28 września 2024 roku to wyjątkowa data związana z 100. rocznicą urodzin legendy kina – Marcello Mastroianniego, znanego między innymi z filmów Federico Felliniego. Z tej okazji do polskich kin trafi wyjątkowa komedia “Marcello Mio”, która z lekkością, humorem i nostalgią wraca do życia i kariery tego wybitnego aktora, poprzez postać graną przez Chiarę Mastroianni.
Chiara jest aktorką, córką Marcello Mastroianniego i Catherine Deneuve. Pewnego lata, gdy jej świat pogrąża się w chaosie, postanawia zacząć żyć jak jej ojciec. Ubiera się jak on, mówi jak on, oddycha jak on, tak przekonująco, że ludzie wokół zaczynają w to wierzyć i nazywają ją “Marcello”.
Film w reżyserii Christophe Honoré dla polskiego widza nie będzie lekką komedią… jest to produkcja na wskroś francuska z ich charakterystycznym poczuciem humoru i sposobem tworzenia obrazów kinowych. Napewno jest to historia nie tylko dla fanów tego typu kina, ale i dla osób zaznajomionych przynajmniej odrobinę z twórczością Marcello Mastroianniego. Bądź co bądź film jest hołdem dla tej postaci, a nieznajomość jego ról, a także jego życia prywatnego może wzbudzać pewne zdezorientowanie.
Dlaczego jest to film dla fanów Mastroianniego? Głównie dlatego, że główna problematyka filmu nie jest zbyt mocno nakreślona.
Chiara (która gra tutaj sama siebie), córka dwojga wspaniałych, znanych aktorów, została pokierowana przez reżyserkę, aby spróbowała wykreować swoją postać stosując techniki aktorskie jej ojca, a nie matki. Po tym i śnie, w którym nawiedził ją ojciec decyduje się ukraść tożsamość ojca. Dla widza nie jest to wystarczający powód, aby zrozumieć dlaczego aktorka zaczyna odczuwać kryzys tożsamości. Brak podbudowy pod moment kiedy Chiara decyduje się zmienić w ojca, sprawia, że można się jedynie domyślać co się musiało zdarzyć wcześniej w jej życiu, aby doprowadzić ją do tak radykalnego kroku.
Trzeba natomiast docenić pomysłowość twórców i nawiązania do filmów Mastroianniego, a zwłaszcza sceny Chiary w fontannach, które w pewien sposób mają tworzyć klamrę całości i zamknąć pewne wątki.
Na tle reszty obsady najlepiej wypadł Hugh Skinner jako Colin – jego postać była niejednoznaczna, zagubiona i zdezorientowana. Zagrał bardzo przekonująco i przez cały film utrzymał w sobie pierwiastek romantyka.
Catherine Deneuve, tak samo jak Chiara, zagrała sama siebie, ale jak na aktorkę z takim zapleczem, nie wykazała się zbytnio swoim warsztatem. Jej relacje z Chiarą były nikłe, miało się wrażenie, że bardziej interesuje ją opinia publiczna niż własne dziecko. Natomiast Benjamin Biolay i Melvil Poupaud stali się tłem, które nawet nie próbowało zrozumieć aktorki, tylko tak jak Deneuve interesowała ich wyłącznie opinia publiczna. Najmniej sympatycznie oglądało się natomiast jak Fabrice Luchini tworzy wokół zagubionej Chiary strasznie toksyczną relację, która była wręcz niekomfortowa do oglądania, ponieważ jego zachowanie i sposób poruszania się przy niej były mocno dwuznaczne.
Jednak kiedy wejdzie się trochę bardziej w historię tych ludzi można zrozumieć, że właśnie tak miało być – właśnie dlatego na wstępie zaznaczyłam, że jest to film dla osób, które nie tylko znają filmografię Mastroianniego, ale i fakty z jego życia prywatnego. Jest to idealny przykład francuskiej kinematografii – zdjęcia mają urok, muzyka delikatnie komponuję się z fabułą nie przebijając się na pierwszy plan, piękne lokalizacje. Fabularnie niestety jest za mało konkretny, na każdym etapie akcji należy się domyślać o co chodzi, a finał nie dostarcza odpowiedzi na pytanie: skąd się wziął kryzys tożsamości Chiary? Reżyser balansuje pomiędzy dwoma opcjami (których nie będę zdradzać, aby nie spoilerować filmu), ale ostatecznie nie daje odpowiedzi i widz znowu zostaje z tym pytaniem sam.
Jest to ciężki film, w zamyśle jest ciekawy, technicznie jest zrobiony bardzo dobrze i interesująco, napewno nie jest to komedia, ponieważ uśmiech zastępują ciągłe rozmyślania i próby rozwikłania umysłu Chiary. Honoré fakt faktem stworzył hołd dla Mastroianniego przemycając smaczki z jego filmów i życia do scenariusza, ale geniuszu zmarłego artysty nie są w stanie oddać nawet jego najbliżsi.
Autor: Joanna Tulo