Relacja z Koncertu / LIFE OF AGONY + PRONG + Tarah Who?: 19 stycznia 2023, Proxima

To jest dobry czas dla groove’u lat 90-tych: na świecie powrót na koncertowy szlak takich nazw jak Clawfinger, Biohazard czy Pantera, a w Polsce połączone siły koncertowe Flapjack i Illusion!!
Bluzy kangurki, czapki beanie i flanelowe koszule same wyskakują z szafy, gotowe paradować na parkietach! Kolejnym przystankiem w tej sentymentalnej, ale też odświeżającej podróży była warszawska Proxima, gdzie w ramach trasy promującej 30-lecie premiery płyty ‘River Runs Red’ wystąpiła grupa LIFE OF AGONY wspierana przez zespół PRONG.
Zespoły wywodzące się ze sceny nowojorskiego hardcore’a pod koniec XX wieku odważnie poszerzały granice stylistyczne o doom, rock gotycki czy industrial – jak prezentują się współcześnie, z trzecim krzyżykiem w metryce swoich najważniejszych albumów?

Wieczór rozpoczęła formacja o nazwie TARAH WHO?
Kilka dni temu przeglądałem moją kolekcję biletów koncertowych i wśród różnych imprez wrócił też występ brytyjskiego zespołu Tat, generującego energetyczny, ale trochę wymuszony punk rock ograniczający bunt do wyuczonej pozy. Występ Tarah Who? przypomniał mi ten sam obraz: francuski zespół odrobił lekcje z image’u niepokornego rocka, ale zapomniał dodać indywidualizmu i autentycznej spontaniczności. Muzycznie zaś brzmiało to jak kłótnia Joan Jett i Avril Lavigne przy piosenkach Mudhoney granych w tle. A może w trio drugiej gitary, a może basista mógłby mieć szersze obowiązki ponad odgrywanie plam dźwiękowych? Francuskie trio wykazało się znajomością brzmień lat 90 i punkowej estetyki, ale ze swoimi staraniami nie dotarli do mojego przekonania…

…co innego drugi artysta tego wieczoru.
Przyznam się, że to właśnie PRONG był moim faworytem, jeszcze przed pierwszym dźwiękiem i szczególnie wyczekiwałem występu nowojorczyków.
No i nie zawiedli!

Trio pod wodzą Tommy’ego Victora ogłuszyło swoistą porcją industrialnego groove hardcore’a. Repertuar bazował na wydanej w 1994 r. płycie Cleansing, więc… zaczęli od końca – intro wprowadzającym w koncert był zamykający płytę “Test”, żeby następnie pogrozić pięścią w “Whose Fist is This Anyway?”, próbowali poskładać świat w “Broken Peace”, był też ból palców i karku w “Snap Your Fingers, Snap Your Neck”, zareagowali na inflację w “Cut-Rate” i zmierzyli się z globalnym monstrum w “Another Worldly Device”. Repertuar uzupełniały utwory z pozostałych płyt Prong, w tym utwór tytułowy z płyty Beg To Differ oraz kompozycje sięgające od początków zespołu, aż po dzisiaj – wszystko zgrabnie komponujące się w logiczną całość. Zakończeniem występu był utwór o niezwykle stosownym tytule – “However It May End”.

Wiele od tego występu oczekiwałem i nie zawiodłem się. Trzech muzyków pokazało, że można grać industrialny metal z wyczuciem i piekielną energią, nie potrzebując masy sampli, efektów  czy klawiszy. Było ostro, surowo i wręcz hardcore’owo!
I takie oto zacne okoliczności szykowały na gwiazdę wieczoru.

Mając w pamięci wyróżnik stylu LIFE OF AGONY w postaci głosu godnego Type 0 Negative, dochodzącego z sylwetki stereotypowego nerda komputerowego, po cichu niepokoiłem się, jaką formę prezentują obecnie główny wokal i cały zespół – w obliczu decyzji z 2011 r., kiedy to wokalista formacji, Keith Caputo odmienił życie, oficjalnie stając sie Miną Caputo.

Troski i niepokoje okazały się absolutnie niepotrzebnie, bo oto zespół z Nowego Jorku zaprezentował z mniejszym zacięciem gotyckim, ale z energią godną rówieśników i sąsiadów kapel pokroju Biohazard, Pro-Pain czy Dog Eat Dog.

Pewnym zaskoczeniem było intro poprzedzające wejście zespołu, czyli utwór Pink Floyd… W sumie, to przecież Life Of Agony też był zespołem progresywnym podchodzącym w gatunku hardcore’a i odważnie kombinującym w jego strukturze. Po intro wjechała już w całości trzydziestoletnia jubilatka, czyli River Runs Red, począwszy od “This Time”, “Underground” i utwór tytułowy, uzupełnione przez odtwarzane z taśmy utwory-dni (“Monday”, “Thursday” i “Friday”). Dalej, w kolejności z płyty, zabrzmiały “Through and Through” i “Bad Seed i kolejność utrzymano aż do końca, czyli “The Stain Remains”. Przez cały występ Mina udowadniała, że jest wulkanem energii, który na scenie musi pojawić się wszędzie, zawsze i na raz. Dzieliła się z publiką pozytywną mocą przy akompaniamencie muzyki, do której fani szaleli jak przystało w czasach kiedy Life Of Agony debiutowało na hardcore’owej scenie. Stanowiące niemal połowę występu bisy niemal w całości zdominowała następna w dyskografii L.O.A. płyta, Ugly, z której zabrzmiały kompozycje “Other Side of the River”, “Scars”, “Let’s Pretend”, “Lost at 22”, “I Regret”. Dopełnieniem i zamknięciem wieczoru było zaproszenie widowni do jeszcze jednego, ostatniego chóru w postaci “Weeds”.

To jest dobry czas dla groove’u lat 90-tych: powracają kapele zaczynające ponad trzydzieści lat temu i pokazują, że wciąż mają wiele do powiedzenia i pokazania w temacie energii i siły. PRONG i LIFE OF AGONY dobitnie potwierdziły te wnioski.

 

Dawid Qstosz Odija

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Copyright © 2022 | Strefa Music Art | Realizacja: Studio Graficzne 702

error: Zabezpieczone!!