
,,Anafora” rozpoczyna ten album nostalgią. I brzmi to może banalnie,jednak takie są pierwsze dźwięki na tym albumie. Wolne, smutne, jednak jeszcze nie depresyjne. Wkraczamy za to w dzikość na następnym numerze… ,,kto serce otwiera za blisko o krok” to fragment tekstu dla ,,Dla świata umierać”. I robi się totalnie gorąco. Wjeżdza coś co od samego początku jest niezaprzeczalną siłą tego zespołu. Jego dynamika przeplatająca się właśnie z wspomniną depresyjnością. Ten numer jest już daniem głównym,które będzie towarzyszyło na tym albumie w postaci dwóch przenikających się sił. Klimatu siły i totalnie przeszywającego smutku. Cztery minuty z sekundami tego numeru pozwoliły mi poczuć mocno ten klimat. Zrobiło mi się niesamowicie, poczułem się lekko podniecony na myśl o tym czego mogę spodziewać się dalej. ,,Wiatr” przywiał bardziej optymistyczne dźwięki, lżejsze pomimo szybkości w swojej konstrukcji. Bez wątpienia nadał obraz stylu gry zespołu, który nie uderza w jednostajność szukając okazji do zaskoczenia słuchacza. Czym jeszcze zadziwi? Robi się zimno. Wolno. Ponuro…wchodzi ,,Zła krew”. Tutaj pierwsze moje skojarzenie to nihilizm w czystej postaci. Klimat uderzył w odległe rejony black metalowych prekursorów takich przestrzeni. Wręcz słychać old schoolowe granie, więc dla wszystkich miłośników takich brzmień będzie to naprawdę łakomy kąsek. Długi, ponad sześciominutowy numer robi swoje. ,,Błękit” trochę stonowany na początku z szybką perkusją w tle nie miażdży już takim ciężarem, jednak niesamowitą płynącą falą depresyjności przeplataną gdzieniegdzie wpadającym światłem. I wchodzi z niesamowitą siłą ,,Czarny ptak”. Siłą tego numeru jest niezwykła dynamika, przypominająca zmiatające wszystko na swojej drogi tornado. ,,Nie pamiętam siebie”. Numer jest kwintesencją dotychczasowych utworów na tym albumie. Mam wrażenie, że zespół zachował ten kawałek właśnie do tego momentu, abyśmy mogli zrozumieć i poczuć jego dźwięki w pełnej okazałości. Mieszankę trudnych emocji dobranych do odpowiednio wyrażających je dźwięków. Taki jest też ,,W popiele”. I na końcu tytułowy ,,Ku pogrzebaniu serc”. Wymiótł. Sprawił, że nie zapomnę tego zespołu już nigdy. Jest to majstersztyk na tym albumie. Niewiarygodnie zimny do szpiku kości, przenikający
