Cześć! Wita Was ekipa Strefy Music Art i serdecznie zapraszamy Was do przeczytania naszego wywiadu z zespołem Subterfuge. Wspaniała, zdolna ekipa grająca progresywny metal podzieliła się z nami szczegółami z tworzenia nowego albumu ale i swoimi przemyśleniami dotyczącymi przekraczania muzycznych barier. Dowiecie się m.in. co ma wspólnego death metal z muzyką klasyczną, jakie seriale inspirują muzyków Subterfuge oraz jakie poglądy na muzyczny świat ma…manager zespołu! Zapraszamy!
Oliwia: Cześć! Witam całą ekipę!
Tyberiusz Słodkiewicz : Dokładnie 4/7 całej ekipy!
O: Po pierwsze wielkie gratulacje z okazji nowego dziecka w rodzinie czyli albumu “Philosopher”. Jest on nazywany finałem metalowej postapocalipsy. No ale właśnie: czy to tak de facto finał?
T: Dla tej apokalipsy zdecydowanie tak. Ten album wieńczy nam trylogię czyli stanowi punkt kulminacyjny tej opowieści, którą zaczęliśmy na “Projection From The Past” .Krótko przypominając: człowiek, który się budzi po kilkuset latach w postapokaliptycznym świecie, gdzie ludzkość praktycznie wyginęła i mała enklawa ludzkości stara się przetrwać w białym miasteczku .To jest nasza pierwsza część. Druga część czyli „Prometeusz” to znów podobny schemat: nasz człowiek śpi dziesięć tysięcy lat, budzi się, wrócił do swojej pierwotnej formy i człowiek chce ulepić siebie na nowo według swoich utopijnych marzeń czy wierzeń, jakkolwiek je nazwać. Natomiast okazuje się, że tutaj wyprzedzili go kosmici, którzy Ziemię od zawsze wykorzystywali w jakiś sposób i ten cykl, który się na Ziemi dział przez tysiące lat czyli ewolucja człowieka od postaci pierwotnej rozwijał się aż do czasów aktualnych a potem ginął w związku z wojnami, które sam wywoływał, powtarza się na Ziemi przez miliony lat. I trzecia część to jest bohater który leci w kosmos aby odwiedzić obcych po to, żeby zniszczyć ich świat, aby już nigdy na ziemi nie powrócili i nie starali się przeszkodzić nam w rozwoju człowieka.
O: I myślicie, że to jest już definitywny koniec? Że ten człowiek nie obudzi się jeszcze raz?
T: Wiesz, nie wiadomo co się z nim dzieje tak naprawdę, bo nie jest wprost powiedziane że on umiera. On nie umiera, natomiast odchodzi. Odchodzi w jakimś sensie więc jest to finał.
O: “Projection From The Past” to płyta wydana w 2018 roku, chociaż zakładam, że materiał powstawał dużo wcześniej. Czy zamyśle już wtedy była to trylogia?
T: Materiał na “Projection From The Past” był pisany przez 3 lata więc nie było tak że materiały na tą płytę pisałem tak kompaktowo jak na pozostałe dwie płyty czyli w okolicach miesiąca czy dwóch. To jest obecnie mój czas na pisanie tekstów i dostarczanie muzyki. Natomiast wtedy materiał powstawał na jakiejś dłuższej przestrzeni czasu i okazało się, że ta muzyka i te teksty są na tyle spójne, że fajnie by było z nich zrobić, z małymi zmianami w tekstach, koncept album. Wówczas w telewizji leciał taki serial, „Wayward Pines” i on mnie zafascynował. Ta historia była bardzo fajna i pomyślałem, że może można było by te teksty na nowy album przekonwertować troszeczkę, trochę zmienić i opowiedzieć tą historię w inny sposób. Tak powstał pomysł na pierwszy album. Natomiast moim marzeniem odkąd usłyszałem Opeth na początku lat 90, ich płytę „Orchid”, potem „Morning Rice” a potem „My Arms, Your Hearse”, było stworzenie trylogii, która by opowiadała w trzech rozdziałach o życiu człowieka – od narodzin, poprzez wiek średni aż do aż do śmierci. Ten pomysł powstał w trakcie realizacji “Projection From The Past”.
O: Skupmy się teraz na czasie. Poprzednia Wasza płyta „Prometeusz” została wydana w 2019 roku, teraz mamy 2023 i wychodzi nowy album. Czy przerwa wynika z chęci dopieszczenia materiału czy było to spowodowane pandemią?
T: Myślę że głównie pandemią był. Pandemia nasz tutaj mocno wyhamowała. Po „Prometeuszu” daliśmy sobie chwilę czasu.
Witold Nowak: Nawet z rok czasu!
T: Tak, minął prawie rok zanim się zebraliśmy i pozbieraliśmy do kupy nasz skład. Naszym sesyjnym bębniarzem na „Prometeuszu” był „Darray” [Dariusz Brzozowski, przyp.red], więc przy nowym projekcie musieliśmy znaleźć nowego bębniarza, już takiego na stałe, żeby z nim koncertować. Zresztą, w tamtym czasie skończyliśmy koncerty po „Prometeuszu”. Natomiast bardzo mocno wyhamowała nas w pracy pandemia i to, że byliśmy rozproszeni. Poza tym, część naszych muzyków czyli na przykład Mateusz „Matt” Drzewicz czyli wokalista miał też inne zobowiązania związane z „Divine Weep” i „Hellheim”, które musiał zrealizować i w związku z tym nie mogliśmy do tej pracy przystąpić od razu. Tak jak powiedziałem wykruszył nam się perkusista, wykruszył nam się basista więc musieliśmy tych muzyków poszukać. Wykruszyła się nam również Pani klawiszowiec i tutaj siedzi nasz nowy klawiszowiec!
Karolina Kozar: Tak, to prawda. Potwierdzam, że istnieję! (śmiech).
O: (do Karoliny) To skoro już niejako zostałaś wskazana palcem, to opowiadaj skąd wzięłaś w Subterfuge?
K: Siedziałam sobie w swojej norze, grałam coś, coś rzeźbiłam i nagle otrzymałam telefon od Pana Krzysztofa! Krzysiu do mnie zadzwonił i stwierdził, że było zapotrzebowanie na klawiszowca w zespole. Wziął wcześniej sprawy w swoje ręce i trafił na jakieś tam moje konto na stronie z muzykami. Wiedział w sumie tyle, że jestem dziewczyną, ile mam lat, na czym gram, jaka muzyka może mnie interesować. Skontaktował się i właściwie już po pierwszym telefonie mnie to bardzo zaintrygowało. Pojechałam na spotkanie, poznałam chłopaków, wcześniej zobaczyłam co grają. Jeszcze zanim weszłam do składu to chciałam osobiście chłopaków poznać, gdyż oprócz muzyki liczy się dla mnie bardzo charakter ludzi, ich osobowość i to jak się z nimi czuje. Dogadaliśmy się i w związku tym: jestem!
O: No właśnie: i jak się z nimi czujesz?
K: Bardzo dobrze! Od razu poczułam się dobrze w tym towarzystwie. W sumie znamy się ledwo kilka miesięcy więc trudno mówić o jakimś takim głębszym poznaniu. I mam na myśli głębsze poznanie mentalne! (śmiech). W każdym razie to co było dla mnie ważne to na pewno to, że jest między nami wesoło i mamy jakieś tam zbieżne poczucie humoru ale też fakt, że mogę być sobą i czuć się naturalnie.
O: Wracając do płyty – w recenzjach Waszego nowego albumu przewijają się określenia „eklektyczny” i „inne niż dotychczas”…
T: Czytałaś już jakieś recenzje? Ja jeszcze żadnej nie widziałem…
O: Zdarzyło mi się. Te określenia padały też w komentarzach pod newsami o nowej płycie.
T: Cóż, cała nasza twórczość jest eklektyczna. Dlaczego? Dlatego, że gramy to co nam w duszy gra! (śmiech). Natomiast wracając do meritum, my gramy muzykę progresywną, eklektyczną bo takie właśnie jest nasze życie. Jest zróżnicowane, zmieniają się humory, zmieniają się nastroje zmieniają się pory dnia, zmienia się pogoda i tak dalej.
W:Taka jest właśnie nasza muzyka tak jak i całe życie. Warto też nadmienić, że poza wątkiem fabularnym, który opisał Tyberiusz, czyli wątku w którym człowiek budzi się po iluś tam latać, potem zmienia się wewnętrznie i trafia na obcych, to poza wątkiem fabularnym każdy utwór i każdy tekst ma jakieś drugie dno. Opowiada o sytuacjach z naszego życia, o emocjach, które w nas siedzą i tych, które czasami z siebie wrzucamy. Tak jak w życiu mamy gniew, radość, smutek, miłość tak tutaj opowiadamy o wszystkim poza tym wątkiem fabularnym.
T: Ja lubię najbardziej miłość. I jedzenie. A nie ma miłości bardziej prawdziwej niż miłość do jedzenia! (śmiech).
O: A jak to jest u Was tekściarsko? Czy jest jedna osoba odpowiedzialna za pisanie wątków tekstowych czy cała grupa ma na to wpływ?
W: Jeśli chodzi o teksty, teksty pisze Tyberiusz. Solo.
O: Tylko Tyberiusz?
T: Powiem inaczej – pewne korekty tekstu są wykonywane przez naszych wokalistów. Piszę teksty głównie po angielsku, więc korekta tekstu następuje przez najpierw przez native’a po to ,żeby miało to przysłowiowe ręce i nogi i tak, żebyśmy się nie zbłaźnili. Umówmy się, nasz angielski jest dobry ale nie na tyle żebyśmy mogli nad tym spokojnie przejść do porządku dziennego i puścić te teksty od ręki w świat. A potem, związku z frazami, które się dośpiewuje do gitary czy do muzyki, trzeba jakieś delikatne korekty zrobić. Może zamienić słowo, może szyk zdania więc takie techniczne korekty się dzieją.
O: Wracając jeszcze do tego eklektyzmu – jeśli coś jest eklektyczne, to w teorii jest dla wszystkich. A jeśli coś jest dla wszystkich to tak naprawdę jest dla nikogo, wchodząc już w głębszą filozofię. Nie baliście się tego, że nie będziecie się wpasować w żadną grupę słuchaczy?
W: Metal jest jeden. Są podgatunki typu thrash, death,, black i tak dalej, bo jest tego mnóstwo. Ale metal jest jeden a my jesteśmy zespołem metalowym więc staramy się korzystać z tego, co oferuje ten gatunek ze wszystkimi podgatunkami.
K: Poza tym, jak jest grupa słuchaczy konkretnego gatunku tak jest też na pewno grupa ludzi, którzy nie są zamknięci na jeden gatunek, więc to jest właśnie ta grupa, która słucha różnej muzyki i właśnie to ich będzie pociągało, jak będzie w tej muzyce ta różnorodność. Tak jak właśnie mnie to pociąga w tym zespole.
O: Ja mam wrażenie że lata 90-te i początek XIX wieku to były takie czasy kiedy trzeba było „trve” albo nie być wcale.Obecnie jest chyba lepszy przepływ pomiędzy gatunkami.
W: Zdecydowanie! Muzyka ewoluuje. Właśnie lata 90-te czy też nawet 80-te, szczególnie w metalu, były skupione na konkretnych podgrupach. Jak na przykład był death metal to użycie tam klawisza było całkowitą zbrodnią. Teraz mamy folk metal czy disco metal , i czy to jest dobre czy nie, to już jest wszystko kwestia gustu ale muzyka ewoluowała do tego stopnia, że gdybyśmy się zamykali w tych sztywnych ramach to byśmy nie poszły nigdzie dalej. Cały czas byśmy tkwili w tym samym miejscu obracając się wokół tych schematów. A wydaje mi się, że muzyka musi się rozwijać i żyć własnym życiem. My raczej nie spoglądamy na to czy to jest jeden gatunek czy wiele gatunków a raczej na to, czy to jest fajna muzyka czy to nie jest fajna muzyka. Jeżeli to jest dobre ,to dlaczego tego nie pokazać innym ludziom? Dlaczego się zamykać i to chować? To żadna ujma zagrać w metalu… bo ja wiem… balladę na banjo albo wrzucić flet, który Karusia tu tak wspaniale miejscami nagrała na nowym albumie. Kiedyś metal był dla macho, teraz w metalu mamy nawet gejów!
O: Ja bym powiedziała, że geje w osobie Roba Halforda byli w metalu od zawsze!
W: Oczywiście! Ale jego comming out nastąpił dopiero w 1989 roku!
O: Myślę, że to temat na dłuższą dyskusję ale powinien zostać jeszcze kiedyś poruszony!
Ale skoro wcześniej poruszyłeś temat dodania fletu do twórczości – mamy u Was odświeżony skład. Nie chcę mówić, że „nowy” skład, ponieważ nie wymieniliście wszystkich członków a jednak pojawiły się nowe osoby. Jak, po prawie 4-letniej przerwie, zaprasza się ludzi do ponownego grania?
T: Krzysia zaprosił Wicia…[Witold Nowak, przyp.red].
W: A Krzysiu zaprosił Karolinę. Tak, to głównie jest taka sieć powiązań ale nie boimy się też szukać ludzi całkowicie z zewnątrz, których nie znamy. Zapraszamy przede wszystkim do siebie ludzi, którzy mają otwartą głowę, bo myślę, że nie każdy nadawałby się do grania tego typu muzyki. Jak zauważyliśmy, wszyscy mamy tutaj wiele elementów, nie tylko metalu ale muzyki ogólnie jako takiej. Są gitary akustyczne, flety, skrzypce, pianino i cała masa różnych partii, więc ktoś, kto gra u nas, musi mieć fizycznie naprawdę bardzo otwartą głowę. I nie tylko muzycznie.
T: Ja bym dodał jeszcze, że emocjonalnie taka osoba też musi być spójna z nami. Nasza muzyka to są emocje. Ona jest bardzo prawdziwa, opowiada o prawdziwych sytuacjach w tekstach i te teksty są interpretowane muzycznie i ta wrażliwość muzyczna jest tu najważniejsza przy interpretacji naszej muzyki.
O: Teraz mnie zaciekawiłaś. Wiadomo że kwestie techniczne da się w przypadku nowego członka zweryfikować. Ale jak zweryfikować nowego członka pod kątem emocjonalnym?
W: Bardzo prosto – dajesz mu fragment kawałka i prosisz, aby zrobił coś swojego. Tak ,jak Karusia to zrobiła. Zwykle pracowaliśmy z muzykami w ten sposób, że materiał produkowaliśmy z nimi na bieżąco w studiu. Mówiliśmy co chcemy, ta osoba nagrywała to przy nas, mówiliśmy jakie chcemy poprawki, szukaliśmy brzmienia i tak dalej. I myśleliśmy, że ta praca będzie w ten sam sposób tak organicznie odbywać się w przypadku Karoliny. Natomiast okazało się, że Karusia tak doskonale zrozumiała emocjonalnie tą muzykę, którą gramy i tak ją poczuła, że nie było potrzeby, żebyśmy ingerowali w jakikolwiek proces twórczy. Nie było w ogóle takiej potrzeby. Zrozumiała to o czym my chcemy powiedzieć i zinterpretowała to. To były też godziny naszych rozmów filozoficznych. Jeśli kogoś spotykasz to od razu wiesz czy ta osoba Ci pasuje i nadaję na tych samych falach, czy jest od tej grupy oddalona, czy w tej grupie jest aktywnie, czy myśli podobnie, czy odczuwa podobnie. I to się czuje. Natomiast u Karoliny, oprócz tej wrażliwości emocjonalnej i muzycznej, jest jeszcze to, że jest doskonale przygotowana technicznie i muzycznie do tego co robi.
O: A mieliście już sytuację – nie pytam tutaj o nazwiska – że z kimś po prostu jak to się mówi
„nie kliknęło”?
W: Jasne, że tak .I to dotyczyło różnych muzyków, nie będziemy wymieniać z nazwiska ale tak było i te drogi, pomimo tego że obydwoje chcieliśmy, szybko się rozchodziły. Obydwoje w tym sensie, że zespół plus ta osoba chciały coś robić razem ale jednak się nie udawało.
O: To teraz Witku pomęczę Ciebie pytaniami pod kątem producenckim. Na „Philosopherze” to Ty byłeś odpowiedzialny za tą część producentką oraz za miks i mastering …
W: Właściwie nawet na wszystkich albumach.
O: Jak to jak to jest produkować, miksować i masterować swój niejako własny materiał? Zawsze mi się wydawało, że producent to jest ktoś taki, do kogo wpada zespół a on najpierw wlewa im w kubeł zimnej wody na głowę a potem mówi „nie, zrobimy to inaczej”. A jak to jest z własnym materiałem?
W: Bardzo ciężko. O tyle miałem łatwiej, że na początku Tyberiusz przyjechał do mnie przy pierwszej płycie i miałem zostać jej producentem. Faktycznie nim byłem, analizowałem wszystkie nagrania, miks i mastering , organizowałem muzyków sesyjnych, dobierałem ich odpowiednio, żeby pasowali do tego projektu. Ja sam sesyjnie tylko nagrałem bas ale nie byłem de facto członkiem zespołu, więc miałem jeszcze takie podejście „z zewnątrz”. Na kolejnym albumie „Prometeusz” stałem się już faktycznie członkiem zespołu i wskoczyłem na stanowisko gitarzysty. To już było nieco trudniejsze, ponieważ faktycznie własną muzykę realizuje się dość ciężko.
Nie ma takiego łatwego odniesienia do materiału i świeżego spojrzenia na niego, chociaż też jako producent przez lata wyrobiłem sobie taką umiejętność dystansowania się od własnego materiału, bo nie miałem po prostu wyjścia ale też często posiłkuje się opiniami z zewnątrz i nie boję się krytyki czy to moich znajomych czy ludzi całkowicie obcych. Na przykład lubię wysłać materiał komuś, co do kogo wiem, że zna się na rzeczy ale nie zna na przykład specjalnie nawet mnie czy nas jako zespołu i faktycznie przekaże mi szczerą opinię i wtedy mam szansę to wdrożyć. Myślę, że to słychać, że w końcu „zażarło” naprawdę bardzo dobrze bo wszyscy jesteśmy z tej produkcji zadowoleni ale to jest nasza wspólna praca i wspólny wysiłek.
O: Czy w takiej pracy wchodzi jakieś emocjonalne przywiązanie do swojego własnego nagranego materiału czy starasz się to oddzielać?
W: Raczej już potrafię to bez problemu oddzielić. Wcześniej tak nie było , no może przy poprzednich moich zespołach ale teraz przy Subterfuge już mam taką pełną kontrolę i podchodzę do tego czysto technicznie. Emocje odpalam dopiero wtedy, kiedy już zawijam ten gotowy materiał do domu i słucham na sprzęcie audio w domu. To też jest bardzo ważne żeby poczuć ten materiał emocjonalnie.
O: No właśnie, bo wydaje mi się, że ciężko czuć materiał emocjonalnie kiedy się jest producentem – wtedy trzeba patrzeć czysto technicznie..
T: Ja może Witkowi wejdę w słowo, bo poruszył bardzo ważną kwestię. My wszyscy chyba w zespole jeżeli z Witkiem pracujemy z materiałem to nie jest tak, że my ten materiał hypujemy i się nim podniecamy tylko staramy się spojrzeć na ten materiał z punktu widzenia trzeciej osoby. Subiektywnie, jeżeli to jest w ogóle możliwe w przypadku muzyka i te emocje nam się udzielają dopiero gdy mamy gotowy produkt w ręce. Czyli łapiemy tą płytę, która idzie z tłoczni, odpalamy ją i dopiero wtedy myślimy „To jest naprawdę fajne! My to zrobiliśmy!”. A tak to podchodzimy do tego naprawdę na chłodno i tak jak Witek powiedział, słuchają tego różne osoby w różnych fazach produkcji i poddają krytyce. My staramy się tego wysłuchać i stwierdzić czy taka krytyka jest zasadna czy nie jest zasadna i dokonujemy zmian, jeżeli są potrzebne.
O: Pozostając w temacie płyt – jest w sumie taka opinia że Subterfuge produkuje przysłowiowe „kobyły” (śmiech). Jeżeli chodzi o wasz materiał to jest konkretnie – dwupłytowe wydawnictwa, naprawdę dużo godzin muzyki. Ale mamy 2023 rok, kiedy już coraz głośniej się mówi, że albumy to przeżytek i teraz wydaje się głównie single. A tu mamy zespół, który idzie w stronę wydawania bardzo długich płyt!
T: Takie same opinie były w latach siedemdziesiątych – też był koniec wielkich produkcji, królowały single i EP-ki i tak dalej. Mody się zmieniają. My zrobiliśmy coś, czego nikt nie zrobił chyba w polskiej muzyce nigdy przedtem. Niezależnie czy spojrzymy na metal czy spojrzymy na jakikolwiek inny gatunek muzyki. Wydaliśmy trzy dwupłytowe albumy trwające około 90 minut. Koncept albumy, które spinają się w jedną historię. Nikt tego wcześniej nie zrobił. Jesteśmy pod tym względem na pewno pionierami. Natomiast prawda jest taka, że płyty dzisiaj kosztują bardzo dużo pieniędzy i też trzeba oddać potencjalnemu słuchaczowi jakiś fajny produkt w rękę. My nie oddajemy tylko i włącznie dwóch dysków z nagraną muzyką ale też fajną wkładkę, fajną okładkę, myślę że też ciekawe teksty, więc ten produkt jest tak jakby kompletny – ubrany zarówno graficznie jaki i muzycznie bardzo ładnie. A czy ktoś to walnie na półkę przesłuchawszy raz czy wyciągnie może sobie z tych płyt dwóch trzy lub cztery kawałki, wrzuci je sobie na playlistę i będzie słuchał to dla nas jest super. Nie musi zabierać całej płyty do siebie na telefon czy do samochodu, wystarczy, że z tego znajdzie dla siebie dwa-trzy numery, które naprawdę go poruszą. I to też będzie ok! Nie ma przecież obowiązku słuchania tego albumu od początku do końca codziennie, bo tak się chyba nie da (śmiech).
Paweł Komolibus (manager zespołu): Mogę wrzucić swoje trzy grosze?
O: Jasne! Pierwszy raz do wywiadu chce mi się włączyć manager!
P: Dużo bardziej skomplikowane i trudne jest zrobienie albumu dwupłytowego niż wrzucenie do internetu jednego utworu. Żyjemy w czasach lekkich, łatwych i przyjemnych, dlatego coraz bardziej popularne staje się wrzucanie pojedynczych utworów. I dobrze, jak ktoś ma ochotę tak robić, to niech robi…
O: Jesteście w tym zakresie fenomenem, bo nie pamiętam na przykład kiedy ostatnio trzymałam w rękach dwupłytowe wydawnictwo w formie dwóch płyt CD, a nie CD i DVD.
W: Na początku lat osiemdziesiątych, począwszy od „British Steel”, kapele zaczęły nagrywać 30 – 35 minutowe materiały. Slayer czy „Kill ‘Em All” Metalliki to wszystko miało po 35 – 40 minut ale wtedy też winyle królowały więc pamiętajmy o tym, że pojemność winyla to pojemność 40-45 minut. Potem nagle w latach dziewięćdziesiątych oprócz tego, że były główne wersje albumu, pojawiły się bonus tracki na albumach. Każdy, zwykle na japońskich wersjach, dodawał może trzy, cztery, pięć piosenek. I nagle z albumu, który miał pięćdziesiąt minut robił się album, który trwał godzinę dwadzieścia. My aż tak bardzo nie odbiegamy od tego, umówmy się. Tylko, że my dajemy to w postaci jednego skompresowanego dzieła.
P: Poza tym płyta to jest też pewna kompozycja. To nie jest poukładanych kilka utworów w jakiejś niekontrolowanej kolejności.
T: I teraz wracając do meritum – obecnie również dostajemy płyty – jest jakiś korpus i są jakieś bonusy. I co jest fajniejsze – dostać album, który jest skompresowany i opowiada jedną historię czy jakieś dziesięć czy dwanaście kawałków które się udały zespołowi i pięć, które uważa za śmieciowe, ale je dorzuca, żeby mieć dłuższą płytę?
P: To jest opowieść. I to długa, bo dwupłytowa.
O: Rozmawiamy jednak cały czas od strony słuchacza, a jak to wygląda z waszej strony? Czy nie chcieliście ucinać w swojej „płodności twórczej” i umieścić jak najwięcej na płycie? Czy to działanie trochę na zasadzie „mamy dużo materiału i wcale nie mamy zamiaru z niego rezygnować”?
T: Nie, ponieważ ten materiał opowiada całą historię. Nie mogliśmy przecież zrobić tak, że będzie dziesiąty numer, to uznajemy, że kończymy a resztę wywalamy. Bo jesteśmy w połowie historii i musimy ją skończyć. Wszystkie nasze albumy są koncept albumami, które się rozwijają, tak jak film. To tak, jakbyśmy w połowie filmu nagle stwierdzili „wycinamy połowę filmu, bo druga połowa filmu jest może mniej ciekawa i niech się widzowie domyślą jakie jest zakończenie w tym filmie” (śmiech). Nie, no, musimy skończyć tą historię. My opowiadamy „film” w cudzysłowie, swoją muzyką .
K: Tak jak teksty są przeplatane śpiewem i motywami instrumentalnymi, to w przypadku jak ja pracowałam nad tym materiałem, to zawsze w miejscu na instrumentalny motyw – czy to była solówka lub partia jakiegokolwiek instrumentu – miał to być muzyczny komentarz do tego, co zostało przed chwilą opowiedziane. Jeżeli potem coś się tekstowo zmienia, to znowu nadaje inny klimat i to można długo w ten sposób interpretować bo historia tego tekstu się rozwija. Nie możemy więc ucinać numerów, ponieważ taki jest tego zamysł i to jest taka historia muzyczno – słowna.
P: Z Tyberiuszem zresztą wielokrotnie rozmawiałem na temat tego czy to mają być dwupłytowe albumy i różne argumenty padały za i przeciw ale nie pozostało mi nic innego, jak zgodzić z tym co chciał zrobić ze względu na to co robi i jak to miało wyglądać. Cenzurowanie czy skracanie tego nie przyniosłoby czegoś takiego co powstało w tej chwili i nie oddałoby tego co chciałby przekazać.
O: Czy mam rozumieć, że to Ty miałeś te argumenty przeciw?
P: Ja miałem trochę mieszane uczucia i miałem pewne obawy. Ja też nie pracowałem od początku z Tyberiuszem, dosyć późno dołączyłem do składu. Miałem obawy jaki będzie odbiór osób, które kupują te płyty. Jeżeli kupujesz album i tam jest ponad 90 minut muzyki to nie byłem pewny, czy ktoś w pewnym momencie nie będzie skakał po łebkach i przerzucał z pierwszego utworu na piąty i po prostu zakończy na 9 utworze. Ale w trakcie pracy i też rozmów, to, co zespół robi mi się bardzo spodobało i doszedłem do wniosku że to było idealne rozwiązanie.
O: Był jakiś argument, który Cię szczególnie przekonał?
P: Szczególnie przekonało mnie to co robili.
W: Myślę, że najlepszym argumentem jest gotowa płyta przesłuchana od deski do deski.
P: Nie będziemy się licytować o to, kto więcej razy wysłuchał tego albumu ale za każdym przesłuchaniem jeszcze coś nowego do nas dociera. To jest olbrzymi plus, że ona się nie nudzi, nie ogrywa.
T: To jest tak jak z „Nostradamusem” Judas Priest. Część słuchaczy wieszała na tym albumie psy. Natomiast dzisiaj, patrząc na ten album z perspektywy czasu, na jego warstwę muzyczną, tekstową i na całą historię opowiedzianą, okazuje się, że ten album jest klasykiem!
P: Poza tym, pamiętajmy o tym ,że my mamy wypaczone spojrzenie na coś takiego, bo w tym siedzimy i to robimy. Zwracamy uwagę na inne aspekty takiego wydawnictwa niż przeciętny Kowalski który pójdzie i je kupi. Mamy naprawdę wypaczone spojrzenie. A tak między Bogiem a prawdą to zadecydują ludzie, którzy przyjdą na koncert czy pójdą do sklepów i kupią album. Wtedy będziemy wiedzieli czy on jest dobry czy nie.
O: A czysto teoretycznie, co by się stało, gdyby ludzie po kupieniu i przesłuchaniu albumu stwierdzili, że jest zdecydowanie za długi? Chcę znać wasz punkt widzenia na to czy publika ma decydującą moc czy jednak wy, bo jesteście twórcami?
T: Widzisz, już jest prawie gotowy kolejny album. I odpowiem na twoje kolejne pytanie: jest jednopłytowy (śmiech). Jednopłytowy dlatego, że nie ma potrzeby aby był dłuższy. Ta historia, którą tam stworzyłem jest napisana w powiedzmy 11-12 utworach i będzie też koncept albumem. Natomiast będzie krótszy. Zamknie się chyba w 12 utworach. Natomiast jak mawiają „Vox populi, Vox Dei” to prawda ale to nie jest tak do końca.
P: Ja myślę, że jak ktoś będzie chciał szukać czegoś, żeby się do tego przyczepić, to może tak powiedzieć. Natomiast ktoś, kto regularnie sobie tego przesłucha to nie sądzę żeby używał takich argumentów .I to nie przemawia przeze mnie buta, tylko też w pewnym sensie ponad 40 lat pracy, spora ilość koncertów zespołów z którymi się współpracowało i słuchało ich nowych materiałów
K: Ja myślę, że nie ma też co kategoryzować tych słuchaczy, bo ludzie sięgają po różną muzykę. To zależy od jego chęci wejścia w dana muzykę, zaangażowania i to na co ma ochotę. Ktoś może nie mieć ochoty posłuchać tego. W tym sensie ,że może być jeden słuchacz, który chce słuchać krótszej muzyki, bardziej skondensowanej ale też mieć taki czas, że może mieć ochotę na coś dłuższego co ma takie bardziej rozwinięte formy. Nieraz słucha się muzyki klasycznej ale nie zawsze ma się ochotę odpalić taką muzę i słuchać takich długich utworów.
P:Media kształtują w dzisiejszych czasach słuchaczy. Dlatego zależy nam i robimy te wywiady, żeby dotrzeć do większej grupy ludzi i im coś pokazać.
T: A Tobie jak się podoba?
O: Mi się bardzo podoba dlatego właśnie …
T: ..masz kolejne pytanie! (śmiech)
O: Oczywiście, że mam! Ale muszę Wam powiedzieć, ż naprawdę bardzo mi się podoba to co robicie, bo to się wymyka wszelkim schematom a ja takie rzeczy lubię.
T: My też lubimy wymykać się schematom! (śmiech)
T: Nie chcę też powiedzieć że nie lubię rzeczy klasycznych, takich zamkniętych w jednym gatunku ale jednocześnie bardzo lubię eksperymenty. Wracając jednak do pytań ponieważ muszę Was zapytać jeszcze o jedną rzecz bo mnie bardzo frapuje od czasu przesłuchania albumu. Album zaczyna się kawałkiem …
T:„Sic Mundus Creatus Est”.
O: Właśnie miałam zapytać czy to jest to utwór inspirowany serialem „Dark”?
T: Tytuł jest zdecydowanie inspirowany serialem „Dark” i też klimat tego serialu tak jakby wpasowuje się w nasz klimat .Ja bardzo lubię takie tematy.
O: Ja byłam zachwycona po jego obejrzeniu!
T: Ja też byłem zachwycony tym serialem. Byłem zachwycony jak wiele rzeczy na siebie wpływa. To nie jest tak że jesteśmy zero-jedynkowi i sami wszystko wymyślamy. Nawet Beethoven czy Mozart tworząc swoje rzeczy był pod czyimś wpływem i coś go fascynowało i dlatego tworzył takie rzeczy a nie inne. I dokładnie u nas jest identycznie. A „Sic Mundus Creatus Est” raz, że pasuje do konwencji trzeciej płyty w ten sposób, że obcy stworzyli naszą ziemię. „Sic Mundus Creatus Est” – czyli „Tak został stworzony świat”. Chodzi o nasz świat ,o ziemię. Po drugie, że to świetne łacińskie wyrażenie, które jest piękne a ja lubię łacinę. A po trzecie – „Dark” to genialny serial.
„Seven Kingdoms”, kolejny kawałek na ten przykład odnosi się niejako do Siedmiu Królestw w „Grze O Tron”. Bo gdzie się udaje nasz bohater, to może po krótce Ci opowiem. W trzeciej części nasz bohater udaje się na planetę obcych, która składa się z siedmiu planet. A według naukowców najbliższymi możliwie planetami na których też może być życie to jest system planet Trappist-1, który składa się z 7 planet, które orbitują harmonijnie wokół jednego słońca. I dlatego właśnie jest tytułowe „Siedem Królestw i przy okazji nawiązuje do „Gry o tron”. Nawet tekst jest trochę powiązany z „Grą o tron”, są tam podobne klimaty.
O: Jak bardzo, orbitując wokół tematów dotyczących kwestii pozaziemskich, twoja wiedza wychodzi poza muzykę?
T: Bardzo daleko! Ja Lema nigdy w życiu nie lubiłem na przykład. Czytałem coś Lema ale nigdy mnie nie chwytał za serce. Natomiast jeśli chodzi o filmografię to zaczynając od całego spektrum Gwiezdnych Wojen, przez horrory czyli na przykład „Ukryty wymiar”. Nie wiem czy kojarzysz drugi kawałek na płycie „Philosoper”, bo tam na samym początku i na końcu są wstawione sample i one pochodzą właśnie z „Ukrytego wymiaru”. A z pozostałych, to wszelkie seriale, które nawiązują w jakiś sposób nie tylko do Sience Fiction – Fantasy ale też tematy postapo to jest dla mnie absolutnie fascynujące. Jeśli chodzi o książki to jak byłem młody to pochłaniałem tony horrorów, książki Si-Fi, książek Dänikena [Erich Anton Paul von Däniken, przyp.red], czy w ogóle innych twórców. To wszystko jest fascynujące, bo jest nieznane, nie dotknęliśmy tego i nie jest wyjaśnione więc mnie w istocie ciekawi. A kosmos tym bardziej! Bo czym jest kosmos dla nas? Jest jedynie wycinkiem. Ale co jest dalej? Jeżeli się kończy wszechświat to co jest dalej? I tutaj dochodzimy do tematów tym razem związanych ze stwórcą, z wiarą, z bogiem, czy istnieje czy nie. Te pytania można mnożyć na setki. To są fascynujące pytania na które nikt nie zna odpowiedzi tak naprawdę. Każdy może próbować odpowiedzieć ale nikt nie jest w stanie. Wracając jeszcze do Mozarta o którym wcześniej mówiłem, wiem czy zauważyłaś ale ostatni kawałek zaczyna się od „Lacrimosy” Mozarta.
O: Zauważyłam! Bardzo eklektyczny zabieg. Tak naprawdę muzyka klasyczna bardzo towarzyszy nam na co dzień…
T: A czym jest death metal? Death metal jest czystą grą klasyczną przetransferowaną na gitary i przesterowaną. Z ekstremalnym tempem. Niczym innym nie jest gra szesnastkami czy tam trzydziestkomadwójkami na gitarze niż grą muzyki klasycznej i jej jakieś melodii .
O: A jak reszta zespołu odnajduje się z tematami SI-FI?
W: Myślę że Mateusz Drzewicz, wokalista, jest bliski z tymi tematami, to na pewno. Jeśli chodzi o Kingę – szczerze mówiąc nie wiem czy kiedykolwiek mieliśmy możliwość rozmawiania tak długo być pewnym. Tak, oczywiście jest jakoś tam zaznajomiona z tematem chociaż nie jest to, wydaje mi się, jakiś jej konik, ale ogarnia temat.
Krzysztof Marchwacki : Ja od dziecka lubię filmy science fiction, Gwiezdne wojny i tak dalej…
W: Ja też jestem wielkim fanem!
K: A ja szczerze – i tylko szczerze – nie byłam nigdy fanką tego typu filmów.
Krzysztof : (w szoku) Wylatujesz z zespołu! (śmiech)!
O: A jakie plany na bliższą lub dalszą przyszłość?
W: W lato kilka plenerów, potem parę zlotów a na jesieni mamy nadzieję ruszyć w jakąś fajną trasę koncertową po Polsce, a może i nie tylko po Polsce jak się uda.
O: To czego Wam życzyć w takim razie na bliższej lub dalsze dni kariery?
T: Żeby nam się cały czas chciało tak jak nam się chce. Albo właśnie wtedy jak nam się nie! To po pierwsze, a po drugie ja chciałbym osobiście, żeby ten album dotarł do jak najszerszego grona odbiorców takie jest moje marzenie. Żeby ludzie wyszli poza ramy słuchania muzyki nie tak jak to dzisiaj robią, wycinkami, przez pryzmat kawałka, zajawki, trailera tylko znaleźli chwilę czasu, wyciszyli się, posłuchali w ciszy i spokoju, uspokoili się bo muzyka ma taką funkcję. I żeby poczuli się szczęśliwi, że coś takiego przesłuchali.
K: Taka muzyka też stwarza dobrą okazję do refleksji. Jest ten czas w tej muzyce na to żeby się w nią zagłębić i sobie coś przemyśleć…
O: To czego Tobie życzyć w takim razie?
K: Żeby to się wszystko dobrze rozwijało, żeby nie brakowało pomysłów na rozwój, żeby pomysłowość była cały czas i żeby była energia i siła. I zdrowie!
O: Panu menedżerowi czego życzyć?
P:Dla mnie to już tylko zdrowia.
O: A Tobie?
Kr: Żeby słuchaczom podobało się to co robimy i żeby to miało przełożenie na naszą dalszą twórczość. Żebyśmy grali przede wszystkim nie dla siebie ale dla ludzi którzy nas słuchają.
O: To tego wszystkiego Wam życzę i życzę również sukcesów z nową płytą!
Subterfuge: Dziękujemy!