Relacja z Koncertu MARTIN BARRE BAND – Progresja, Warszawa (24 listopada 2022)

To już pięćdziesiąt lat Akwalung siedzi na swojej ławeczce w parku i jest bohaterem jednej z najważniejszych kompozycji i art rocka. Już pół wieku liczy sobie album zespołu Jethro Tull, stanowiący punkt odniesienia dla twórców i fanów rocka progresywnego.
Przez pół wieku trudno utrzymać ciągłość składu i po dekadach zmian wielu artystów ma prawo identyfikować się z epokowym albumem. Ma to swoje bardzo dobre strony – jubileusz ‘Aqualung‘ można świętować z różnych stron, z różnymi składami. Na przykład z oryginalnym gitarzystą Jethro Tull, Martinem Barre, którego The Martin Barre Band zagościł na deskach warszawskiej Progresji w listopadzie tego roku.

Koncert został podzielony na dwie odsłony – w części pierwszej usłyszeliśmy przegląd “the best of” Jethro Tull, podsumowany wykonaniami “Minstrel in the Gallery” czy “Thick as Bick“.
Zaś w  drugiej części wybrzmiał materiał z płyty ‘Aqualung‘ w całej okazałości.

Ku pewnemu zaskoczeniu, zespół bądź co bądź wywodzący się z klasyki prog rocka, wyszedł na scenę bez syntezatorów, gongów i całego folkowego arsenału, za to klasyczne instrumentarium w postaci dwóch gitar, wokalu, basu i perkusji wskazywało na kierunek bliższy korzeniom bluesowym, zwłaszcza w pierwszej części koncertu.

Czterech muzyków doskonale się uzupełniało i każdy znał swoje miejsce na scenie: sekcja rytmiczna w osobach Alana Thomsona na basie i Darby’ego Todda na perkusji wypełniała definicję muzyków sesyjnych niezbyt zaangażowanych w wydarzenia sceniczne, opierających swoją obecność na czystej zawodowej uprzejmości. Za to ciężar show wzięli na siebie gitarzyści – prowadzący i śpiewający Dan Crisp oraz wycinający solówki i dowcipkujący z publiką Martin Barre. Dan dbał żeby szok wynikający ze słuchania “For a Thousand Mothers” czy “Heavy Horses” bez oryginalnego udziału Iana Andersona był jak najmniejszy, więc przywdziewał teatralnie archaiczną koszulę oraz mimikę dworskiego trefnisia, a przez mikofon przekazywał głos będący ciepłą mieszanką stylów Andersona i Cata Stevensa. A propos słynnego frontmana Jethro Tull – czy mogło zabraknąć fletu?! No nie mogło, więc na jeden raz, w utworze “Mother Goose” pojawił się… szkolny flet prosty, obsługiwany przez wokalistę z gracją człowieka nie nadużywającego tej umiejętności 😉 Natomiast sam Martin Barre potrafił w rockowym szaleństwie zapomnieć o cyferkach w dowodzie osobistym i podskakiwać przy solówkach jak mały kangurek, udzielając też energii widowni, które zebrała się w zadowalającej i świadczącej o wierności liczbie.

Pomimo jubileuszu płyty ‘Aqualung‘ i kompletnej dominacji piosenek Jethro Tull w repertuarze tego wieczoru (jeden utwór z solowego dorobku Barre – “Back to Steel“), należy pamiętać, że był to wieczór Martina Barre i to on przedstawiał swoją interpretację znanych dźwięków. Stąd też odejście od teatralności oryginału w kierunku skromniejszego instrumentarium i mocniejszego brzmienia wręcz wpadającego w ostrzejsze rejony hard rocka. Efekt był bardzo przyjemny dla ucha – nadało klasycznym nutom soczystości, a występowi większej aktualności.

Może i nie było to widowisko epokowe i zmieniające życie człowieka, ale było… aż i po prostu bardzo dobry koncertem rockowym! Dla weteranów był sentymentalną podróżą do dźwięków młodości, a młodzież miała okazję się przekonać, że “dinozaury” też mogą występować z werwą i radością godną dużo młodszych zawodników.

Dawid ‘Qstosz’ Odija

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!