Andrzej Kozakiewicz to muzyk, który na scenie niezależnej jest już bardzo długo. To z pewnością sprawia, że jest osobą, która może o niej wiele powiedzieć. To jedna z inspiracji dla których chciałem z Panem Andrzejem porozmawiać. I jeszcze jeden fakt. Jestem ogromnym miłośnikiem Pidżama Porno, zespołu, który kształtował mój gust muzyczny, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem. Wywiad to doskonała okazja, aby spytać Andrzeja Kozakiewicza o przeszłość, jego muzyczne projekty a także porozmawiać o ostatniej płycie Pidżamy Porno, czyli PP. Nasza rozmowa była bardzo fascynującym spotkaniem. Rozmawialiśmy nie tyko o muzyce, lecz można by rzec życiu muzyka na przestrzeni czterdziestu lat grania i zmieniającej się rzeczywistości. Zapraszam do lektury tej pasjonującej rozmowy.
Kozak… gitarzysta Pidżama Porno, Strachy na Lachy, Świat Czarownic. Nie przeoczyłem jeszcze innych muzycznych przestrzeni?
W świecie Czarownic byłem jeszcze wokalistą. I jeszcze jedna rzecz, taka efemeryczna formacja Spunkies , która powstała z połączenia Świata Czarownic i Aliansu. Tam też byłem śpiewającym gitarzystą. Czyli ogólnie wokalistą w tym zespole.
Czyli Kozak potrafi śpiewać i grać na gitarze, tak?
Nie wiem czy potrafi, ale próbuje [śmiech]
Od początku grasz w Pidżama Porno. Jesteś człowiekiem, który współtworzył historię sceny alternatywnej w Polsce. Dobrze to określiłem?
W jakiś sposób na pewno tak, ale to w takim znaczeniu, że jest zespół, który jeździł… Obydwa. I Pidżama Porno i Świat Czarownic swego czasu. Oprócz tego współorganizowałem koncerty w Pile.
Duże to było wyzwanie na tamten czas, kiedy ta scena się tworzyła?
Wówczas to było okropieństwo! Raz, że milicja, dwa, że nie było za bardzo miejsc do organizowania koncertów i jak się takie miejsca pojawiały to trudno w nich było cokolwiek zrobić, bo po prostu nie było sprzętu. Wszędzie brakowało sprzętu, zwłaszcza tego nagłośniającego. Zespoły też tego sprzętu nie miały i trzeba było jakoś kombinować. O ludzi nie trzeba było się martwić, bo ludzie przychodzili. Było ich naprawdę dużo. Swego czasu Piła była dość ciekawym miejscem, bo tych zespołów było naprawdę sporo. Dużo też zespołów z zachodu udało się ściągnąć do Piły. Jak były w Polsce na trasie Piła stawała się takim miejscem, gdzie mogły grać.
Podobno były trudne warunki do grania, sprzęt ustawiany na skrzynkach po piwie itp?
Tak, to wiele razy takie rzeczy się zdarzały. Jeden z pierwszych koncertów Pidżama zagrała jakieś pięć minut, dlatego, że po prostu spaliliśmy wszystkie wzmacniacze.
O matko!
One nie były nasze, były z jakiegoś domu kultury, były tak kiepskie, tak słabe a my nie mieliśmy jeszcze swoich i wiesz, pac pac i poszło wszystko w cholerę [śmiech].
Nie wiadomo jak to skomentować [śmiech]
Tego nie należy komentować [śmiech] Takie były czasy.
Jakby nie patrzeć te koncerty naprawdę były wyzwaniem…
Oczywiście! Wracając do tego sprzętu… Ja musiałem sobie sam budować gitary, bo nie było mnie stać. Raz, że w Polsce było kiepsko z gitarami, takimi fajnymi. Były takie z których mógłbyś zrobić siekierę. I trzeba było sobie samemu radzić. Ja pierwszą gitarę, swoją drogą basową, którą sobie zrobiłem, to wujek już nie żyjący zrobił mi deskę, natomiast gryf kupiłem na zapleczu sklepu rzeźnickiego w Poznaniu. Rzeźnik robił gryfy i ten gryf też był taki rzeźnicki. Jakoś to połączyłem. Zrobiłem sobie sam przystawki z magnesu i nawijania ośmiu kilometrów drutu na ten magnes, żeby to działało i takie były początki.
Nie do wyobrażenia dla współczesnych muzyków, gdzie idzie się do sklepu i kupuje sprzęt
Dokładnie. Swoją drogą to bardzo dobrze, bo w tym kierunku to powinno pójść, gdzie masz możliwość wyboru i kupienia. Wtedy tego nie było i trzeba było jakoś sobie radzić.
Czyli człowiek zostawał muzykiem, technikiem i jeszcze organizatorem koncertów?
Tak. Przechodziło się przez wszystkie etapy [śmiech] Moim zdaniem to było fajne, bo człowiek się czegoś uczył. To potem pomagało. Można było sobie samemu sprzęt naprawić. Teraz jest dużo fachowców. My w Pidżamie takiego mamy, naprawdę wysokiej klasy, który obecnie zajmuje się sprawami technicznymi. I robi to fenomenalnie! Maciek Rzeczycki konkretnie. Jest gościem, który dla nas pracuje niesamowicie. Ja mogę Maćkowi oddać cały sprzęt i wiem, że raz będzie przygotowany do grania i dwa, jeżeli będzie jakakolwiek usterka to zostanie naprawiona.
Jest to z pewnością potrzebne, bo Grasz dużo koncertów
Dokładnie. I wszystko się czasem psuje. Nawet nie tyle psuje, ale może się uszkodzić. Na koncert musisz przyjechać przygotowany.
My widzimy zespoły na widowni
My za to całą masę rzeczy musimy zrobić, sprawdzić.
Ja wrócę mocno do przeszłości w związku z moim umiłowaniem i fanatyzmem historii polskiej sceny alternatywnej lat 80. W 1988 Pidżama Porno nagrywa kasetę ,,Szalone Lato” . Jestem zafascynowany materiałem z tego wydawnictwa. Pamiętasz jeszcze sytuację powstania tego materiału. Opowiesz?
Jest to takie demo, które nagrywaliśmy w Poznaniu w takim klubie, gdzie mieliśmy też próby. Klub Słońce. Przyjechał gościu z sprzętem i nagrywaliśmy to na sto procent. My nie mieliśmy jeszcze wtedy żadnych umiejętności technicznych, żeby wiedzieć jak to powinno wyglądać. Koleś przyjechał, wziął kasę, nagrał, ot tak. Brzmienie jest takie jakie jest…
Właśnie to brzmienie jest ciekawe, surowe… Dla kogoś, kto nie zna Pidżamy Porno lub bazuje na ostatnich albumach może to być rarytas
Dokładnie. Z ciekawostek mogę powiedzieć, że wtedy jeszcze grałem na basie. Nie mieliśmy basisty to stwierdziłem, że biorę gitarę basową i gram [śmiech]
Ok [śmiech] To jest bardzo piękne w tym okresie. Teraz młodzi muzycy myślą trochę inaczej a to co Mówisz ma taki prawdziwy punkowy i naprawdę undergroundowy klimat.
Ja nawet nie nazywałbym tego undergroundem. Po prostu tak było! Robiliśmy to co robiliśmy w taki sposób jak umieliśmy. Dla mnie to było wówczas normalne. Ja za to zauważam, że teraz są zespoły, które mają straszne ciśnienie na szybkie odniesienie sukcesu. To jest zgubna droga, bo jak to się nie udaje to dużo zespołów się przez to rozpada. Moim zdaniem zespół najpierw powinien być sprawny, czyli zgrany. Niekoniecznie super, bo to też nie o to chodzi, ale o to, żeby to było spójne. Żeby to był zespół a nie kilku muzyków, którzy po prostu z sobą grają. Inaczej odbiorca wyczuje, że coś jest nie tak, że to nie jest szczere. Ja wychodzę z założenia, że w muzyce nie za bardzo da się oszukiwać, że prędzej czy później odbiorca wyczuje, że coś tu jest nie halo.
Czyli receptą na sukces jest autentyzm i ogranie?
Oczywiście! I przede wszystkim tworzenie czegoś własnego. Można się oczywiście inspirować różnymi rzeczami, tylko moim zdaniem, nigdy się nie powinno grać jak ktoś. Nie grać z takim założeniem, bo ten ktoś już istnieje i robi to lepiej! Lepiej robić coś po swojemu. Niech to będzie gorsze, ale swoje.
Zestawiłem sobie omówione demo z ostatnią płytą Pidżamy Porno, robiąc rajd po całej dyskografii. Jest tego trochę, jednak najistotniejsze jest jedno. Nadal Jesteście wiarygodni! Nie jesteście tylko legendą, lecz nadal zespołem mającym wiele do powiedzenia. Jak Ty się z tym Czujesz jak budzisz się rano jako gitarzysta?
Autentyczność wynika, że to co robimy to od początku do końca jesteśmy my. Muza jest nasza, brzmienie jest nasze. Nie musimy się oglądać na kogokolwiek. Cały czas robimy to co chcemy. I nie ma nacisku z żadnej strony jak to powinno wyglądać. Współpracując z SP RECORDS nikt nie naciska jak to powinno być, bo taką mamy współpracę. To co robimy to my robimy.
Nie da się Was podrobić…
To nie miałoby sensu
Ok, jak jesteśmy przy gitarze, może Zdradzisz jak wyglądały Twoje początki? Pierwsza gitara? Pierwsze sięgnięcie po instrument?
O pierwszej już mówiłem. To była gitara basowa. Drugą elektryczną też sobie sam zrobiłem. Łącznie z całym osprzętem na około, bo tego po prostu nie było. Pierwszy przester to chyba zrobiłem z książki Adama Słodowego ,,Zrób to sam” i tam był taki przester do zrobienia. Zapakowany był w mydelniczkę. Czasem to co się zrobiło działało, czasem nie.
Czyli, żeby grać trzeba było mieć na czym a żeby mieć trzeba było to sobie zrobić?
Dokładnie tak. Nie było wyboru.
Zostało u Ciebie coś z tego sprzętu?
Tak. Po wielu latach wróciła do mnie gitara basowa, którą sprzedałem… po prostu. Po wielu latach udało mi się ją odnaleźć. I leży sobie na sali prób. Używać jej nie będę, bo jest tak rachityczna [śmiech], że nie da się już na niej grać
Ale rozumiem, że gra nadal, gdyby ktoś chciał się pokusić?
Tak. Oczywiście. Jest tak duża, tak toporna, tak ciężka, że nie da się. Ja osobiście już odpadam. Kręgosłup by siadł [śmiech]. Pozostałe to różnie. Jedne się sprzedawało, inne kupowało, albo się wymieniało.
Masz może jakąś ulubioną?
Najczęściej, od wielu lat gram na gitarze Shure, takiej manufaktury amerykańskiej. Przed skokiem dolara udało mi się kupić właśnie tą gitarę i Fendera Telecastera. Gram do tej pory na Shure, Telecaster sobie leży. Gitar mam w tej chwili kilka. Kupowałem różne, zbierałem. W tej chwili mam osiem gitar. One wszystkie brały udział w nagraniach płyt. Jedną z nich nawet kupiłem do nagrania jednej płyty, potem już jej nie używałem. Jeszcze wspomnę, że pierwszą gitarę jaką nabyłem był Mayones, biały, była fajnie wykonana, jednak później została mi ukradziona.
O matko! Gdzieś po koncercie?
Tak. Po koncercie w Gdańsku. Grałem z Światem… ale to było bardzo dawno. Sprzęt był w samochodzie, który został okradziony. Takie były czasy…
,,Ulice jak stygmaty, absolutne rarytasy”. Mój pierwszy album Pidżamy na kasecie. Miałem 16 lat, słuchałem jej na okrągło i nie chciałem jako jedynej pożyczyć mojemu koledze z którym inicjowałem mój muzyczny świat. Chciałem też grać jak Ty! Jaki jest przepis gitarzysty na granie takich riffów w takich kapelach jak Pidżama Porno czy Strachy na Lachy?
Najpierw powstają jakieś riffy… Ja zawsze byłem zwolennikiem grania melodyjnego. Mnie to kręciło od początki, jeszcze jak gitara pudło się pojawiła. Granie czegoś co posiada melodię. Potem dodajesz bas, perkusję. Dla mnie najważniejszą rzeczą do tej pory jest melodia w graniu. Pidżama Porno i Strachy na Lachy to są po prostu piosenki. Każdy może je sobie zagrać. Na tyle są proste.
Może w tej prostocie jest recepta?
Pidżama ma taki styl, który sobie wyrobiła. To są po prostu piosenki. Tak czujemy, tak gramy. Bez sensu byłoby teraz wkładać jakieś inne rzeczy do tego grania, bo byłoby to nie autentyczne, nie nasze. Gramy jak chcemy.
Gdyby to granie się zmieniło to te zespoły by straciły autentyczność?
Dokładnie! Pidżama Porno ma swój styl. Strachy na Lachy z kolei są bardzo eklektyczne, nie ma założenia, że mają grać w taki a nie inny sposób, każda płyta jest inna. Poruszamy się po różnych obszarach, które akurat w danym momencie nas zainteresowały. Strachy mają trochę większą wolność stylową, jeżeli mogę użyć takiego słowa.
Przez to, że Grasz w takich zespołach Czujesz się spełnionym muzykiem? Tak po prostu?
Jak będę czuł się spełniony to przestanę grać. To jest wtedy końcówka. Bo co będę robił jak przestanę grać? Ja wychodzę z założenia, że jeszcze nie jestem spełnionym muzykiem, bo cały czas próbuję różnych rzeczy, różnych rozwiązań. Dopóki to robię, będę niespełniony i wolę, żeby tak było.
Czyli Kozak jest muzykiem, który się spełnia?
Nie czeka na spełnienie [śmiech] Spełnienie kojarzy mi się z takim siedzeniem na laurach, że to koniec, już nie mam nic do powiedzenia. Ja jeszcze mam wiele do powiedzenia. W związku tym nadal nie jestem spełniony i nie dążę do spełnienia.
Obalacie pewien stereotyp takiej mainstreamowej sceny…
Powiem tak… W życiu na co dzień jesteśmy bardzo nie rock’n’rollowi. Wynika to z pewnego szacunku. Jak na następny dzień grasz kolejny koncert to nie możesz tego dnia po koncercie zeszmacić się i na drugi dzień zagrać chu..wo, bo to jest nie w porządku do tych ludzi. Poza tym prowadzimy mnisi tryb życia [śmiech]. Po koncercie do hotelu i spać, bo na następny dzień trzeba zagrać dobrze, tak jak dnia poprzedniego.
Jak Postrzegasz współczesną scenę alternatywną?
Moim zdaniem jest bardzo dużo fajnych młodych zespołów. Tylko znowu jest ten problem, że gdzieś się trzeba pokazać. Nadal moim zdaniem nie jest łatwo zagrać koncert. Nie ma czegoś takiego jak np. w Holandii, gdzie Państwo dokłada do budżetu wielu instytucją kulturalnym po to, żeby coś się działo, pojawiało coś nowego. Jest dużo takich miejsc, tylko dlatego, że Państwo dotuje możliwość tego, żeby ktoś się rozwijał. U nas jedzie się tylko i wyłącznie na domach kultury. Ok, ale to jest bardzo niefajne dla rozwoju kultury szerszej, nie użyje nawet słowa alternatywnej. Bardzo często trudno jest utrzymać takie miejsca. Kultura domów kultury to jedna rzecz, ale jest cała masa innych rzeczy, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. To jest problem polskiej kultury po prostu.
Coś Cię inspiruje z współczesnej sceny?
Ja słucham dużo różnych rzeczy i nazw nie będę podawał, bo to bez sensu a mogę coś pominąć. Czasem są dobre zagrywki, które mogą inspirować, ale głównie jestem wyczulony na tekst.
Na pewno inspirujecie Wy. I to młodych ludzi. Ja miałem ostatnio rozmawiać z jednym z nich, muzykiem, który swoją drogą zaprosił mnie do obejrzenia zakupionego sprzętu. W trakcie naszej rozmowy zeszło na różne inspiracje i wymienił Was, dokładnie Pidżamę Porno. Trafiacie do młodych słuchaczy, muzyków. Czego jest to zasługa?
Cieszę się. Moim zdaniem jest to zasługa bardzo dobrych tekstów i autentyczności w graniu. Tak bym powiedział najprościej.
Czyli jeżeli mamy dobry tekst, dobą piosenkę to mamy przekaz, który trafia?
Moim zdaniem tak.
To przejdźmy do ostatniej płyty Pidżamy Porno PP. Co Ty o niej powiesz jako muzyk, który tą płytę współtworzył?
Trudno jest mi recenzować, coś co się samemu współtworzy. Moim zdaniem jest to dobra płyta. Nawet uważam, że jest to jedna z lepszych płyt Pidżamy.
To spytam trochę ironicznie… jest coś takiego jak ,,stara” i „nowa” Pidżama Porno?
Nie ma czegoś takiego! To jest jeden zespół grający od lat. Taki podział dla mnie jest zupełnie niepotrzebny. Zespół grający teraz jest zespołem grającym teraz! Jest to być może ułatwienie dla kogoś, kto stara się recenzować, jednak jest to tylko ułatwienie. Jest to wyciąganie z poszczególnych szufladek słów, które ułatwiają recenzowanie. I tylko tyle.
Jak Pozwolisz to przejdę do takiego pytania, które będzie formą ciekawostki. Wygrałeś kiedyś samochód, popularnego wówczas ,,malucha”. Masz podobno szczęście do takich rzeczy, to prawda?
Tak wygrałem samochód małolitrażowy czyli fiata 126 p [śmiech]
Jak to się stało?
W Poznaniu był sklep z pościelami. Zwykły sklep… Poszedłem do niego z moją żoną, kupiliśmy pościel, trzeba było tylko zostawić swoje dane i tyle. Potem po jakimś czasie też przechodziłem obok tego sklepu i na jego drzwiach było napisane, kto wygrał. Myślę podejdę, zobaczę, poczytam… I patrzę jest samochód [śmiech]
Czyli nowy maluch, tak? To był nowy samochód?
Tak, to był nowy maluch, wersja taka lepsza, eksportowa, może włoska. Miał już siedzenia kubełkowe i większe koła. Dzięki temu samochodowi to zespół Świat Czarownic trochę po Europie pojeździł.
Właśnie o to chciałem spytać, bo podobno ten samochód woził Was w zespołowe trasy?
Oczywiście, że tak. Mało rzeczy można było do środka zapakować to trzeba było dokupić bagażnik na dach. Część instrumentów, oczywiście bez perkusji, ale gitary czy wzmacniacze przywiązywaliśmy na dachu i tak się jechało.
Coś niesamowitego! Teraz Pojechałbyś, czy to już nie te czasy?
To był samochód dla niskich ludzi a ja nie jestem niski, więc uderzanie non stop głową w dach nie jest fajne. Nie wybrałbym się teraz na takie przejażdżki maluchem, bo jest za mały… I sama jazda była męcząca, bez wspomagania a jedyna możliwość, żeby w lecie było chłodniej to otworzenie wszystkich szyb. Jednak powiem, że jeżdżąc po Europie samochód wzbudzał zainteresowanie.
Czyli czymś się Wyróżnialiście?
Tak. Jak pojechaliśmy do Anglii to nie mieli pojęcia, gdzie Polska leży. To był kraj, którym się w ogóle nie interesowali. Za to opowiem Tobie jeszcze jedną ciekawostkę z czasów, kiedy jeździliśmy do Londynu na koncerty. Kiedyś po prostu nie zgubiliśmy. Mieliśmy tylko mapę, ona też się zagubiła a mieliśmy trafić pod jakiś adres. Jeszcze w dodatku była noc. Jednak patrzę otwarta piekarnia, myślę, wejdę zapytam o drogę. Zacząłem pytać, jednak przychodzi gościu z karteczką i mówi, że tutaj się nie mówi po angielsku. To nie byli Anglicy. I dupa… Wyszedłem z piekarni, wsiadłem do samochodu, puściłem The Clash ,,London Calling” żeby się nie załamać i jedziemy prosto. Jechaliśmy prosto w pewnym momencie z naprzeciwka podjeżdża policja, zatrzymuje nas. Policjant pyta nas co się dzieje, mówimy, że szukamy takiej a takiej ulicy, Na co On, że wszystko fajnie, ale informuje nas, że od dwóch kilometrów jedziemy pod prąd ulicą jednokierunkową. Jednak był na tyle w porządku, że kazał nam jedynie zawrócić. Więc zawróciliśmy i jechaliśmy dalej, zupełnie na wariata zupełnie bez niczego i wyobraź sobie, że trafiliśmy pod ten adres co trzeba.
Nie do wyobrażenia w dzisiejszych czasach… Ok, obalamy pewien stereotyp, że życie muzyka rockowego nie było bajką. Nie dość, że musiał sobie złożyć instrument, sprzęt, podróżował maluchem, którego w razie potrzeby musiał umieć naprawić. Trzeba było być i mechanikiem, akustykiem i menagerem. Zgadza się?
Tak. Wszystko na raz! [śmiech] ale takie były czasy.
Czyli jak miałbyś zorganizować taki warsztat dla młodych muzyków i obalać te stereotypy to…
Nie wiem, czy to miało by sens. To wszystko było związane z tamtymi czasami. Można to jedynie poopowiadać jako pewne ciekawostki. Nie powiesz ,,Słuchajcie, przesiądźcie się na małe samochody i jeździcie”
Pytanie na koniec. Masz syna. Nie chcę pytać o prywatne kwestie, tylko o to, czy syn podziela zamiłowania taty? Chciałby/Jest/Planuje zostać gitarzystą?
Syn jest programistą i to jest główna rzecz, którą zajmuje się zawodowo. W domu ma dwie gitary, perkusję, ale zajmuje się tym na zasadzie odskoczni. Jego życie jest zupełnie inne. Ja też nigdy nie chciałem, aby Szedł w moje ślady. Ma wolną rękę. To co wybierze Będzie robił.
I na tym poprzestańmy. Bardzo dziękuję za rozmowę.
Ja również dziękuję.
Rozmowa przeprowadzona w sierpniu 2024