Brudno Pop nadszedł. Mowa tu o debiutanckim albumie „Brudno”, nazywającym się tak samo jak zespół.
Przejdźmy od razy do wyrazistych kawałków albumu: „Właśnie tak” to pulsująca gitara rodem z T.Love, gdzie zespół mówił biciem typu oh yeah chcę Ci powiedzieć… „Wstyd” to mieszanka brzmienia elektryka Edge’a z U2, który bendigiem i nakładkami kompresji, czy soft chorusa typu Juno-60 koloruje przestrzeń. Nie miejcie złudzenia to nadal gra Perkoz. „To chyba raj” ujął mnie od początku dynamiką, świeżością intra, intrygą, zakręconym sentymentem i hajem w jaki wpada wokalistka Martyna Włodarczyk i nie tylko ona bo ja też. Momentalnie. Słuchajcie głośnio bo bas trzyma pion a szkliste nuty muskają wrażenia w wpadające do uszu. Gdy posłuchacie utworu „Coma” to prawdopodobnie dojrzycie pozytywne Indie riffy na kształt The Strokes przeplatające się z frazowaniem Ani Wyszkoni, gdy grała ze Łzami. „Uszczypnij mnie” to organicznie zespolenie sekcji bębny/bas. Gitara do tego Groovi a za chwilę wpadamy znowu do brzmienia U2 z końca lat 90tych. Wisienką na torcie spostrzeżeń jest sekcja dęta jak z płyty „Odrzutowce i kowery” Happysadu. „Manifesto” letnio huśta i oryginalnie nadaje urokliwy vibe projektu Brudno. „Dom” to eteryczne brzmienia. Tekst i akustyk jak od Gawlińskiego. Chłód i produkcyjne zabiegi niczym od The Who. Numer „Kawałek po kawałku” zmodulowanym klawiszem wypełnia ramy piosenki, która okraszona sowitym basem wpada w klimat Manaamu i ekspresji muzyki XXI wieku, która poruszy pokolenie Z i pewnie także Millenialsów. Następny utwór „To jest chore” prowadzi metafizyczny mariaż z muzyką Steviego Wondera. Potem solówkami wirtuozerską pokazuje się sekcja dęta. „Do prostego człowieka” to nieco słabszy utwór w mojej ocenie. Nie wiem czy idzie bardziej w elektronikę pop czy jakiś eksperyment. Niemniej zamknięcie płyty Jacek Perkowski wymyślił tak, że wychodzę z niej z emocjami. Jakie one są? Posłuchajcie 11 utworów debiutanckiego albumu BRUDNO.
Połowa tego składu to na pewno: warsztat, rzemiosło instrumentalisty, doświadczenie, ale także nieszablonowość myślenia dźwiękami – czyli mowa o gitarzyście Jacku „Perkozie” Perkowskim. „Perkoz” ma na koncie występy z zespołem T – love, De Mono czy Azyl.P. Kawał historii za nim. Wydał nawet solowa płytę w 2005 o nazwie „Perkoz”. Ale sekunda, gdzie druga połowa zespołu Brudno? I tu pojawia się Martyna Włodarczyk, temperamentna, nieustępliwa, zdecydowana – w moim pooczuciu wokalistka.
Historia zespołu przywołuje wspomnienie gitarzysty „Ruszyłem na miasto i na jednej z imprez poznałem Martynę, po naszej rozmowie wpadłem na koncert jej zespołu, żeby sprawdzić jak śpiewa”
„Dużo komponuję w domu i postanowiłem poszukać kogoś do zamknięcia pewnego etapu” – dodaje Perkoz
I można by powiedzieć, że kropką nad i było wydanie wspólnego albumu muzyków.
Zapraszam z entuzjazmem do przesłuchania albumu!
Recenzja: Piotr Siedlecki