„Każdy ma swoje Korpo” – Recenzja debiutanckiej płyty Lalu Slavickiej

O Lalu:

Lalu Slavicka to wokalistka i saksofonistka, która słowo „korporacja” potrafi odmienić przez wszystkie przypadki. Latami pięła się po szczeblach kariery – od asystentki po menadżerkę. Jej muzyką były nieustające dźwięki dzwonków, włączanych i wyłączanych komputerów oraz „pikającego” identyfikatora na bramce. Jednak po 13 latach w korporacjach rzuciła wszystko i zamiast wyjechać w Bieszczady nagrała płytę. Usłyszysz na niej między innymi dźwięki saksofonu Lalu, który Lalu wyjęła z szafy po latach. Pierwszy odziedziczyła po wujku, który był czeskim muzykiem orkiestrowym. Chciała się z tym instrumentem zaprzyjaźnić na dłużej ale życie zdecydowało, że podąży jednak inną drogą. Miłość do muzyki przelała na rozwój zawodowy. Do czasu…

Przekaz i muzyka:

Na debiutanckiej płycie Lalu Slavickiej odnajdziesz brzmienia, których artystka nie

chce nazywać. Nie przepada za szufladkowaniem. Każdy z 13 utworów (14. jest

trackiem bonusowym) jest wynikiem jej wielu różnych doświadczeń życiowych.

Lalu wierzy, że spora część słuchaczek i słuchaczy odnajdzie w nich siebie. Im

również pozostawia przyjemność z odkrywania tej muzyki oraz z interpretacji.

 

Kobieta, która rzuciła korporację.

„Momentów, które zaprowadziły Lalu do tej decyzji było kilka. „Zdałam sobie sprawę, że jeśli nic nie zrobię, resztę życia spędzę w tej samej firmie, w tym samym mieście, funkcjonując według tych samych schematów. Coś się skończyło, wyczerpało. To było dość przytłaczjące odkrycie. A panika, która mu towarzyszyła, pozwoliła mi zrobić pierwszy krok – wspomina Lalu. Tak zaczął się kilkuletni proces odkrywania siebie na nowo.  W końcu Lalu odważyła się i postawiła wszystko na jedną, muzyczną kartę. Nie chciałam przeżyć życia wiedząc, że nie spróbowałam, że zdradziłam samą siebie – wyjaśnia. Mimo wielu obaw zostawiła świetnie rozwijającą się karierę i weszła do studia. Nagranie płyty okazało się dla niej pewną autoterapią.”

 

Słowa do piosenek zostały napisane przez Lalu wraz z Basią Bashi Derlak, wokalistką zespołu Chłopcy kontra Basia. Muzyka powstała dzięki współpracy z producentem i instrumentalistą Harrym Tomkiem Waldowskim, perkusistą zespołu LemON.

 

Kilka słów o tym jak nawiązała się współpraca z Harrym Waldowskim i Basią Derlak:  „okazało się, że mamy wspólnych znajomych, którzy nas spiknęli. Na pierwszym spotkaniu od razu wiedzieliśmy, że jest chemia 🙂 Co do samego powstawania płyty – wiedziałam, że najpierw powstaną teksty, miałam w głowie do przekazania konkretne tematy. I tak zrobiłyśmy – z Basią najpierw napisałyśmy teksty, potem powstała muzyka. Producentem muzycznym jest właśnie Harry Tomek Waldowski. Nagrywaliśmy w studio na Saskiej, które nam niestety zalało, więc musieliśmy się przenieść do zacisza domowego, co miało swój urok 🙂 Ja zostałam wtedy chwilowo bez saksofonu, ale okazało się, że odzew z internetu był niesamowity. Jeden z saksofonistów, z którym się zupełnie nie znałam, pożyczył mi saksofon! Kwartet smyczkowy z kolei dogrywaliśmy w Studio Black Kiss Records. Po napisaniu kilku kawałków ja miałam wypadek, który zakończył się zmiażdżoną kością w łokciu i operacją. W zasadzie nie było wiadomo, czy jeszcze zagram na saksie. Na szczęście bolesna rehabilitacja sportowa, ale też gra na pianinie pozwoliły mi znowu wziąć saks do ręki!”

 

Recenzja:

Utwór „Pierwszy dzień w pracy” otwiera płytę dosyć transowo. Nie nawet ze względu na trans używany w muzyce House, ale w kontekście tematu pracy, do której ustosunkowuje się wokalistka. Tekst to jakby mówienie wprost do samej siebie i słuchacza. To nieco ponad dwu minutowe intro ma bardzo emocjonalny wydźwięk. Regulowane pulsującym beatem, po warstwy brzmień syntezatorów idealnie komponujących się i oddających klimat przekazywanej treści

Kolejny utwór „Nadgodziny” to utwór, w brew pozorom dla mnie pogodny, niosący nadzieję. Niosący ją nawet w ten ogólnie pojęty smutny poniedziałek jako pierwszy dzień pracującego tygodnia.  Słychać tu dużo elektroniki, miarowo chodzący bas i perkusyjną stopę, która przyjemnie wtóruje oszczędnym uderzeniom akordów pianina. Głos Lalu  dozuję przyjemne chórki oraz główną warstwę tekstową.  Dodatkową informacją uświadamiającą, która jest obecna w teledyskach Lalu, a szczególnie w tym utworze to to, że wg. portalu pracuj.pl „Polacy w nowym środowisku pracy” z 2019. 74% Polek i Polaków pracuje w ramach nadgodzin lub/ i nie typowej porze.

Utwór ”Team Spirit” jest bardzo chwytliwy poprzez brzmienie jak i tekst Lalu Slavickiej. Odzywa się tu więcej elektronicznych dźwięków. Mam wrażenie po wersach refrenu „To nasz dom to nasze są koty, drą koty, drą koty, drą o tym że nic i że wszystko, że źródło nam wyschło i że nie ma skąd brać”, że to darcie kotów, to nieporozumienia w biurze i wieczne problemy. Możliwe, że to także odniesienie się do sytuacji w domu, gdy po powrocie po pracy nie zawsze jest tak łatwo żyć zwłaszcza z najbliższymi nam osobami.

Następny utwór „Ocena roczna” mimo, że tytuł brzmi surowo to jest energetyczny. Jest on z takim motywem uśmiechu do siebie mimo, nie łatwych sytuacji, które mają miejsce w wielkich warszawskich (i nie tylko) biurach.

Utwór „Work Life Balance” do którego został zrealizowany teledysk gdzie Lalu Slavicka leży w trumnie i powoli jakby się rozkłada jest obudowany ważną informacją na koniec ujęcia:” 97% Polek i Polaków stresuje się w pracy, a ponad 1/3 czuje się tym stresem sparaliżowana.” Tak według raportu „bezpieczni w pracy” przedstawiają się niepokojące wiadomości ze świata korporacji. Utwór jest skomponowany na pianinie, jest bardzo melodyjny, ale zdecydowanie melancholijny jak same słowa tekstu.

Szósty z płyty utwór „Wypalenie”  to historia o niemocy, o chęci zmiany, o narastającym poczuciu przytłoczenia tym, co nas otacza. Kolejny świetny teledysk z głównym udziałem Lalu na ten moment osiągnął nie bagatela blisko 700 tysięcy wyświetleń na YouTube. Zrealizowany przy udziale aktorów:  Zuzanna Predygier, Piotr Choma, Karol Czarnowicz , ale także przy gościnnym udziale inluencerek takich jak: Agnieszka Świetlik- Lifemanagerka, Katarzyna Kędzierska – Simplicite, Justyna Szawłowska – KorpoVoice. Oprócz wspaniałego aranżu i scen teledysku  na bardzo wysokim poziomie, na koniec filmu jest kolejna notka z badania tym razem firmy STADA (group health report) o tym, że  Polacy są trzecim narodem w Europie, z największą liczbą osób, które doświadczyły wypalenia zawodowego.

Następny utwór ”Na dywaniku” przemyca temat przebodźcowania  i zmęczonych myśli pracownika. Fenomenalna linia basu, wszechobecne pianino i zabiegi producenckie niczym w utworze Money zespołu Pink Floyd oddają doskonale atmosferę piosenki.

Numer Osiem to utwór „Wolne” to dosyć słodki, frywolny, marzycielski klimat pragnienia wyjazdu na urlop. Tam gdzie można naładować baterie i opanować swoje emocje. Zrelaksować się. Niepowtarzalne synthy towarzyszą temu kawałkowi, nawet pod koniec płyty.

Utwór „Szkolenie” to w moim odczuciu melancholijny dialog Lalu. Znajdują się tu pytania o swoją wartość. O to co zrobić żeby zmienić swoją sytuację. Piękne partie kwartetu smyczkowego dodają utworowi nieco filmowego sznytu. A to wszystko za sprawą: Sary Malinowskiej, Magdaleny Michny, Moniki Sobkiewicz- Hirsch oraz Kamili Borowiak.

Dziesiąty utwór „Szanowna Pani”  powoli dobija do portu czyli końca albumu Lalu Slavickiej. Piosenka zaczyna się wersem „Hej przyjaciółko szkoda twoich dni na oddychanie zatrutym powietrzem” Potem historia rozwija się do momentu kiedy można powiedzieć „Masz moc gdy chcesz odejść” a na koniec jest ukazana motywacja „nie nie jesteś sama nie, jest nas więcej spójrz” Lalu w tym utworze już mówi większym głosem wielu kobiet, tak aby dotrzeć do nich, do tego głosu, którego dobrze słuchać.

Utwór „Plan na dziś” pięknie obrazuje skalę bezsilności i bólu, który sprawia praca a w zasadzie jej aspekty. Ponownie kwartet smyczkowy stanął na wysokości zadania nagrywając swoje przejmujące partię. Słychać, że Lalu Slavicka jest świadoma swojego głosu i emocji, które lepią ją w każdy dzień.

Utwory „Targety i KPI” połączone są w dwa narastające utwory, po których można płakać, ale przychodzi także takie katharsis czyli oczyszczenie. I tak skrzypcami i rytmem a la E-POP dopłynęliśmy do końca emocjonującej opowieści nazwanej „Każdy ma swoje korpo”

 

Album Lalu Slavickiej to jedna z niewielu płyt  koncepcyjnych, która dba w każdym calu o najmniejsze  szczegóły. Od muzycznej warstwy czyli 13 utworów, po znakomite grafiki w książeczce z płytą. A grafiki nie byle jakie, bo każda dopasowana w punkt do tematu poruszanego w piosence. Dawno nie słyszałem płyty, która porusza tak ważne problemy natury zawodowej jak wypalenie, branie nadgodzin, presja i ciągła ocena przełożonych lub współpracowników.

Album „Każdy ma swoje korpo” przesłuchałem niezliczoną ilość razy. To dlatego, że muzyka Lalu jest intrygująca, refleksyjna i autentyczna poprzez jej doświadczenia zebrane w pracy w korporacji, o których opowiedziała zestawem piosenek. Sam tytuł albumu można interpretować jako to, że każdy ma swoje miejsce w życiu, gdzie obowiązują poszczególne zasady, gdzie trzeba się wykazywać, coś udowadniać innym lub sobie. Gdzie jest nam trudno z różnych powodów. Trwamy w tym bo nasze potrzeby finansowe nie są zaspokajane lub chęć robienia kariery może być wyznacznikiem sukcesu. W utworach Lalu słychać zmagania i ból codziennych problemów związanych z „pracą w korpo”. Jednak w części utworów bohaterka wydarzeń zrzuca ciężar odczuwanych uczuć i emocji. Mam wrażenie, że dzięki temu stała się wolna i odważyła się realizować marzenia, oraz praktykować osiąganie spokoju ducha każdego dnia.  „Każdy ma swoje korpo” Lalu Slavickiej to więcej niż płyta, to zebranie esencji barw na palecie emocjonalnych i mentalnych rozterek. To podróż muzyczna, w której każdy znajdzie coś dla siebie, ja znalazłem.

Recenzja: Piotr Siedlecki

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!