślał „Jak dobrze sprzedać tą trasę?” i wtedy wymyślił „Och tak, nazwę ją „Najgorętsze laski sceny metalowej!” (śmiech). Na ten moment razem z resztą członków zespołu śmiejemy się z tego mając jednocześnie ciarki żenady.

O: Dzielisz zespół ze swoim życiowym partnerem, który jest również ojcem trójki waszych dzieci. Jak to jest współpracować z własnym partnerem?

S: Tak naprawdę wspólnie to pracowaliśmy tylko przy albumie „Mother Earth” i to nawet nie w tym samym pomieszczeniu. Bo to po prostu nie działa. Będę szczera, ścisła współpraca w zespole z partnerem po prostu nie działa na dłuższą metę. Dlatego Rob nie w zespole na tej pozycji co kiedyś. Jest bardzo zaangażowany w działania Within Temptation, ma wizję na temat twórczości Within Temptation, ma duży wpływ na miks utworów oraz bardzo angażuje się w aspekt wizualny naszych występów na żywo. Robi ogromną pracę…ale nigdy w tym samym pokoju co ja, bo zaczęlibyśmy drzeć ze sobą koty! (śmiech). Pozabijalibyśmy się! Razem potrafimy robić naprawdę wspaniałe rzeczy – on je robi na swój sposób a ja na swój. Kiedy piszemy razem utwory, to potrafią wyjść nam piękne twory; ja piszę słowa, Rob pisze muzykę….tylko musimy to robić w oddzielnych pokojach! Ja przekazuje mu swój pomysł, życząc powodzenia i miłej pracy (śmiech). I wracam za godzinę. Ale głównie odsyłamy do siebie swoje ulepszone pomysły do skutku i w ten sposób robimy naprawdę bardzo dużo rzeczy. Wiele osób, które znam a które pracują z partnerami w branży muzycznej potwierdza moje słowa, że inaczej się po prostu nie da. Bo wówczas, kiedy tak ściśle pracujesz z partnerem to pod koniec dnia nie macie o czym ze sobą rozmawiać. A to łatwo może zrujnować wasz związek. Jeżeli kiedykolwiek planowałaś pracować nad muzyką z partnerem – po prostu tego nie rób! (śmiech).

O: W ramach ostatniego pytania muszę Cię spytać o to, jakie są twoje największe marzenia na ten moment?

S: Moje aktualne marzenia…hmmm…wczoraj wróciłam ze studio nagraniowego i nagrałam z zespołem całkiem niezły kawałek. Moje marzenia nie zmieniły się więc od samego początku mojej kariery – nagrywać więcej niesamowitej muzyki, która będzie podobać się ludziom. Po wielu latach nadal mam wielkie nadzieje, że każdy mój następny album będzie ciepło odebrany przez fanów i że nadal będą chcieli nas słuchać pomimo tego, że brzmienie zespołu ewoluuje. To jest dla mnie najważniejsza i najlepsza rzecz w życiu. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki, bo jest główną jego częścią! Jest jednocześnie moją pasją i moją pracą zawodową. Cieszę zatem, że mam takie życie jakie mam. Moje marzenia w jakiejś części nieustannie się spełniają. I najważniejsze, że ludziom również przynosi to jakąś radość.

O: Pozwól zatem, że tego właśnie będę Ci życzyć. Czy masz jeszcze jakieś słowa skierowane do polskich fanów?

S: Bardzo się cieszę na powrót do Polski. Za każdym razem kiedy tu przyjeżdżam, dostaję bardzo ciepłe powitanie. Patrzę również z podziwem na to, ile dobrego zrobili Polacy w związku z wojną na Ukrainie. To jaką pomoc niesiecie uchodźcom, jako kraj, który pomaga najbardziej, jest nie do opisania. Wysyłam Wam swoje wyrazy absolutnego szacunku. To sprawia, że kocham Was jeszcze bardziej!

O: Bardzo Ci dziękuję za wywiad!

S: Dziękuję!

Rozmawiała : Oliwia Cichocka

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!