Po kilkumiesięcznej przerwie Doktor Who powraca z dwoma odcinkami na Disney+! W najnowszych epizodach Doktor i jego towarzyszka – Ruby Sunday, trafiają do przyszłości, gdzie znajdują stacje kosmiczną zarządzaną przez… dzieci oraz cofają się w czasie, aby zobaczyć jak The Beatles nagrywali swój pierwszy album. Jak to wyszło?
Ncuti Gatwa grający tytułowego Doktora zdaje się czuć jak ryba w wodzie w tej roli. Jak na jego poprzedników przystało bardzo szybko biega, jest wiecznie uśmiechnięty oraz pozytywnie nastawiony do rzeczywistości nawet, gdy wszystko zaczyna się walić. Jednak dwa najnowsze odcinki pokazały, że coś zgrzyta, ponieważ nowy/stary showrunner – Russell T. Davies, stworzył swojego protagonistę na nowo oraz nadał mu cechę, która u jego poprzedników nie miała miejsca – Doktor się czegoś boi. Patrząc na wcześniejsze sezony Władca Czasu nigdy dosłownie nie przyznawał, że jest czymś przerażony, a jeśli już… to nie robił tego dwa razy z rzędu! Biorąc pod uwagę wszystkie cztery odcinki z udziałem Gatwy zapowiada się, że dostaniemy Doktora w wersji bojaźliwej. Czy to dobrze? Ciężko ocenić, napewno jest to odejście od znanej nam formy, więc warto dać temu trochę czasu.
Ruby Sunday, grana przez Millie Gibson, to tajemnicza postać i pewnym jest, że w drugiej połowie sezonu dostaniemy ogromny plot twist z udziałem bohaterki i jej biologicznej rodziny. Niestety na chwilę obecną nie wzbudza ona sympatii, co może mieć swoje podłoże w tym, że serial za bardzo skupia się na niej, a co gorsza postać Doktora i jego przeszłość są kształtowane tak, aby historie tej dwójki były paralelne. Początkowo słyszało się głosy, że będzie ona nową Rose, ale na ten moment tego nie widać. Niezwykłość Rose oraz jej znaczenie były powoli ujawniane tak aby jej wątek nie przyćmił tytułowego bohatera. W przypadku Ruby – ona już ukradła show, skupiając wszystko na sobie.
Wracając do premierowych odcinków. Kosmiczne dzieciaki pokazały dawkę klasycznego Doktora z poprawionymi efektami specjalnymi. Pomysł na przeniesienie akcji tysiące lat w przód oraz statek kosmiczny zarządzany przez dzieciaki i osadzenie wszystkiego w konwencji bajki to strzał w dziesiątkę! Jest to powrót do Doktora, którego znamy i kochamy. Gorzej niestety wypada odcinek Diabelski akord. Zapowiadało się dobre widowisko – The Beatles, lata 60., świetne kostiumy, ale czegoś brakowało, a może raczej kogoś… zmarginalizowano bardzo mocno udział Beatlesów do minimum, przez co Doktor nie miał okazji, aby to z nimi przeżyć swoją przygodę. Zamiast tego dostajemy kolejny mocno żenujący numer muzyczny, ale o ile w odcinku Kościół na Ruby Rose miał on swoje wytłumaczenie, tak tutaj był to wyłącznie zabieg, wypełniający brakujący czas antenowy. Na plus główny antagonista, który jest kolejną już postacią nie binarną w nowej odsłonie Doktora Who. Maestro jest istotą przerażającą, impulsywną oraz inteligentną, która idealnie balansuje na granicy przerysowania i obłędu. Osadzenie nowych przygód Doktora w świecie, gdzie legion Zabawkarza się po niego wybiera jest ruchem interesującym i nadającym serialowi pewną linearność.
Serial zapowiada się ciekawie, Ncuti jest dobrym wyborem na kolejnego Doktora, a Davies ma czystą kartę i może razem z Gatwą zbudować coś zupełnie nowego, ponieważ po biregeneracji nie jest to już ten sam Doktor, którego znaliśmy w wykonaniu, m.in. Davida Tennanta czy Matta Smitha. Niestety na chwilę obecną popełnione zostało wiele błędów, i o ile mamy piękny powrót do klimatu Doktora z czasów Christophera Eccelstona, tak niektóre decyzje na poziomie scenariuszowym zawodzą. Sprowadzenie Beatlesów tylko po to, aby zagrali dwie linijki na pianinie, wprowadzenie niepotrzebnych numerów muzycznych czy sprowadzanie każdego odcinka do dnia, w którym Ruby została porzucona przez rodziców były strzałami w kolano.
Podsumowując, nowy sezon Doktora Who ma potencjał, a legion Zabawkarza brzmi intrygująco, ale jeśli skupienie serialu utrzyma się na Ruby i jej pochodzeniu, każdy odcinek będzie o tym samym, a wszystkie stwory i światy, które będziemy zwiedzać z Doktorem zaczną niknąć w tle Ruby Sunday. Trzymajmy kciuki, aby Russell zauważył swój błąd i zaczął budować jej historię bardziej subtelnie, a każdy odcinek i jego fabuła stały się priorytetem.