Rozmowa z John Cooper wokalistą Skillet

John Cooper, wokalista Skillet, opowiedział o teraźniejszości i przyszłości swojego zespołu, który odnajduje pozytywny przekaz nawet w najtrudniejszych czasach. Wywiad przeprowadził Michał Koch.

 

Michał Koch: Skillet ma zaplanowane koncerty w Polsce (zespół zagra dwa koncerty: 27 kwietnia w Warszawie oraz 28 kwietnia w Gliwicach – przyp. MK.). Pamiętasz wasze poprzednie występy w naszym kraju?

John Cooper: Oczywiście! Szczerze powiedziawszy, to pamiętam nawet jak wyglądała sala koncertowa. Był tam balkon…

MK: Tak, graliście w Warszawie. Klub nazywa się „Stodoła”.

JC: Właśnie. Pamiętam, że publika reagowała bardzo energicznie. W trakcie utworu „Rise” wszyscy śpiewali razem z nami. Nagrałem to wszystko i teraz gdy ktoś mnie zapyta o fanów w Polsce, to pokazuję to nagranie. Pamiętam też, że macie tam świetne żarcie.

MK: Jadłeś pierogi?

JC: Tak. Było też doskonałe hinduskie żarcie. Będziemy musieli znaleźć tę knajpkę, gdy wrócimy! Polacy są świetni, bardzo gościnni. Mamy tam dużo fanów i uwielbiamy wracać do waszego kraju na koncerty.

MK: Teraz będzie grać w większych salach koncertowych. Jesteście u nas bardzo popularni.

JC: Wow! Świetnie to słyszeć.

MK: Porozmawiajmy o powrocie mody na gitarowe granie z lat 2000. Zauważyłeś coś takiego? Headlinerami największych festiwali są m.in. Korn albo Queens Of The Stone Age.

JC: Zawsze wydawało mi się, że największe festiwale metalowe były w Europie, na przykład taki Hellfest, gdzie graliśmy m.in. z Iron Maiden. Teraz USA zaczynają nadrabiać. To świetna sprawa, bo ludzie zaczynają sobie przypominać, że uwielbiają chodzić na koncerty. Widujemy na naszych koncertach nawet fanów, którzy jeszcze nigdy nie byli na koncercie. Świetnie oglądać, gdy orientują się „co tu się odbywa”. Nagrania z YouTube’a tego nie oddadzą. Zwłaszcza że wtedy wszyscy się jednoczą, niezależnie od poglądów religijnych czy politycznych. Rock jednoczny.

MK: Świat koncertowy miał teraz długą przerwę w związku z pandemią COVID-19. Jak to wyglądało w przypadku Skillet?

JC: Wszystkie kraje miały restrykcje, zespoły musiały nauczyć się istnieć na nowo. Najbardziej brakowało mi grania na żywo. I może zabrzmi to tanio, ale najbardziej podczas pandemii brakowało mi kontaktu z fanami. Dostawałem wiadomości od ludzi, że cierpią na depresję, że czują się samotni. To mnie bardzo smuciło. Razem ze Skillet nagraliśmy kilka akustycznych wersji naszych utworów, aby dać fanom trochę radości. Widzę, że ludzie teraz korzystają z życia, ile mogą, chociaż we współczesnym świecie te więzy społeczne też zaczęły pękać.

MK: A potem przyszedł kryzys ekonomiczny…

JC: Mam wrażenie, że sytuacja na świecie zmienia się w mgnieniu oka. Dobre wiadomości, złe wiadomości, sinusoida informacji. Dostajemy na okrągło przekaz wiadomości, który nie ma końca. Staram się jednak przekazywać muzyką pozytywne wiadomości. Dam ludziom szansę na ucieczkę od mediów.

MK: Ten przekaz jest w waszej muzyce. Myślę, że stąd też popularność Skillet w Polsce.

JC: Właśnie. Polacy żyją przecież tuż obok toczącego się konfliktu w Ukrainie. To musi być przerażające.

MK: Pierwsze miesiące były okropne. Na szczęście pomagaliśmy uchodźcom i jakoś ogarnęliśmy ten kryzys. Obecnie sytuacja jest daleka od normalności, a konflikt dalej się toczy. Dlatego potrzebujemy każdego promyka nadziei. Zresztą to przesłanie o przetrwaniu jest obecne od zawsze w muzyce Skillet.

JC: Tak, mamy utwory o przetrwaniu złych czasów, o świetle na końcu tunelu. Pierwszy utwór z nowego albumu nosi tytuł „Surviving The Game”. To towarzyszyło nam w pandemii, mówiłem sobie, że muszę przetrwać. Życie naznaczyło mnie też kilkoma złymi momentami, bywało ciężko, ale w życiu ma się wybór: przetrwać lub się poddać. Możesz się na siebie złościć lub przyznać, że się nie dasz. I walczyć każdego dnia, przeciwstawiać się złym rzeczom. Mamy wielu fanów w Ukrainie, ciężko wyobrazić sobie, co oni muszą przeżywać. Trzeba pamiętać, że na końcu tunelu jest zawsze światło.

MK: Francis Fukuyama mówił o „końcu historii”, gdy skończyła się zimna wojna, ale później za to przeprosił. Chyba częścią bycia człowiekiem jest to ciągłe przeciwstawianie się losowi.

JC: Mieliśmy pandemię, teraz kryzys. Jest ciężko.

MK: Jak przemysł muzyczny zmienił się w Stanach w związku z tymi wydarzeniami?

JC: Najbardziej martwi mnie ten zanik więzi społecznych. Nasz nowy album (wydany w 2022 r. krążek „Dominion” – przyp. MK) właśnie o tym jest. To wbrew pozorom jest bardzo pozytywny album, chodzi o przetrwanie. Pisałem te utwory w związku ze sytuacją na świecie. Mówiłem do siebie: „przetrwamy to!”. W muzyce Skillet jest też pierwiastek duchowy, zachęcam więc ludzi do modlitwy za dobre rzeczy, które nam się przytrafiają. Dziękuję za dobre rzeczy, nie postrzegam siebie jako ofiary. To czyni moje życie – i moje utwory – lepszymi.

MK: O tym jest cały album?

JC: Prawie. Mamy tam takie utwory jak „Shout Your Freedom” czy „Dominion”, które są obecnie bardzo aktualne, gdy ludzie czują się coraz bardziej zniewoleni. Wierzę jednak, że w przyszłości będzie lepiej.

MK: Co zatem przyniesie przyszłość dla Skillet?

JC: Szykuje się nam bardzo zapracowany rok!

MK: Przygotowaliście już program koncertu?

JC: Tak, opracowaliśmy setlistę. Liczymy, że fani docenią, że jest bardzo energetyczna. To zresztą nasza cecha charakterystyczna. Zagramy w Polsce też nowe utwory. To bardzo ekscytująca perspektywa!

MK: Ile koncertów macie zaplanowanych?

JC: Około 120. Jak mówiłem: będzie pracowicie. Najpierw zagramy trasę po Stanach, a potem w Europie. Nie mogę się doczekać, zwłaszcza że skończyły się restrykcje pandemiczne. Będziemy też promować album, wkrótce będziemy mieć wideoklip do utworu „Psycho In My Head”. Wierzę, że spodoba się publice. Chcemy grać muzykę, dopóki ludzie będą chcieli słuchać to, co mamy do przekazania.

 

One thought on “Rozmowa z John Cooper wokalistą Skillet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!