Ostatnio w kinie Helios oglądaliśmy… Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat!
***
Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat to kolejna odsłona Marvel Cinematic Universe, która próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości po zakończeniu akcji z Avengers: Endgame. Tym razem w roli tytułowego bohatera występuje Anthony Mackie, który przejmuje tarczę w kolejnym rozdziale MCU. Film, reżyserowany przez Juliusa Onaha, stara się połączyć klasyczne elementy znane z poprzednich części serii z nowymi wątkami i postaciami, lecz nie wszystko wypada tak, jak można by oczekiwać.
Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat to film, który z jednej strony próbuje nawiązać do klasycznych odsłon MCU, a z drugiej – wprowadzić świeże elementy i nowych bohaterów. Anthony Mackie jako Sam Wilson oficjalnie przejmuje tarczę Kapitana Ameryki i mierzy się zarówno z nowymi zagrożeniami, jak i z wyzwaniami wynikającymi z nowej roli.
Jednak wyzwania przerosły aktora! Największym problemem filmu jest właśnie główny bohater. Mackie to solidny aktor, ale jego interpretacja Kapitana Ameryki pozostawia wiele do życzenia. Brakuje mu charyzmy, która ciągnęłaby za sobą widza. Z jednej strony dobrze, że nie próbuje dostarczyć nam kopii w postaci nowej wersji Steve’a Rogersa i zagrać go tak jak to zrobił Chris Evans, jednak z drugiej Wilson lepiej sprawdzał się jako Falcon, gdzie jego dynamika i umiejętności wspierające innych bohaterów zdawały się bardziej na miejscu. Tutaj, jako centralna postać, wydaje się po prostu nijaki. Ze świetnego side kicka przeszliśmy do miernego kapitana.

Scenariusz, napisany przez Juliusa Onaha, Malcolma Spellmana i Dalana Mussona, stara się łączyć motywy znane z poprzednich filmów MCU – zwłaszcza Niesamowitego Hulka oraz Kapitana Amerykę: Zimowego żołnierza. Jednak ostatecznie historia wypada dość przeciętnie, a tempo filmu często zwalnia, co sprawia, że seans może wydawać się nużący. Dodatkowym problemem jest nierówne CGI – choć niektóre efekty specjalne wypadają przyzwoicie, na przykład Red Hulk, inne pozostawiają wiele do życzenia.
Obsada drugoplanowa prezentuje się znacznie lepiej. Danny Ramirez jako Joaquin Torres oraz Carl Lumbly jako Isaiah Bradley wnoszą do filmu nieco świeżości i emocjonalnej głębi. Tim Blake Nelson jako Samuel Sterns to jedno z ciekawszych zaskoczeń tej produkcji. Jego postać, choć niepozorna, ma w sobie diaboliczną prostotę, która przykuwa uwagę. Nelson świetnie balansuje na granicy subtelnej grozy i inteligencji, tworząc antagonistę, który – mimo ograniczonego czasu ekranowego – zostaje w pamięci. Z kolei Harrison Ford, wcielający się w generała Rossa, dobrze odnajduje się w realiach MCU, jednak jego interpretacja tej postaci wypada bladziej w porównaniu do kreacji Williama Hurta. Świetnie pokazał zmiany zachodzące w jego postaci, ale brakuje mu charyzmatycznej surowości, która definiowała jego poprzednika. Zmienił postać o 180 stopni, przez co ciężko zauważyć w nim, że mimo wszystko to ten sam bohater.
Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat to film pełen ambicji, ale niestety wykonanie nie dorównuje oczekiwaniom. To poprawna, ale pozbawiona większej energii produkcja, która nie wnosi niczego przełomowego do uniwersum Marvela. Fani MCU mogą znaleźć w niej kilka interesujących momentów, ale nie jest to tytuł, który na długo zapadnie w pamięci.
