12 stycznia rockową scenę Klubu Bilardowego Falcon opanowali muzycy z Białegostoku, otwierając koncertowy sezon 2025.
Wieczór rozpoczął występ tria Complane, które rozgrzało publiczność mieszanką swoich nowszych i starszych utworów, a także coverów m.in. Alice in Chains czy Depeche Mode.
Ekspresyjne utwory zespołu, surowe brzmienia i mocne riffy spotkały się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem warszawskiej publiczności. Zespół nie spodziewał się bisu, ale nie zawiódł, grając jeden ze świeższych kawałków – „Freak”.
Zespół Cochise również postawił na przekrój swojej 20-letniej twórczości. Serwując nie tylko dobrze znane hity, ale i kilka mniej oczywistych utworów, pokazał jednocześnie swoje różne oblicza.
Mogliśmy usłyszeć np. nastrojowe, nieco melancholijne „About a boy”, jeden z mocniejszych utworów z pierwszego albumu – mroczny „Letter from Hell”, subtelne „Say to You” – najnowszy utwór, który Paweł Małaszyński napisał dla żony. Moją uwagę zwróciło klimatyczne „Cristal” nawiązujące do kruchości ludzkich emocji i „Garden of the bones”, którego ciężkie riffy i tekst prowadzą do refleksji nad przemijaniem.
Wokalista z typową dla siebie charyzmą to hipnotyzował szeptem, to znów przeszywał wrzaskiem. Publiczność żywo reagowała i bawiła się zachęcana okrzykami „Lets rock!!!”.
Na zakończenie grupa sięgnęła też po kilka coverów. „Five to One” The Doors zyskało nową dynamikę. Zanim zabrzmiały pierwsze dźwięki „The weeping song” Pink Floyd, wokalista zadedykował utwór wszystkim dzieciom na świecie. Kulminacyjne, energetyczne „Burning love” króla Elvisa wywołało ogromną owację, która nie mogła oczywiście przejść bez bisu.
Było głośno, mocno, intensywnie i autentycznie. Muzyka, która wciąga w swój świat, ale zostawia miejsce na własną interpretację, szczególnie zostaje w pamięci.
Cochise zapowiedziało kolejną, 9 już płytę, na którą fani z pewnością niecierpliwie czekają, a także powrót do Falcona. Czekam i ja.
Anka