Artur Gadowski: Chciałbym wejść na scenę i śpiewać dla ludzi

Ira idzie przed siebie i wydaje 12 studyjny album „Jutro”, który skupia zarówno ballady jak i utwory o mocnym, gitarowym brzmieniu. Czy nowa płyta odczaruje rzeczywistość i zaczniemy mocno żyć jak w utworze „W górę patrz”?

14 maja 2021 roku ukazał się album „Jutro” zespołu Ira. Artur Gadowski zapewnia, że najlepszą recenzją piosenki jest reakcja publiczności podczas koncertu. W rozmowie z Iwoną Smyrak między innymi zdradził, jak zapatruje się na powrót do koncertowania po rocznej przerwie, opowiedział o swoich pasjach, które doskonale współgrają z muzyką oraz podzielił się swoją receptą na nowy, lepszy świat.

 

IS: Powiedz, kiedy zagraliście ostatni koncert?

AG: Ostatni koncert zagraliśmy w lutym lub w styczniu. Nie pamiętam tej daty. Było to tak dawno, że w zasadzie zapomniałem, jak jest na koncertach.

Jednak zbliża się premiera Waszej płyty, która szczęśliwie zaplanowana jest na połowę maja, kiedy nadzieja na częściowy powrót koncertów będzie nieco większa.

Rzeczywiście, jest to czas, kiedy wszystko budzi się do życia. Mamy nadzieję, że pomoże to w zwalczaniu pandemii i w końcu będziemy mogli pracować po roku siedzenia w domu.

Jak dla artysty wygląda odzwyczajenie się od jednostajności, która trwa już od roku, by móc w końcu stanąć na scenie przed publicznością?

W ciągu trzynastu miesięcy zagraliśmy pięć koncertów, więc jest to w zasadzie nic, podczas gdy przed pandemią zagraliśmy ich osiemdziesiąt. Jest to dla nas bardzo trudny czas i mimo upływu tylu miesięcy, nadal nie udało nam się do niego przyzwyczaić. To nie jest tak, że po ogłoszeniu przez rząd możliwości organizowania koncertów, my, następnego dnia zaczniemy je grać – stanie się to dopiero miesiąc później. Trzeba to najpierw przygotować, rozreklamować, a wymaga to sporo pracy.

Czy udało Wam się któreś z nowych utworów zagrać podczas koncertów?

Tak. Były to „W górę patrz” oraz „Zimowa”, którą udało nam się zagrać dwa razy.

Czy album „Jutro” będzie kontynuacją Iry, do której fani się przyzwyczaili?

Fani ocenią, czy jest to Ira, jakiej chcą. Nam płyta się podoba, gdyby tak nie było, nie nagralibyśmy jej. Są na niej zarówno ballady jak i utwory z mocnym, gitarowym graniem – tak jak to Ira ma w zwyczaju. Tym samym nie odkrywamy Ameryki, jesteśmy jacy jesteśmy.

Twój udział w powstawaniu płyty wykroczył poza pracę nad samymi utworami, bo sprawdziłeś się jako reżyser teledysków. Czy zdarzało się to wcześniej?

Nie tylko jako reżyser, ale także operator. Jeśli chodzi o klip „W górę patrz”,  jest to w całości moja praca, dlatego nie ma w nim ani jednego ujęcia z całym zespołem. Fizycznie nie byłem w stanie się rozdwoić, więc każdy z nas został nakręcony osobno. Ponadto, po nagraniu wszystkich scen, zmontowałem je. Z kolei w piosence „Zimowa”, chciałem, aby pojawiły się ujęcia z całym zespołem, dlatego poprosiłem mojego przyjaciela Rafała Sprenga –  fotografa, który bardzo zapalił się do pracy nad teledyskiem. Zaangażował do niej całą masę swoich znajomych, którzy robili to zupełnie bezinteresownie. Razem z Rafałem stworzyliśmy scenariusz, a ja go zmontowałem. Nie robiłem tego pierwszy raz, bo montowałem również klipy do utworów „Miłość” czy przed laty „Taki sam”. Trochę doświadczenia już mam, natomiast od ponad trzydziestu lat jestem fotografem i filmowcem amatorem. To moje hobby.

Zatrzymajmy się w takim razie na teledysku do utworu „W górę patrz”. Robiąc zbliżenia na twarze, pokazaliście indywidualność każdej z młodych osób, które wystąpiły w klipie. Czy są to Wasi fani?

Oni jako pierwsi wysłuchali tego utworu, a udział w teledysku wzięli dobrowolnie. Jest to inicjatywa córki mojego przyjaciela – Julki Grabowskiej. W teledysku wystąpili jej koledzy i koleżanki z klasy. Sam byłem tego ciekaw, bo gdy Julka słuchała nas, starych dziadów, gdy rozmawialiśmy o tym, jak będzie wyglądał klip, powiedziała, że jest to fajna piosenka i zaproponowała, że zapyta swoich znajomych, czy zechcieliby wystąpić w tym teledysku. O dziwo, okazało się, że przyszła cała chmara ludzi, z którymi później bardzo fajnie się współpracowało. Nie sądziłem, że ta piosenka spodoba się młodym ludziom, o których tak naprawdę wcale nie myślałem jako odbiorcach. Fajne było to, że nie trzeba było ich przebierać, malować. Oni po prostu wyglądają tak na co dzień, tacy są. Wystarczyło ich pokazać.

Cząstkę siebie w tym utworze znaleźli ludzie, którzy zmagają się z ciężką chorobą, trudnościami życia codziennego. Jest w niej moc, potężny ładunek pozytywnej energii i siły. Co pobudzało Cię do napisania takiego utworu?

Jest to piosenka, która powstała jeszcze przed pandemią. Z racji tego, że wypuściliśmy ją w trakcie pandemii, niektórzy mówią, że jest to nasz głos, który ma ich podtrzymać na duchu. To trochę nie tak, bo napisaliśmy ją, nie wiedząc, że będziemy w sytuacji, jaką mamy w tej chwili. Wyprzedziliśmy trochę ten czas, zupełnie przypadkowo. Mieliśmy inne intencje, a wyszło jak wyszło. (śmiech)

„Piękny kraj” – ile w tym przekąsu a ile prawdy?

Jeżeli słuchałaś tego utworu, to wiesz, że tytuł jest z przekąsem. (śmiech) Oczywiście, jest to piękny kraj – ten, w którym żyjemy. Piękne widoki, piękne krajobrazy… z ludźmi trochę gorzej. O tym właśnie jest ta piosenka.

W takim razie od razu przejdźmy do „Nowego świata”. Jak według Ciebie wygląda nowy świat, a z którym już najwyższy czas się pożegnać? 

Nowy świat to tak naprawdę bardzo pojemne określenie. Ja chciałbym, abyśmy mogli w końcu zacząć normalnie funkcjonować, żyć, spotykać się ze znajomymi, przestać się bać. Tego mi najbardziej brakuje. Chciałbym wejść na scenę i śpiewać dla ludzi – żeby oni mogli na ten koncert przyjść, a nie oglądać go tylko na ekranie swojego komputera. Jest to zupełnie bez sensu, nie o to chodzi w graniu na żywo. Chciałbym, aby nowy świat był pozbawiony nienawiści, która dotyka nas poprzez  komentarze, które nie wiem, w jakim celu są pisane. Często zastanawiam się, co przyświeca ludziom, którzy opluwają w internecie, z naprawdę błahych powodów, nie mających nic wspólnego z ich życiem. Wczoraj (29 kwietnia – przyp.red.) umieściłem kartkę, którą otrzymałem po pierwszej dawce szczepionki i napisałem, że jest to moja przepustka do normalności. I tyle. Niczego nie sugerowałem. Nie nakłaniałem nikogo do szczepienia, nie odradzałem i nie zmuszałem. Od ludzi, których nie znam, dowiedziałem się, że jestem baranem, debilem, zmanipulowanym idiotą. Większość z nich zarzucała mi, że nakłaniam ich do szczepienia. Nie chciałbym tego w nowym świecie.

Czy uważasz, że jest w ogóle możliwe, by choć zbliżyć się do rzeczywistości, w której hejt zanika czy zabrnęło to już za daleko?

Niestety, myślę, że nie. W normalnym życiu, gdy z kimś się spotykasz, a ta osoba zaczyna cię obrażać, to możesz mu uświadomić, że jeśli przekroczy granicę, to spotkacie się w sądzie i tak dalej. Dorośli ludzie muszą ponosić konsekwencje za swoje czyny i słowa. Robiąc to w internecie, mają wrażenie, że są anonimowi i bezkarni. Zakładają sobie profile, które służą wyłącznie po to, by obrzucać innych błotem. U mnie i tak jest w miarę lajtowo, bo zauważyłem, że najgorzej mają aktorzy. Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie niepokoi odkąd pojawiło się określenie „hejt”. Jest to bardzo ładne słowo, którego nikt nie kojarzy z nienawiścią. Wszyscy wiedzą, co ono oznacza, ale wypowiadanie go przechodzi gładko, delikatnie. Używanie go, mam wrażenie, bardzo rozmywa zjawisko, jakim jest nienawiść w internecie. Ludzie, którzy to robią, prawdopodobnie nie zdają sobie z tego sprawy. Gdyby tak było, być może pojawiłaby się refleksja.

Zatarły się granice pomiędzy konstruktywną krytyką a hejtem – to jest problem. 

Krytyki nie ma już od co najmniej dwudziestu lat, przynajmniej w internecie. Jeśli już się pojawiała, to nie była konstruktywna. Jestem tego przykładem – od dwudziestu lat, przy premierze każdej płyty, z internetu dowiaduję się, że się skończyłem, nie potrafię śpiewać, kiedyś to był zespół, a teraz jest gówno. Mam wrażenie, że piszą to ciągle te same osoby. (śmiech)

Całe szczęście, większości ludzi, którzy znają Irę, nie w głowie kierowanie w Waszą stronę takich słów. Co więcej, macie ogromną rzeszę fanów, do której nieustannie przybywają młodzi ludzie.

To jest przedziwne zjawisko. Zespół, który funkcjonuje już 33 lata, wydaje 12 płytę studyjną i wciąż ma poszerzającą się rzeszę fanów. Chyba sam sobie zazdroszczę. (śmiech)

Powrócę jeszcze na chwilę do koncertów i zadam trochę oczywiste pytanie – co sprawia, że normalnych koncertów nie sposób porównać do tych w formie online?

Wymiana energii pomiędzy ludźmi zarówno na scenie jak i z publicznością. Widzisz uśmiechnięte twarze, ludzi, którzy śpiewają razem z tobą. Kiedy wykonujesz piosenkę, to wiesz, czy się podoba czy nie. Jest to wzajemne doładowywanie energii i nie da się tego zrobić w inny sposób. Zagraliśmy kilka streamingowych koncertów –  to straszne. Jesteś w sali, która w normalnych warunkach jest wypełniona ludźmi, reagującymi na to, co robisz. Teraz jest pusta i ciemna. Wykonujesz utwór, po którym zapada cisza, a to jest najgorsze. Czym różni się to od grania próby z kolegami? Niczym. Na świecie nikt nie gra całego koncertu online. Wszyscy czekają na to, aż będą mogli je zagrać przed publicznością.

Czyli najlepsza recenzja płyty pojawia się wtedy, gry grając koncert widzisz reakcję publiczności na dany utwór.

Kiedy ludzie razem z nami zaczynają śpiewać piosenkę, wiem, że nie tylko nam wydawało się, że jest dobra, ale rzeczywiście taka jest, skoro podoba się innym.

Rozmawiała Iwona Smyrak

Foto: Tymek

IRA "Jutro"

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!